[tag=53875]
Ryoyu Kobayashi[/tag] i Karl Geiger są niewątpliwie najlepszymi skoczkami dobiegającego do końca sezonu. Regularnie meldowali się na podium, wygrywając poszczególne konkursy. Od początku do końca tylko ta dwójka miała w swoim posiadaniu plastron lidera Pucharu Świata. Przed ostatnim aktem sezonu w lepszej sytuacji był jednak Japończyk.
Kobayashi trzyma KK jedną ręką
Mistrz olimpijski z Pekinu nie rozpoczął tego sezonu najlepiej. Najpierw dyskwalifikacja za nieprzepisowy kombinezon, a następnie przerwa w startach spowodowana pozytywnym wynikiem na COVID-19. Choroba nie spowodowała jednak spadku formy u wybitnego zawodnika. Wrócił i jak maszyna wygrywał konkursy jeden za drugim. Po raz drugi w karierze sięgnął po zwycięstwo w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, a kilka tygodni później wywalczył złoto i srebro na najważniejszej imprezie czterolecia. Następnie przyszedł delikatny kryzys. Zastanawiano się wówczas, czy będzie on w stanie zachować pozycję lidera w PŚ.
Sztuka ta się udała. Do Planicy skoczek z kraju kwitnącej wiśni przyjechał w żółtym plastronie. Jego przewaga nad fenomenalnym w ostatnich miesiącach Karlem Geigerem wynosiła 66 punktów. Niemiec musiał zaatakować jeśli chciał włączyć się do walki o końcowy triumf. W piątek się to jednak nie udało. Podopieczny Stefana Horngachera zajął 12. miejsce, a jego najgroźniejszy rywal został sklasyfikowany siedem pozycji wyżej. Przewaga wzrosła do 89 punktów i zdaje się, że to Japończyk wzniesie Kryształową Kulę w niedzielne popołudnie. Przypomnijmy, że do ostatniego konkursu przystępuje jedynie czołowa trzydziestka. Nie ma więc mowy o tym, by z powodu jakiegoś wypadku przy pracy Kobayashi nie zdobył żadnego punktu do klasyfikacji generalnej.
Geiger matematyczne szanse na zwycięstwo ma. Musiałby wygrać zawody, a Kobayashi nie mógłby zająć wyższego miejsca niż 21. Każde "oczko" wyżej pozwoli Japończykowi cieszyć się z wygranej. Nawet jeśli skoczkowie po konkursie mieliby taką samą liczbę punktów (a przypadek taki zdarzył się tylko raz) to i tak to Kobayashi byłby górą, ponieważ wygrał więcej konkursów w sezonie. Triumfował osiem razy, przy tylko czterech zwycięstwach Geigera.
Jedyny taki przypadek w historii
Ten jedyny raz, kiedy to skoczkowie zakończyli sezon z taką samą liczbą punktów, miał miejsce w 2015 roku. Wówczas o Kryształową Kulę walczyli Severin Freund oraz Peter Prevc. Jako lider PŚ do ostatniego weekendu przystępował Niemiec. Niesiony dopingiem swoich kibiców Słoweniec nie zamierzał jednak odpuszczać. Wygrał pierwszy z dwóch konkursów indywidualnych, a jego najgroźniejszy rywal został sklasyfikowany na czwartej pozycji. Pozwoliło to Prevcowi odrobić 50 pkt do lidera. Przed ostatnim występem tracił zaledwie 44 pkt. Kryształowa Kula była coraz bliżej.
W drugim konkursie Słoweniec prowadził po pierwszej serii. Odległe miejsce Freunda wskazywało na to, że przegra on cenne trofeum na ostatniej prostej. Zajął ostatecznie siódmą pozycję i po swoim skoku usiadł i ukrył głowę w dłoniach. Wyglądał na pogodzonego z losem.
Zawody faktycznie wygrał Słoweniec, jednak nie był nim Peter Prevc. Po fantastycznej próbie na 244 metr z drugiego zwycięstwa w karierze cieszył się Jurij Tepes. Walczący o końcowy triumf najstarszy z braci Prevców przegrał z kolegą o 2,8 pkt. Chwilę później okazało się, że Tepes pozbawił go zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. Zajmując drugą lokatę przy siódmej pozycji Niemca, skoczkowie zakończyli sezon z taką samą liczbą punktów. Był to pierwszy taki przypadek w historii skoków narciarskich. Zadecydowała liczba zwycięstw w całym sezonie, a tych więcej miał Freund i to właśnie do jego rąk wręczono kryształowe trofeum.
- Kiedy wylądowałem, właściwie niczego nie byłem pewien. Wiedziałem, że Jurij skoczył daleko, ale nie wiedziałem ile, musiałem poczekać na ostateczne wyniki. Oczywiście, byłem ciekawy, jaką notę uzyskał ostatecznie Freund, ale wolałem skupić się na sobie - przyznał drugi zawodnik klasyfikacji generalnej sezonu dla TVP Sport. - Niestety, Jurij mnie pokonał, nie wiem, jak długo będę na niego obrażony - dodał ze śmiechem. 24-latek próbował żartować, jednak na pewno nie był do końca usatysfakcjonowany z wyniku.
Dla Severina Freunda był to pierwszy i zarazem jedyny triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Niemcy czekali na zwycięstwo swojego zawodnika od 2000 roku. Wtedy to najlepszy okazał się Martin Schmitt.
- Cały weekend w Planicy nie układał się po mojej myśli. W Skandynawii wszystko było dla mnie łatwe, po jednym skoku na treningu już wiedziałem, jaka jest dana skocznia. Niestety w Planicy tego nie poczułem, z tego powodu było mi ciężko - opowiadał świeżo upieczony zwycięzca Pucharu Świata. - Po drugim skoku miałem wrażenie, że to koniec, byłem pewien, że Peter zrobi, co do niego należy. Byłem rozczarowany i zły na początku, bo to nie był dobry weekend. Oczywiście ostatecznie wszystko dobrze się skończyło - dodał.
Pojedynek pomiędzy Niemcem a Słoweńcem był jednym z najbardziej emocjonujących w historii. Trudno sobie wyobrazić, że sytuacja miałaby się powtórzyć także w niedzielę. Kobayashi wydaje się być za dobry, jednak emocji, dalekich skoków i fantastycznej atmosfery na pewno nie zabraknie.
Czytaj także:
Koncert Słoweńców w Planicy! Pierwszy taki konkurs od ponad 40 lat
Dawid Kubacki nie wytrzymał! "Pójdę do Urzędu Pracy"
ZOBACZ WIDEO: "Szalona". Wideo z trenerką mistrza olimpijskiego robi furorę w sieci