W tym artykule dowiesz się o:
Passa Austriaków zaczęła się w sezonie 2008/2009, kiedy w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni zwyciężył Wolfgang Loitzl. Na podium wskoczył też Gregor Schlierenzauer, który uplasował się na trzeciej pozycji, za Simonem Ammannem. Sezon później Loitzl wywalczył trzecią lokatę, ale nie przeszkodziło to Austriakom potwierdzić swoją dominację. Tym razem triumfował bowiem Andreas Kofler. Dwóch reprezentantów kraju ze stolicą w Wiedniu przedzielił Janne Ahonen. [ad=rectangle] TCS w sezonie 2010/2011 dla odmiany stał pod znakiem Thomasa Morgensterna. O dziwo, na podium zabrakło innego rodaka "Morgiego", ale w Austrii raczej nikt z tego powodu nie płakał - wspaniała passa trwała nadal. Za Morgensternem uplasowali się Ammann i Tom Hilde. Jeśli ktoś myślał, że na tym dominacja Austriaków się zakończy był w błędzie. I to ogromnym - podczas kolejnego Turnieju nie dali nawet najmniejszych szans na zwycięstwo reprezentantowi innego kraju.
W sezonie 2011/2012 na podium stanęło... trzech Austriaków. Zwyciężył Schlierenzauer, drugi był Morgenstern, natomiast trzeci Kofler. "Tego już za wiele" - pomyśleli Norwedzy i podczas następnej edycji Turnieju postanowili pokonać skoczków znad Dunaju. Jak łatwo się domyślić sztuka ta im się nie udała. Wygrał Schlierenzauer, a tylko drugie miejsce wywalczył Anders Jacobsen. Dla osłodzenia porażki, na podium Skandynawowie usytuowali jeszcze jednego swojego zawodnika, a mianowicie Hilde.
Ci, którzy nie wierzyli w trzecią pod rząd wygraną Schlierenzauera w TCS mogli być z siebie dumni. Gregor nie znalazł się nawet na pudle. Cóż z tego jednak, skoro jego miejsce zajął skoczek, którego wcześniej nie znał prawie żaden kibic spoza Austrii - Thomas Diethart. Gdyby jednak nie pokusił się o zwycięstwo, kibice nad Dunajem wciąż mogliby być spokojni - asekurował go Morgenstern, którego ostatecznie sklasyfikowano na drugiej pozycji. Trzecie miejsce tym razem zajął Ammann.
Tak było w ubiegłym sezonie. Jak będzie teraz?
Austriacy wciąż są mocni i nikogo nie zdziwiłby triumf kolejnego reprezentanta tego kraju. Niedługo przed TCS świetną formę wypracował Michael Hayboeck i to on wydaje się być faworytem wśród podopiecznych Heinza Kuttina do odniesienia końcowego sukcesu. Wysoko w klasyfikacji Pucharu Świata plasują się jednak także Schlierenzauer czy Stefan Kraft. Mogą być szczególnie groźni na własnym terenie.
Znudzeni dominacją Austriaków mają jednak swoich faworytów do zwycięstwa w prestiżowym Turnieju. Anders Fannemel choć nie prezentuje stabilnej formy, zdecydowanie plasuje się w ścisłej czołówce faworytów TCS. Norweg, który w poprzednim sezonie zajął zaledwie 23. lokatę w klasyfikacji generalnej PŚ, teraz przy odrobinie szczęścia mógłby być godnym rywalem podopiecznych Kuttina.
Nie bez szans jest również Severin Freund. Niemiec podczas połowy Turnieju będzie skakał u siebie, a w tym sezonie już wygrał jeden z konkursów - w Niżnym Tagile.
Wśród faworytów pozostaje również Peter Prevc. Nie wygrał w tym sezonie jeszcze ani jednego konkursu, ale od jego początku, poza zawodami w Engelbergu, nie wypadł z pierwszej dziesiątki.
Największym zaskoczeniem pierwszej części sezonu był Roman Koudelka. Reprezentant naszych południowych sąsiadów wygrał już trzy tegoroczne konkursy PŚ i wciąż utrzymuje wysoką dyspozycję.
Lekceważyć nie można też na pewno Ammanna. Czterokrotny złoty medalista olimpijski w tym roku wygrał już dwa konkursy. Jego największe osiągnięcia w TCS to dwa razy drugie i dwa razy trzecie miejsce. Forma dopisuje, więc być może najwyższy czas, aby zwyciężyć!
Skoro już mowa o doświadczonych zawodnikach... Noriaki Kasai. Japończyk nie przestaje zaskakiwać. W tym sezonie wygrał w jednym konkursie, po czym stwierdził, że celuje w złoty medal na mistrzostwach świata w Falun i triumf w klasyfikacji generalnej PŚ. To zawodnik, który może się liczyć również podczas TCS.
Wygraną w sobotnim konkursie w Engelbergu zaskoczył Richard Freitag. Niemiec w tym sezonie nie spisuje się obiecująco, ale zwycięstwo w dwuseryjnych zawodach nie może być dziełem przypadku.
Wśród odleglejszych faworytów (ale jednak!) wymienia się takich zawodników, jak: Anders Bardal, Jernej Damjan, Markus Eisenbichler czy Rune Velta. Lista jest zresztą dłuższa, ale poprzednia edycja TCS pokazuje, że faworytów można wymieniać godzinami, a i tak może znaleźć się skoczek, który zaskoczy wszystkich i dzięki zwycięstwu stanie się nową gwiazdą tej dyscypliny sportu.
Wreszcie doszliśmy do wielkiej niewiadomej TCS. Fani Kamila Stocha po ogłoszeniu przez trenera Kruczka składu reprezentacji na prestiżowy Turniej powoli tracili nadzieję na to, że dwukrotny mistrz olimpijski dołączy do swoich kolegów. Jakież było zdziwienie sympatyków zawodnika z Zębu, kiedy swój udział w TCS ogłosił w Wigilię na swoim facebookowym profilu!
Trudno przewidywać, jak teraz prezentuje się dyspozycja Stocha i o co będzie walczył lider biało-czerwonych na niemieckich i austriackich obiektach. Najważniejszy wydaje się być spokój, aby powoli przyzwyczajać się do skakania po kontuzji, która wykluczyła mistrza z udziału w konkursach na dłużej niż przypuszczano. Jeśli jednak wierzyć słowom Apoloniusza Tajnera, rywalizacja powinna być emocjonująca. - Rozmawiałem o tym z Łukaszem Kruczkiem, pytałem go czy sądzi, że Kamil po powrocie będzie potrzebował czasu na skoczni, aby wrócić do pełnej dyspozycji. Łukasz powiedział, że to powinno zadziałać "od strzału". Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że może nastąpić superkompensacja po okresie kontuzji - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Jak w stawce najlepszych zawodników na świecie odnajdą się pozostali biało-czerwoni? Podopieczni Łukasza Kruczka początku sezonu nie mogą zaliczyć do udanych. Pod nieobecność Kamila Stocha najlepiej z Polaków spisywał się Piotr Żyła, który zajmuje obecnie 20. lokatę w klasyfikacji generalnej PŚ. Trudno jednak przypuszczać, aby dyspozycja, jaką teraz prezentuje pozwoliła mu sprawić niespodziankę w TCS. Drugi z Naszych, z największym dorobkiem punktowym to Jan Ziobro. Skoczek plasuje się dopiero w czwartej dziesiątce. Pozostali zawodnicy, których trener zabrał na TCS też punktowali (Dawid Kubacki, Klemens Murańka oraz Aleksander Zniszczoł). Oni jednak tym bardziej nie zachwycają wciąż wiernych fanów nad Wisłą. A może w TCS nas zaskoczą i to któryś z nich będzie objawieniem cyklu? Nadzieja umiera ostatnia.
Na koniec skupmy się na tych, którzy mogą sprawić niespodziankę porównywalną z tą, jaką zafundował nam rok temu Diethart. Na myśl niemal od razu nasuwa się dwóch panów. Pierwszym z nich jest Phillip Sjoeen. W letnim Grand Prix 2014 zajął drugie miejsce. Niestety podczas treningu w Klingenthal upadł i ostatecznie w PŚ zadebiutował dopiero w Engelbergu zajmując 11. lokatę. Pozostaje pytanie czy Norwegowi uda się szybko odzyskać świetną dyspozycją z lata. Przed sezonem zimowym Sjoeen był postrzegany w kategorii czarnego konia PŚ.
Drugim młodym wilkiem, który może namieszać w stawce jest Stephan Leyhe. Jego debiut w PŚ także przypadł na Engelberg. Wywalczył tam 13. pozycję. Jeśli w pierwszym starcie uplasował się już w drugiej dwudziestce, niemieccy kibice mogą liczyć, że podczas kolejnych zawodów będzie jeszcze lepiej. Warto podkreślić, że Leyhe podczas konkursów w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen poskacze przed własną publicznością!
Czy tym razem zwycięży czarny koń TCS? Czy rywalizacja będzie przewidywalna? Jak spisze się powracający po kontuzji Kamil Stoch? Przekonamy się już w ciągu najbliższych dni. Pierwszy konkurs rozpocznie się 28 grudnia o godzinie 16.30. Dzień wcześniej o tej samej porze zostaną rozegrane kwalifikacje.