W tym artykule dowiesz się o:
Największa sensacja w rywalizacji skoczków na MŚ w XXI wieku miała miejsce w Oberstdorfie w 2005 roku. Na normalnej skoczni (K-90) walkę o złoto mieli stoczyć Jakub Janda, Janne Ahonen i Adam Małysz. Polaka w ogóle nie było jednak na podium (6. miejsce), a Czech i Fin musieli zadowolić się srebrnym i brązowym medalem.
Faworytów pogodził mało znany wówczas Rok Benković. Na Słoweńca nie stawiał nikt. Tymczasem w pierwszej serii Benković zszokował świat. Skoczył zdecydowanie najdalej (101 metrów) i był bardzo blisko złota. W finale nie oddał już tak perfekcyjnego skoku, ale 91 metrów wystarczyło mu żeby obronić prowadzenie i sprawić wielką sensację.
Całe mistrzostwa w Oberstdorfie były dla Słoweńca bardzo udane. Dzień po złotym medalu indywidualnie, Benković zdobył z kolegami brąz w rywalizacji drużynowej na normalnej skoczni. Już na dużym obiekcie Słoweniec był 5. w zmaganiach indywidualnych i 4. z kolegami w drużynówce.
Po sukcesie na MŚ Benković miał jeszcze kilka niezłych startów w Pucharze Świata, ale nigdy nie stanął na podium w zmaganiach indywidualnych tego cyklu. Karierę zakończył w 2007 roku.
Fin jest znany kibicom głównie za sprawą swoich wybryków alkoholowych poza skocznią. Z tego powodu skoczek był nawet zawieszony przez fińską federację. Harri Olli potrafił jednak także daleko skakać. Udowodnił to między innymi na mistrzostwach świata w Sapporo w 2007 roku na dużej skoczni. Tak samo jak w przypadku Benkovicia, na Fina nie stawiał praktycznie nikt.
Przed mistrzostwami w Japonii Olli ani razu nie stanął na pucharowym podium. Tuż przed najważniejszymi zawodami sezonu 2006/2007 zajął 36. miejsce w Titisee-Neustadt. Tymczasem na Okurayamie skakał jak nakręcony.
W pierwszej serii konkursu na dużej skoczni Fin uzyskał 124. metry i przegrywał tylko z Simonem Ammannem. Wydawało się jednak, że trudno mu będzie utrzymać miejsce na podium, bo poza trójką byli Adam Małysz i Thomas Morgenstern, jedni z głównych faworytów konkursu.
Olli nie przestraszył się jednak rywali. Mimo że Polak i Austriak skoczyli daleko, jeszcze lepszą próbą odpowiedział Fin. Jego 136,5 metra było ostatecznie najlepszym rezultatem finałowej kolejki. Ostatecznie Olli zdobył niespodziewane srebro, a złoto z Simonem Ammannem przegrał zaledwie o 0,2 punktu.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Przyszłość Horngachera? Tu nie chodzi o pieniądze
W 2009 roku mistrzostwa świata odbyły się w Libercu. W Czechach panowały trudne warunki do skakania. O ile na normalnej skoczni przeprowadzono dwuseryjny konkurs, o tyle na dużym obiekcie medalistów wyłoniła tylko jedna seria, rozgrywana w loteryjnych warunkach.
Dobry los do wiatru wylosował przede wszystkim Andreas Kuettel. Przed tym konkursem uśmiechnięty Szwajcar potrafił kilka razy zaskoczyć w Pucharze Świata, ale pozostawał w cieniu swojego rodaka Simona Ammanna. Tamten dzień należał jednak do niego.
Kuettel poszybował na 133,5 metra i pogodził wszystkich faworytów. Srebrnego medalistę Martina Schmitta wyprzedził o 0,4 punktu, a trzeciego Andersa Jacobsena o 1,8 punktu. W tym samym sezonie Szwajcar ani razu nie stanął na podium konkursu Pucharu Świata. W Libercu oddał jednak jeden z najlepszych skoków w karierze, wykorzystał wiatr pod narty i mógł cieszyć się z życiowego wyniku.
Przed mistrzostwami świata w Falun, Velta uchodził za specjalistę od skoczni mamuciej. W 2012 roku na Vikersundbakken został wicemistrzem świata w lotach, przegrywając tylko z Robertem Kranjcem.
Trzy lata później Norweg przygotował jednak znakomitą dyspozycję na MŚ w narciarstwie klasycznym w Falun. Velta świat zaskoczył już na normalnym obiekcie. Po dwóch skokach na 95,5 metra Norweg zdobył złoty medal, pokonując o 0,4 punktu Niemca Severina Freunda.
W kolejnych konkursach mistrzowskich w Falun podopieczny Alexandra Stoeckla zdobył jeszcze złoty medal w konkursie drużynowym, srebro w mikście i brąz w rywalizacji indywidualnej na dużej skoczni. Ze Szwecji wyjechał zatem z czterema krążkami, a wcześniej na pucharowym podium stał zaledwie 3 razy, w tym ani razu nie wygrał.