China Open: Kolejny nieudany atak na 147

Nie było niespodzianek w drugiej rundzie China Open. Do ćwierćfinałów awansowali praktycznie wszyscy faworyci. Jedynym zaskoczeniem było zwycięstwo Jacka Lisowskiego, który wyeliminował Marka Davisa.

W początkowej fazie meczu nic nie wskazywało na to, ze Anglik ukraińskiego pochodzenia znajdzie się w kolejnej rundzie chińskiego turnieju. Na przerwę obaj zawodnicy schodzili przy stanie 2:2, ale lepsze wrażenie pozostawił po sobie Davis, który popełniał mniej błędów i częściej prowadził grę.

Swoją dyspozycję starszy z Anglików potwierdził również po przerwie, pewnie wygrywając dwa frejmy i stając u bram ćwierćfinału. Wiara w awans okazała się jednak zgubna. W decydującym momencie przebudził się bowiem Jack Lisowski, zbudował trzy solidne brejki i ostatecznie pokonał Davisa 5:4. W ćwierćfinale jego przeciwnikiem będzie Shaun Murphy, który bez większych problemów pokonał Rory’a McLeoda.

Głównymi aktorami czwartkowych pojedynków byli jednak Alister Carter i Mark Williams. Rozgrywany w bardzo szybkim tempie mecz rozgrzał do czerwoności miejscową publiczność i z pewnością rozbudził fanów w Europie, którzy ze względu na różnicę stref czasowych musieli bladym świtem zasiąść przed telewizorami.

W pierwszej części meczu trwała prawdziwa wymiana ciosów. Już w pierwszym frejmie kilkudziesięciopunktową przewagę osiągnął Mark Williams, ale w najważniejszym momencie chybił prostą różową do środkowej kieszeni, zostawiając rywalowi łatwy stół i otwartą drogę do zwycięstwa. W drugiej partii role się odwróciły - Alister Carter bez większych problemów wbił 55 punktów, ale pomylił się na czerwonej do narożnej kieszeni. Z prezentu skorzystał Williams, który sczyścił stół i doprowadził do remisu.

Przełamanie nastąpiło dopiero po przerwie, kiedy Carter wrzucił drugi bieg. Najpierw w świetnym stylu wygrał piątą partię, by później po walce zgarnąć także zwycięstwo w szóstym frejmie. Kiedy wydawało się już pewne, że aktualny wicemistrz świata pewnie awansuje do ćwierćfinałów, Mark Williams rozpoczął swój marsz do zwycięstwa. Najpierw zaszokowal wszystkich, wbijając 136 - punktowego brejka, by chwilę później doprowadzić do remisu, nie dopuszczając nawet rywala do stołu.

W decydującej partii Alister Carter próbował jeszcze wrócić do gry, ale chęci wystarczyło jedynie na zdobycie 41 punktów. Pozostała pula przypadka w udziale doświadczonemu Walijczykowi, który już może się szykować do piątkowego ćwierćfinału z Markiem Selbym. 

Największy zawód kibicom sprawił duet Neil Robertson i Mark Allen. Zapowiadający się niezwykle interesująco pojedynek, ostatecznie okazał się bardzo jednostronnym widowiskiem. W konfrontacji z mistrzem świata sprzed trzech lat reprezentant Irlandii Północnej nie miał nic do powiedzenia i przegrał gładko 1:5. Na osłodę dla publiczności pozostaje próba ataku Neila Robertsona na maksymalnego brejka, zakończona nieudanym dublem przy stanie 72:0.

Wyniki:
Marcus Campbell - Graeme Dott 5:4
19-67, 11-55, 73-38, 74-52, 46-76, 61-14, 0-113, 93-13

Mark Allen - Neil Robertson 1:5

80-0, 0-113 (113), 0-138 (138), 60-62, 32-79, 8-76

Stephen Maguire - Barry Hawkins 5:1

70-42, 64-30, 64-5, 12-71, 80-8, 70-11

Stuart Bingham - Robert Milkins 5:3

45-69, 91-0, 43-71, 0-122 (109), 68-56, 135 (134)-0, 97-15, 70-36

Jack Lisowski - Mark Davis 5:4

51-59, 91-0, 0-71, 92-0, 55-65, 4-68, 96-30, 81-12, 88-1

Rory McLeod - Shaun Murphy 3:5

18-56, 39-99, 25-67, 66-4, 44-81, 110 (110)-8, 65-21, 2-124 (124)

Mark Williams - Alister Carter 5:4

62-66, 63-55, 78-57, 0-78, 12-70, 41-55, 136 (136)-0, 81-0, 87-41

Ricky Walden - Mark Selby 2:5

0-96, 9-64, 72-49, 44-74, 92-0, 50-73, 14-75

Źródło artykułu: