Najbardziej utytułowany snookerzysta w historii przed dwudziestoma czterema laty triumfował w Asian Open, Dubai Classic, Grand Prix, UK Championship i Mistrzostwach Świata, ustanawiając nowy rekord pod względem ilości zwycięstw w jednym sezonie. Osiągnięcia tego nie zdołali poprawić najwięksi współczesnego snookera - Mark Williams, John Higgins czy Ronnie O'Sullivan. Na szczyt, po blisko ćwierć wieku, wspiął się dopiero Ding Junhui, który po zwycięstwach w Shanghai Masters, Indian Open, International Championship i German Masters dołożył właśnie triumf w China Open.
Pojedynek chińskiej gwiazdy z aktualnym numerem 1 światowego rankingu zapowiadał się niezwykle emocjonująco. Przy stole spotkali się bowiem dwaj zawodnicy, którzy w perspektywie całego sezonu prezentowali najwyższą formę. Ding w bezkompromisowy sposób wygrywał turniej za turniejem, Robertson natomiast z dziecinną łatwością wbijał stupunktowe brejki i skompletował potrójną koronę.
W stolicy Chin pełnym blaskiem zaświeciła jednak wyłącznie gwiazda Dinga. Ulubieniec lokalnej publiczności praktycznie zmiótł swojego rywala ze stołu i już w pierwszej sesji zapewnił sobie końcowe zwycięstwo.
W pierwszych dwóch frejmach gra Robertsona ograniczała się wyłącznie do rozbijania i ustawiania odstawnych, a następnie przyglądania się świetnej grze przeciwnika. Najbardziej wymowną statystyką jest fakt, że Australijczyk w tym czasie nie zdołał wbić ani jednej bili. Upragnione wbicie nastąpiło dopiero w trzeciej partii,, którą Robertson przegrał jednak pudłując ostatnią czarną.
Cień nadziei na odrobienie strat pojawił się dopiero w czwartym frejmie, w którym Australijczyk od samego początku był stroną przeważającą. Nie ustrzegł się co prawda kilku banalnych błędów, ale nie przeszkodziły mu one w wypracowaniu bezpiecznej przewagi. Ding próbował jeszcze powrócić do frejma i szukać punktów z fauli, ale ostatecznie sam popełnił dwa błędy i musiał pogodzić się z porażką.
Jak się później okazało, zwycięstwo w czwartej partii było jednym z ostatnich momentów radości dla Australijczyka. Po regulaminowej przerwie Ding włączył bowiem jeszcze wyższy bieg i odskoczył na kilka frejmów, pozostawiając bezradnego Robertsona daleko w tyle. Chińczyk w trzech kolejnych partiach pozwolił rywalowi na wbicie pięciu bil, samemu popisując się okazałą setką. Ostatecznie pierwsza sesja zakończyła się wynikiem 7:2, a Robertsonowi na osłodę pozostał 93. w tym sezonie brejk stupunktowy, który przybliżył go do magicznej granicy stu setek.
Na drugą sesję obaj zawodnicy wyszli już raczej wyłącznie dla zachowania kwestii formalnych, bowiem z pewnością byli świadomi jak zakończy się ten pojedynek. Po sześciu frejmach niezbyt ładnego snookera Ding Junhui mógł wreszcie unieść okazałą paterę za zwycięstwo w China Open, a na jego konto popłynęło 85 tys. funtów. Dzięki wygranej Chińczyk przesunął się także na drugie miejsce w światowym rankingu, wyprzedzając Marka Selby'ego.
Ding Junhui - Neil Robertson 10:5
I sesja: 98-0, 63-0, 67-58, 21-74, 123-0 (119), 110-6, 71-20, 1-102 (102), 71-57
II sesja: 13-63, 125-5 (104), 49-64, 87-0, 9-74, 98-13