Gdynia Open: Kangur pokonał Borsuka
Po zaledwie rocznej przerwie Neil Robertson powrócił na gdyński tron. Reprezentant Australii w całym turnieju prezentował znakomitą formę, a w finale rozgromił Marka Williamsa 4:0.
Rozgrywane w Polsce zawody z cyklu PTC są dla Robertsona niezwykle szczęśliwe. Australijczyk już trzykrotnie wznosił bowiem mistrzowskie trofeum. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tegoroczna edycja była dopiero… czwartą. Dominację Robertsona w ubiegłym sezonie zdołał przerwać Shaun Murphy, ale po rocznej Australijczyk powrócił na gdyński tron.
Niedzielne pojedynki były dla Robertsona prawdziwym testem cierpliwości i umiejętności. Niewiele brakowało, a Australijczyk oblałby już pierwszy egzamin, który zafundował mu Oliver Lines. Anglik prowadził w tym meczu już 3:2, ale w decydującym momencie meczu nie potrafił postawić kropki nad "i".- Dzięki przyjacielu za sponsorskie logo – napisał Australijczyk na jednym z portali społecznościowych.
W półfinale doszło do najbardziej wyczekiwanego pojedynku, nazywanego przez wielu "przedwczesnym finałem". Dwukrotny triumfator turniejów PTC rozgrywanych w Polsce zmierzył się bowiem z obrońcą tytułu - Shaunem Murphy'm. Rywalizacja nie przyniosła jednak spodziewanych emocji. Po dobrym początku faworyzowany Anglik zupełnie oddał bowiem inicjatywę rywalowi, a w ostatnich dwóch partiach nie wbił nawet jednej bili. Ostatecznie pojedynek zakończył się zwycięstwem Robertsona 4:2, co oznaczało koniec marzeń mistrza świata z 2005 roku o obronie tytułu.
W walce o okazałe trofeum Australijczyk zmierzył się z Markiem Williamsem, który niespodziewanie dotarł do finału gdyńskiego turnieju. Po raz ostatni w tej fazie turnieju Walijczyk był dwa lata temu, kiedy triumfował w innym turnieju z cyklu PTC rozgrywanym w Rotterdamie. Patrząc na dobry wynik dwukrotnego mistrza świata należy jednak wziąć pod uwagę, że w drodze do finału nie musiał mierzyć się z rywalami z najwyższej światowej półki.
Finałowy pojedynek nie zapisze się na długo w historii snookera. Robertson pewnie wygrał dwa pierwsze frejmy, trzeciego wykradł rywalowi znakomitym czyszczeniem, a swoje zwycięstwo przypieczętował stupunktowym brejkiem. Za zwycięstwo Australijczyk otrzymał okazały puchar oraz 20 tys. funtów, które pozwoliły mu wskoczyć na drugie miejsce w światowym rankingu.
Neil Robertson - Mark Williams 4:0
65-17 (65), 64-5, 71-67 (63, 67), 117- 0 (109)