Straciliśmy hurtowego dostawcę adrenaliny. "Wszyscy chcieli być blisko tego, co robił"

Materiały prasowe
Materiały prasowe

20 czerwca polski sport stracił znaczącą postać. Paweł "Zdeżak" Deżakowski, który wychował setki instruktorów snowboardu, sam krótko był trenerem kadry. Człowiek orkiestra sportów zimowych zginął tragicznie w wypadku samochodowym w Gliwicach.

W tym artykule dowiesz się o:

We wtorek przed godziną 17.00 na ul. Tarnogórskiej czołowo zderzyły się dostawczy renault trafic oraz ciężarowy renault premium. 43-letni Deżakowski jechał z synem. Według wstępnych ustaleń policji, zjechał na przeciwległy pas ruchu, wprost pod tira. Jak podają gliwickie "Nowiny", przyczyną mogło być zasłabnięcie "Zdeżaka". Jego syna przewieziono do szpitala. Prawdopodobnie nie odniósł poważnych obrażeń.

Deżakowski był autorytetem, instruktorem i wykładowcą Stowarzyszenia Trenerów i Instruktorów Snowboardu. Był "ojcem" setek opiekunów tej dyscypliny sportu. Organizował wyprawy i szkolenia z zakresu jazdy samochodami terenowymi, quadami, a także rajdy na orientację i spływy.

"Hurtowy dostawca adrenaliny dla tysięcy miłośników sportów śnieżnych, uczestników wypraw quadowych i innych ekstremalnych wyczynów. Osoba niezwykle aktywna. Żył pełnią życia, kochał to, co robił i robił to, co kochał. Historiami z Jego życia można byłoby obdzielić setki osób. Nie powiedział jeszcze ani ostatniego, ani nawet przedostatniego słowa. Tyle miał do zrobienia..." - napisali o Deżakowskim na oficjalnym profilu Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Snowboardu.

- To był sportowiec pierwszej wody. Czego się nie złapał, znajdował własny sposób na rozwój. Wszystko, co robił, było na mistrzowskim poziomie. Poznaliśmy się kiedy był początkującym instruktorem. Przyszedłem do niego na kurs. To, że dziś jestem trenerem kadry, zawdzięczam przede wszystkim jemu. Pod koniec lat 90. był jedyną osobą, która potrafiła podopiecznym "sprzedać" metodykę. Sam ją wymyślił i sam przekonywał ludzi, aby szli w tym kierunku - mówi z uznaniem i głębokim smutkiem w głosie Mariusz Kufel, trener główny polskiej kadry narodowej w snowboardcrossie.

ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch pójdzie w ślady Adama Małysza? "Widziałbym go w tym sporcie" (VIDEO)

Wielu polskich snowboardzistów i snowboardzistek pierwsze triki wykonywało pod opieką "Zdeżaka". Potem dostawali się do kadr, reprezentowali Polskę za granicą. Instruktor miał też krótką przygodę z kadrą narodową, jeszcze w Polskim Związku Snowboardu. - Niestety, był bardzo wymagający, a zawodnicy wtedy odznaczali się dosłownie freestyle'owym podejściem do sportu. Po krótkim czasie zrezygnował - tłumaczy Kufel.

- Wiedział dużo o życiu i świecie, nie tylko o sporcie. Jako trenerzy używamy krótkich komunikatów podczas treningów - wymyślone przez niego zwroty wręcz przeszły do historii. Niektórych używamy do dzisiaj, ale... nie nadają się o cytowania.

Deżakowskiego cechowało ogromne samozaparcie i silna wola. Kiedy snowboardowy freeride w Polsce raczkował, on wraz z Kuflem organizowali zjazdy w lasach, poza trasami. - Zrywaliśmy się o czwartej nad ranem i szukaliśmy góry, na której można zjechać. Nie było internetu, więc nie znaliśmy prognoz pogody dla zagranicznych terenów. Często na miejscu okazywało się, że... nie ma śniegu. Chodziliśmy z deskami na plecach długie kilometry, żeby wykonać dwa, może trzy skręty.

Zasługi "Zdeżaka" dla polskiej sportu wykraczają jednak daleko poza snowboard.
Był jednym z prekursorów sportów ekstremalnych w kraju. Organizował pierwsze wyjazdy za granicę m.in. na rafting. Prowadził Hurtownię Adrenaliny. - Kiedy już coś zaczął robić, natychmiast się w tym zakochiwał, dążył do perfekcji. A ja robiłem to z nim albo za nim. On był we wszystkim najlepszy. Pomagała mu w tym nieprzeciętna inteligencja. Dobrzy sportowcy nie zamykają się tylko na dyscyplinie, którą uprawiają, mają szerokie horyzonty. Paweł kształcił się w wielu dziedzinach. Jeździliśmy na rowerach, biegaliśmy po górach. W Tatrach, kiedy Paweł miał przy sobie mapę, można było spokojnie biec za nim - było jasne, że poprowadzi nas tam, gdzie trzeba.

***
Kiedy kończyłem rozmowę z Mariuszem Kuflem, ten nagle zapytał, czy może powiedzieć jeszcze jedno zdanie o Pawle. Być może właśnie ono najlepiej cechuje tragicznie zmarłego człowieka polskiego sportu. - Ludzie uwielbiali z nim przebywać. Nieważne, czy byli to pracownicy, czy kursanci. Czy ludzie bogaci, czy biedni. Bez względu na płeć i wiek. Wszyscy chcieli być blisko tego, co robił...

Pawła Deżakowskiego pochowano 24 czerwca na cmentarzu parafialnym w Gliwicach przy ul. Kurpiowskiej.

Źródło artykułu: