Jednym z najlepszych piłkarzy w historii jest Lionel Messi. Argentyńczyk jest legendą FC Barcelony, ostatnio grał w Paris Saint-Germain. Tego lata przeszedł do Interu Miami - klubu Davida Beckhama.
Transfer 36-latka to nie tylko strzał w dziesiątkę pod względem sportowym (zdobył już pięć bramek w trzech meczach), ale także marketingowy.
Na spotkania Interu przychodzą tłumy kibiców, a także celebrytów. Koszulki z nazwiskiem Messiego sprzedają się w ogromnych ilościach.
Nic więc dziwnego, że każdy z fanów zrobiłby wszystko, aby móc zrobić sobie zdjęcie z mistrzem świata lub zdobyć jego autograf. Podobnie było z Cristianem Salamancą. Kolumbijczyk pracował przy ostatnim meczu Interu jako osoba sprzątająca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzieci Kardashian oszalały. Gwiazdor spełnił ich marzenie
Gdy pełnił swoją zmianę w okolicach parkingu. Akurat był na zewnątrz, gdy podjechał autokar z piłkarzami. Jako ostatni wyszedł Messi. Salamanca nie mógł nie wykorzystać takiej sytuacji.
- Musiałem czyścić toalety w sektorze, w którym parkują autobusy. Na szczęście byłem na zewnątrz, kiedy podjechał autobus i wszyscy gracze wysiedli. Ostatni był Messi. Wystarczyło, że krzyknąłem: "Hej, mistrzu świata!" I odwrócił się, żeby spojrzeć. Rozpiąłem koszulę roboczą, a pod nią miałem argentyńską koszulkę. Zostawił autograf. Potem pojawiła się ochrona, wyciągnęli mnie i zwolnili, ale było to warte każdej sekundy - opowiada cytowany przez sports.ru
Za ten czyn Cristian Salamanca został zwolniony z pracy. Wszystko za sprawą tego, że każdy z pracowników jest informowany, że w trakcie zmiany mają zakaz proszenia piłkarzy o zdjęcia czy autografy. Jak widać Kolumbijczyk mimo wszystko nie żałuje tej decyzji.
Zobacz także:
"Nie mogę udawać". Borek szczerze o relacji z Hajtą
Nie uwierzysz! Lewandowski ujawnił, jaki był jego pierwszy samochód