"Winnica - miasto, w którym się urodziłam" - pokazała Marina Łuczenko-Szczęsna zdjęcie kilka dni po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. To właśnie to miasto zaatakowali Rosjanie. W międzyczasie reprezentacja Polski zdecydowała się odmówić gry przeciwko Rosji w barażach do mistrzostw świata.
Jedną z osób, która najgłośniej o tym mówiła był Wojciech Szczęsny, bramkarz reprezentacji Polski i mąż Mariny. "Moja żona urodziła się na Ukrainie, ukraińska krew płynie w żyłach mojego syna, część naszej rodziny nadal jest na Ukrainie, wielu moich pracowników to Ukraińcy i wszyscy są wspaniałymi ludźmi. Cierpienie na ich twarzach i strach o swój kraj uświadamia mi, że nie mogę stać w miejscu i udawać, że nic się nie stało" - napisał wówczas polski bramkarz w mediach społecznościowych.
Do meczu z Rosją rzeczywiście nie doszło. Polska awansowała do finału baraży, gdzie wygraliśmy ze Szwecją i dzięki temu polecieliśmy do Kataru.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: młody Messi bohaterem. Zobacz jego bramkę
Łuczenko-Szczęsna bardzo aktywnie relacjonowała, co się dzieje w Ukrainie. Jednak zauważyła coś bardzo niepokojącego. W wyniku jej działań drastycznie spadły jej algorytmy na Instagramie. "Już mi ucięli zasięgi. Wczoraj 150 tys. story w chwilę dziś max 30. Muszę wrócić z głupotami..." - napisała w jednej z relacji rok po rozpoczęciu wojny. "Po to, żeby później wstawiać coś sensownego" - dodała w następnym kafelku.
Dzisiaj Marina może pochwalić się, że na Instagramie śledzi ją blisko milion osób.
Na co dzień małżeństwo mieszka we Włoszech w Turynie. Szczęsny od kilku lat jest piłkarzem Juventusu.