- Dwa lata temu otrzymałem wezwanie od Boga. Czekałem na zielone światło od niego, by wejść do kościoła - wspomina dziś ksiądz Steven. Jak mówi, "bardzo wyraźne wezwanie" otrzymał w grudniu 2022 roku.
Minęło ledwie kilkanaście miesięcy, a 43-latek przyjął święcenia kapłańskie, wcześniej uzyskując doktorat z teologii. Rozpoczął zupełnie nowe życie. Działa jako "duchowny świecki", prowadząc nabożeństwa dla osób z marginesu. Dla takich, które w niedzielę nie chcą pokazywać się w kościele.
Po "starym" życiu ks. Stevena pozostały już tylko wspomnienia. I to nie byle jakie, wszak Horne przez lata był zawodowym wrestlerem. Dość powiedzieć, że w ringu pokazał się ponad 100 razy. Najpierw jako amator, później jako profesjonalista. To był jego sposób na życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!
Nic dziwnego, że wierni, którzy dziś rozpoznają Stevena w zupełnie nowej roli, robią wielkie oczy. Część z nich od razu chwyta za telefony i robi sobie z nim zdjęcia. A ci, którzy widzą go po raz pierwszy i słyszą, kim był kiedyś, robią duże oczy.
Bo kto by pomyślał, że po wrestlingu, który jakby nie było kojarzy się z przemocą, odnajdzie się w kapłaństwie? On sam twierdzi dziś, że te dwie profesje mają pewne wspólne cechy.
A jednak 43-latek postanowił porzucić stare życie i rozpocząć zupełnie nowy rozdział. - Zawsze miałem silną więź z Bogiem, odkąd byłem małym dzieckiem - przekonuje w rozmowie z "BBC".
Wcześniejsze życie, kręcące się wokół sportu, było dla ks. Stevena formą ucieczki od trudnego dzieciństwa. Jak wyznaje po latach, doświadczył skrajnego ubóstwa, przemocy i dyskryminowania. Już jako młodzieniec opuszczał szkołę, by pójść do pracy, zarobić pieniądze i wspomóc domowy budżet.
- Życie była trudne, czasami nieprzewidywalne, ale jestem spokojny. Wiem, że Bóg wie, jaki będzie mój koniec - zaznacza ks. Steven, pełniący posługę jako diakon.