Wstrząsająca historia: rekordzista świata wylądował w obozie koncentracyjnym
Peltzer został oszukany. W Berlinie zapewniano go, że do obozu koncentracyjnego trafi jedynie na trzy miesiące. Po dotarciu do miejsca zagłady od razu przekonał się, że będzie inaczej. Już na "dzień dobry" od jednego z SS-manów otrzymał potężny cios w zęby. Gdy się pozbierał, tłumaczył, że jest tu tylko na chwilę. Komendant tylko się zaśmiał, wskazał na komin krematorium i powiedział:
- Tam jest jedyne wyjście z tego obozu. Będziesz tu o wiele dłużej.
Trzy miesiące zamieniły się w cztery lata. W Mauthausen cudem dotrwał do 5 maja 1945 roku, kiedy Amerykanie wyzwolili mieszkańców obozu koncentracyjnego. Niegdyś wybitny sportowiec był na skraju wytrzymałości po latach tortur i ciężkiej pracy. Od razu trafił do szpitala.
- Pomimo upadku III Rzeszy tacy ludzie jak Peltzer wciąż byli w kraju uważani za przestępców i zboczeńców. Nigdy nie odzyskali swojej godności w powojennym społeczeństwie - wyjaśniał Klaus Mueller, niemiecki historyk.
Otto Peltzer jednak się nie poddał. Postanowił poszukać szczęścia poza ojczyzną. Trafił do Indii, tam założył klub i szkolił lekkoatletów. Robił to bardziej z poczucia misji niż dla pieniędzy. Zarabiał tyle, że ledwo mu starczyło na własne potrzeby. Z kolei na stadionie lekkoatletycznym miał do dyspozycji stary, drewniany barak.
Do Niemiec wrócił dopiero w 1967 roku, a zmusiło go do tego zdrowie. Po zawale serca dał się namówić na leczenie w rodzinnym kraju. Nadal jednak udzielał się w lekkiej atletyce, a szczególnie pomagał sportowcom z Indii.
Zmarł trzy lata po pierwszym ataku serca. Po spotkaniu w Eutin Peltzer szedł na parking do swojego samochodu, ale nie dotarł na miejsce. Znaleziono go martwego na polnej drodze.