Przez jedną nierozważną chwilę resztę życia spędził na wózku. Tragiczna historia koszykarza

Przemek Sibera
Przemek Sibera
Wózek inwalidzki

Diagnoza lekarzy była dla koszykarza jak wyrok śmierci. W trakcie uderzenia zawodnik doznał nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. To oznaczało wózek inwalidzki do końca życia. - Dla nas to wszystko jest bardzo smutne. Takie rzeczy potrafią załamać każdego - przyznała żona Jankovicia, Dragana, która oglądała mecz z Panathinaikosem z trybun.

Przez kolejne lata niepełnosprawny koszykarz mógł zawsze liczyć na wsparcie Panioniosu i jego kibiców. Gdy miał problemy finansowe, organizowano zbiórki pieniędzy oraz pozwalano mu robić zakupy bez płacenia. - Pracowałem w sklepie z odzieżą. Zawsze dawałem mu ubrania za darmo. Tak było również w innych miejscach. Kochaliśmy go - wspominał Costas Hadgiandreou, szef jednego z fanklubów drużyny z Aten.

Życie "Bobana" skomplikowało się jeszcze bardziej, gdy zostawiła go żona. Tylko myśl o synu, Vladimirze, trzymała go wówczas przy życiu. - Mój syn daje mi siłę, żeby dalej żyć. To jedyny powód, dla którego warto walczyć - przyznał w jednym z wywiadów.

Śmierć na morzu

W ostatnich latach życia Janković pracował jako trener drużyny niepełnosprawnych koszykarzy Olympia Petropouli. - Kocham koszykówkę. To, że jestem na wózku, nie oznacza, że nie mogę żyć normalnie. Jestem pewien, że wciąż mam wiele do zaoferowania - tłumaczył, gdy przejmował zespół.

W lipcu 2005 roku przyjaciele ze świata koszykówki zorganizowali Jankoviciowi benefis w hali w Belgradzie. Sportowiec nie potrafił powstrzymać łez. - Najgorsze jest iść spać z myślą, że następnego dnia znów obudzisz się z tym samym potwornym bólem - przyznał podczas wzruszającego przemówienia.

Janković miał już wtedy sporą nadwagę, jego zdrowie coraz bardziej szwankowało. 29 czerwca 2006 roku "Boban" płynął statkiem na Rodos, gdzie zamierzał spędzić wakacje. W czasie podróży miał ataku serca, zmarł w wieku 42 lat. Lekarze stwierdzili, że przyczyną była duża nadwaga.

Na pogrzeb sportowca przyszło kilka tysięcy osób. Wśród nich rodzina, przyjaciele i kibice. Ci ostatni żegnali go głośną przyśpiewką: "Boban, nigdy cię nie zapomnimy".

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zimnej wody się nie boi. Błachowicz wykąpał się w jeziorze

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×