Chciał zażartować z kolegi, zginął od kuli. Tragiczna historia legendy piłki

WP SportoweFakty / Twitter
WP SportoweFakty / Twitter

W latach 70. piłkarze Lazio otwarcie popierali idee faszyzmu. Luciano Re Cecconi był inny. Spokojny, zawsze uśmiechnięty i skory do żartów. Paradoksalnie to go zgubiło.

W tym artykule dowiesz się o:

Urodzony w 1948 roku Luciano Re Cecconi, także znany jako "Blondwłosy Anioł" ze względu na swoją bujną fryzurę, był synem rolnika spod Mediolanu. Na początku piłkę traktował jak hobby. Zmienił nastawienie, gdy trafił do klubu Pro Patria i zadebiutował w Serie C (III liga włoska) 14 kwietnia 1968 roku.

Dobra postawa na boisku sprawiła, że zawodnik został zauważony przez Foggię, która wówczas występowała klasę wyżej. Re Cecconi trafił do drużyny Thomasa Maestrellego w sezonie 1969/70. Rok później grał z nią w Serie A, ale potem zespół znów został zdegradowany.

W 1971 Maestrelli został trenerem Lazio. Rok później zabrał swojego ulubieńca do siebie. Obaj mieli wielki udział w zdobyciu historycznego mistrzostwa kraju, które później udało się powtórzyć tylko raz (w 2000 roku). - Re Cecconi słynął z niesamowitej energii oraz umiejętności szybkiego wyprowadzenia piłki z obrony do ataku - pisali w gazetach eksperci.

Zobacz jego bramki.

Wiecznie uśmiechnięty

Zachłyśnięci sukcesem zawodnicy Lazio w kolejnych latach już tak nie czarowali. Wtajemniczeni twierdzą, że zrobiła się z nich drużyna "złych chłopców", którzy biegali po mieście z bronią, strzelali dla rozrywki oraz otwarcie popierali idee faszyzmu.

- Zrodziło się przez to wiele konfliktów. W najbardziej dramatycznym momencie zespół musiał przebierać się w dwóch szatniach, żeby piłkarze się nie pozabijali - twierdzą włoscy dziennikarze.

Re Cecconi był jednym z tych, którzy nie podążali za niebezpiecznymi trendami. Wiecznie uśmiechnięty blondyn potrafił żartować w nawet najbardziej nieodpowiednich momentach. Jedna z anegdot mówi, że tuż przed skokiem ekstremalnym z samolotu straszył swojego kolegę, który mu towarzyszył, żeby uważał, bo jego spadochron może się nie otworzyć.

- Każdy zasłużony piłkarz Lazio prędzej czy później musi być porównywany do Re Cecconiego. To był najbardziej kochany i jednocześnie pechowy człowiek w klubie - mówił Cristian Ledesma, były kapitan Lazio.

Tragiczny finał żartu

Był 18 stycznia 1977 roku. Re Cecconi chciał zażartować z przyjaciela, który prowadził sklep jubilerski w jednej z dzielnic Rzymu. Wziął dwóch kolegów (piłkarza Lazio, Pietro Ghedina, a także George Fraticcioliego) i zorganizował sfingowany napad. Nikt się nie spodziewał, że to może skończyć się tragedią.

NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ, JAK ZGINĄŁ RE CECCONI I JAKIE BYŁY JEGO OSTATNIE SŁOWA PRZED ŚMIERCIĄ.
[nextpage]Około godziny 19:30 trójka zamaskowanych mężczyzn wpadła do sklepu Bruno Tabocchiniego. Re Cecconi trzymał rękę w kieszeni z wystawionym kciukiem, co miało sugerować, że trzyma broń. - Ręce do góry! To jest napad! - krzyknął.

Pech chciał, że jubiler kilka dni wcześniej również padł ofiarą kradzieży, dlatego tym razem się ubezpieczył. - Tabocchini wyciągnął broń i wymierzył w podszywanych "bandytów". Ghedin nie chciał ryzykować i podniósł ręce od razu. To samo zrobił Fraticcioli. Tymczasem Re Cecconi kontynuował żart. Chwilę później leżał z kulą w klatce piersiowej - wspominają włoscy dziennikarze.

Co ciekawe, Ghedin myślał na początku, że jego kolega żartuje i to wszystko było częścią scenariusza. Zbladł, gdy zauważył kałużę krwi wypływającą spod zawodnika rzymskiego klubu.

Na miejsce została wezwana karetka. W szpitalu Re Cecconi trafił prosto na stół operacyjny, ale było już za późno. O 20:04 lekarze stwierdzili zgon.

Ostatnie słowa Re Cecconiego

Wieść o śmierci "Blondwłosego Anioła" bardzo szybko rozniosła się po Rzymie. W szpitalu zjawili się koledzy z drużyny oraz prezydent Lazio, Umberto Lenzini. Bramkarz Felice Pulici jako jedyny odważył się wejść do kostnicy, aby potwierdzić tożsamość zmarłego.

W tym samym czasie Ghedin siedział na komisariacie, gdzie opowiedział swoją wersję wydarzeń. Trwało to długo, ponieważ był w takim szoku, że trudno było z niego cokolwiek wydusić. Według niego Re Cecconi tuż przed odejściem na tamten świat powiedział: "to był kawał, to był tylko żart".

Jubilerowi, który zastrzelił 28-letniego Włocha, na początku postawiano zarzut przekroczenia granicy obrony koniecznej, za co groziło mu więzienie. Później, na podstawie zebranych dowodów, sąd wypuścił Tabocchiniego na wolność. Uznano, że działał w obronie własnej, a do tego nie był świadomy właściwych motywów napadu.

W pogrzebie Re Cecconiego wzięły udział tysiące osób. Jego ciało zostało skremowane, a później pochowane na cmentarzu w Nerviano, prowincji Mediolanu. Luciano zostawił żonę Cesarinę, syna Stephena i córkę Franceskę, która przyszła na świat kilka miesięcy po jego śmierci.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: awantura na meczu z Kasperczakiem! Trener wkroczył na murawę

Komentarze (5)
avatar
Pawel Brzana
18.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
piłkarze to nigdy nie była grupa zawodowa którą cechuje inteligencja 
avatar
Marcin Zadrożny
18.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Nikt się nie spodziewał, że to może skończyć się tragedią."
No w sumie jakby się tu spodziewać że w czasach (jak to jest opisane w artykule) kiedy każdy latał z bronią w ręku dla zabawy, można
Czytaj całość
avatar
Sokkar
18.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kiedyś jakiś youtubowy prankowiec też tak skończy. Chyba, że coś mi umknęło i już jakiś tak skończył. 
avatar
Jerzy Dobkowski
18.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
i bardzo dobrze-tak sie koncza głupie albo i nie żarty 
avatar
Grzegorz Brzęczyszczykiewicz
18.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
kretini !!!!