Był ikoną polskiej kulturystyki. Po drugim ataku raka został przykuty do łóżka

PAP / Tomasz Prażmowski
PAP / Tomasz Prażmowski

"Człowiek renesansu", "prawdziwa wizytówka polskiej kulturystyki" - mówili ludzie o Andrzeju Urbańskim. Dziś nie ma go już wśród nas.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwszy oficjalny mistrz Polski w kulturystyce - Andrzej Urbański - zmarł 3 grudnia po długiej walce z chorobą. Miał 62 lata.

- Kończy się pewna era kulturystyki, która już nigdy nie wróci - skomentował smutną wiadomość na Facebooku jeden z najlepszych zawodników w kraju, Robert Piotrkowicz.

Trudno się z nim nie zgodzić. Poznajcie tragiczną historię prekursora kulturystyki w Polsce.

Człowiek orkiestra

Andrzej Urbański urodził się 21 grudnia 1953 roku. 24 lata później sięgnął po złoty medal pierwszych w historii oficjalnych mistrzostw Polski, które były rozgrywane w Filharmonii Krakowskiej. W tych czasach sędziowie przyznawali punkty nie tylko za sylwetkę i umięśnienie, ale także za wyciskanie sztangi leżąc (za każde 10 kg powyżej wagi ciała na gryfie zawodnik dostawał jeden punkt).

W sumie Urbański był uznawany najlepszym kulturystą w Polsce pięć razy. Zdobył również tytuł mistrza kraju w parach mieszanych, wygrywał zawody międzynarodowe z cyklu Grand Prix oraz startował w mistrzostwach Europy, choć bez większych sukcesów.

Na sportowej emeryturze wciąż był blisko swojej ukochanej dyscypliny. Projektował sprzęt treningowy dla kulturystów i fitness, pełnił funkcję prezesa klubu TKKF "Herkules", prowadził fundację "Zręczni i Silni" działającej na rzecz dzieci chcących uprawiać sporty siłowe i rekreację, pisał dla takich magazynów jak "Muscle & Fitness", "Flex" i "Iron". W wolnych chwilach lubił malować, żeglować (miał patent sternika jachtowego), a nawet grać w teatrze.

- Człowiek orkiestra - żartowali jego najbliżsi.

Walka z rakiem

Pierwszy poważny cios od życia Urbański otrzymał w latach 90. - Zaczęło się bardzo niewinnie, jak każdy sportowiec swoje ciało i organizm znał doskonale. Od początku czuł niepokojące objawy, chociaż nawet przez chwilę nie pomyślał o najgorszym - czytamy na siepomaga.pl.

Przez rok kulturysta oszczędzał się na siłowni, poddawał masażom, ponieważ wierzył, że przyczyną jego dolegliwości jest najzwyklejsze przetrenowanie. Pomylił się. To był guz rdzenia kręgowego odcinka szyjnego, który schował się od wewnętrznej strony kręgów, przez co nie był widoczny podczas badań.

Po zdiagnozowaniu choroby lekarze podjęli decyzję o operacji. Urbański nie miał dobrych rokowań. Istniało spore ryzyko, że umrze na stole zabiegowym lub resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim.

- Nie wiedziałem, co wówczas bardziej paraliżowało moje ciało - wewnętrzny strach czy ucisk na rdzeń kręgowy nieproszonego gościa. Gdzieś w głębi duszy czułem, że rozstanie na czas operacji ze zrozpaczoną małżonką nie będzie tym ostatnim - powiedział.

NA NASTĘPNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, JAK URBAŃSKI ZOSTAŁ WYLECZONY, A PÓŹNIEJ OTRZYMAŁ KOLEJNY CIOS OD LOSU.
[nextpage]Po operacji zdarzył się cud. Guza udało się usunąć bez naruszenia struktury rdzenia kręgowego, dzięki czemu po długiej i wyczerpującej rehabilitacji Urbański wrócił do normalnego życia i stał się inspiracją dla innych.

- Ten nowatorski zabieg dał drugie życie mojemu mężowi. Wtedy wierzyliśmy, że najgorsze co nas spotkało, już za nami - przyznała w rozmowie z TVP Krystyna Urbańska.

"Cud, jeśli przeżyje pięć lat"

Polski kulturysta cieszył się nienagannym zdrowiem przez 20 lat. Potem dostał kolejny cios. Tym razem na jego lewej skroni pojawił się niewielki guzek, który z czasem rósł. Badania wykazały, że to oponiak mózgu wielkości 10 centymetrów. Potrzebna była kolejna operacja.

Zabieg przebiegł bez komplikacji i gdy lekarze myśleli, że będzie już tylko lepiej, zaczął się dramat. Cztery dni po operacji Andrzej Urbański doznał krwawienia do mózgu, które wywołało udar, niedowład i ciężkie lekooporne zapalenie płuc prowadzące do sepsy. Bliscy myśleli, że już nie przeżyje.

Urbański wciąż jednak się nie poddawał, doszedł do siebie. Guz wrócił cztery miesiące później. Sportowiec ponownie trafił na stół operacyjny. - Od jednego z lekarzy usłyszałam, że to będzie cud, jeśli Andrzej przeżyje kolejne pięć lat. Wtedy we mnie coś pękło. Pomyślałam sobie, że pokażę wszystkim, że doczekają tego cudu - powiedziała pani Urbańska.

Zabieg się udał, ale Urbański został przykuty do łóżka na zawsze. Nie mógł chodzić, nawet siedzieć samodzielnie. - Marzę, żeby Andrzej nabrał sił, bo wtedy nasze życie zmieni się na lepsze. Nic więcej mi nie trzeba - przyznała z żalem żona sportowca, która poprzez telewizję próbowała szukać wsparcia finansowego na leczenie.

Urbański przegrał walkę z chorobą nieco ponad rok po wyemitowaniu tego materiału w TVP.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: 98 sekund i koniec. Nokaut „latającym kolanem”

Komentarze (0)