To miał być dzień jak każdy inny. Stefan Espeland wieczorem udał się do sklepu, aby kupić papier toaletowy. Pod sklepem zauważył, że ma w samochodzie kilka pustych puszek po napojach. Uznał, że po drodze wrzuci je do specjalnego pojemnika.
W Norwegii każdy, kto wyrzuci puszki do odpowiedniego kosza, od razu bierze udział w loterii. Tak było z Espelandem, który usłyszał charakterystyczny dźwięk, który sygnalizuje, że wylosował nagrodę pieniężną. Z maszyny wypadł paragon, który prawie zwalił z nóg 27-latka.
- Na kwicie było tak dużo zer, że nie mogłem w to uwierzyć. Schowałem go do kieszeni, pojechałem do domu i na miejscu zacząłem liczyć zera. To było niesamowite - opowiada hokeista.
Okazało się, że reprezentant Norwegii wylosował główną nagrodę - milion norweskich koron (ok. 500 tys. zł). To dla niego wielki zastrzyk gotówki, bo gracz Loerenskog rocznie zarabia niespełna 250 tysięcy koron.
- To był najcenniejszy papier toaletowy w moim życiu. Dlatego nie zużyję go, tylko zachowam na pamiątkę - przyznaje.
Norweskie media piszą, że Espeland miał mnóstwo szczęścia, bo prawdopodobieństwo wylosowania głównej nagrody graniczy z cudem. Co ciekawe, wygrane z tej loterii nie są opodatkowane, a więc hokeista sprawił sobie piękny prezent świąteczny.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: rugbista brutalnie zaatakował sędzię! Kobieta trafiła do szpitala
A szczęściarzem był faktycznie!