W tym artykule dowiesz się o:
57-letni Henryk Petrich (na zdjęciu z 1987 roku po lewej) był jednym z gości specjalnych na gali Polsat Boxing Night 2016. W walce wieczoru na ringu w Krakowie Eric Molina pokonał przez nokaut Tomasza Adamka.
Nasz brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Seulu w wadze półciężkiej przypomniał się kibicom pięściarstwa w Polsce. W przeszłości - po zakończeniu kariery zawodniczej - Petrich przez kilka lat pomagał Andrzejowi Gmitrukowi w treningach z "Góralem" z Gilowic.
Fani boksu nad Wisłą pamiętają Petricha głównie z sukcesu na olimpiadzie w Seulu w 1988 roku oraz batalii ringowych z Henrym Maske z Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Urodzony w Łodzi Petrich w latach 1983-91 praktycznie nie miał sobie równych w kraju w swojej wadze. Cztery razy zdobywał tytuł mistrza Polski w wadze średniej (w latach 1983-86) i czterokrotnie triumfował w wadze półciężkiej (1987-88 oraz 1990-91). Był też pięciokrotnym drużynowym mistrzem Polski (w barwach Legii Warszawa).
Na arenie międzynarodowej - oprócz brązowego medalu olimpijskiego - wywalczył brąz podczas mistrzostw świata w Reno w 1986 roku oraz srebro na mistrzostwach Starego Kontynentu w Turynie w 1987 roku.
Wielkim rywalem Petricha był pięściarz z NRD Henry Maske. Niemiec był prawdziwą zmorą Polaka.
- Maske zabrał mi mistrzostwo Europy i później, można powiedzieć, także mistrzostwo świata - przyznał nasz medalista olimpijski w wywiadzie dla serwisu legionisci.com.
Odwiecznego wroga z NRD reprezentant Polski zdołał pokonać w 1984 podczas zawodów Przyjaźń-84, które krajom bloku wschodniego zastąpiły igrzyska olimpijskie w Los Angeles. - Był to dla mnie swego rodzaju rewanż, bo wcześniej przegrałem na turnieju Przyjaźni we Frankfurcie 2-3, a tutaj to ja wygrałem z Maske 3-2 - wspomina.
Największym sukcesem Petricha było zdobycie brązowego medalu na igrzyskach olimpijskich w Seulu w 1988 roku. Polak rywalizował wówczas już w kategorii półciężkiej. Nie musiał więc obawiać się pojedynku z Maske.
W półfinale turnieju olimpijskiego rywalem Petricha był Amerykanin Andrew Maynard. Polski pięściarz, który miał już zapewniony minimum brązowy medal, był bliski wygrania tego pojedynku przez nokaut w pierwszej rundzie.
- Było 8 sekund do końca rundy. Można było wygrać walkę przed czasem, niestety nastąpił gong i dziękuję, on doszedł do siebie - przypomniał w wywiadzie dla legionisci.com nasz olimpijczyk.
W ringu olimpijskim rozegrał się wówczas dramat Petricha. Bokser miał ogromne kłopoty ze wzrokiem. Przez pewien czas nic nie widział. Nic więc dziwnego, że do trzeciego starcia już nie wyszedł.
- Ja zgłaszałem trenerowi, że nie widzę na oczy i nie ma możliwości boksowania. Nie widziałem w ogóle ciosów, słaniałem się. To mi się przytrafiło na koniec pierwszej rundy. Przeszkodziło mi zdrowie - nie widziałem na oczy i musiałem przerwać walkę - zdradził łodzianin.
W trakcie kariery Petrich miał kilka propozycji z innych krajów. Mógł zdecydować się na - nielegalne wówczas - opuszczenie kraju. Miał rodzinę w Niemczech. W końcu jednak nie zdecydował się na taki krok. - W Polsce zacząłem, w Polsce skończyłem - przyznał po latach.
Petrich zakończył karierę pięściarską w wieku 35 lat. W tamtych latach można było walczyć tylko do 33. roku życia, ale władze bokserskie przedłużyły olimpijczykowi pozwolenie na uprawianie boksu na kolejne dwa lata.
- Drugie podanie o przedłużenie możliwości boksowania zostało już odrzucone - przyznał w jednym z wywiadów.
Po przejściu na sportową emeryturę Petrich mógł zostać żołnierzem zawodowym, ale nic z tego nie wyszło. - Wtedy już był stan wojenny, a ja miałem pochodzenie niemieckie, rodzinę za granicą, więc zostałem odsunięty - wyjaśnił.
Dzięki pomocy przyjaciela przez jakiś czas był menedżerem bufetu. Cały czas ciągnęło go jednak na ring.
W końcu zajął się pracą szkoleniową m.in. pomagał Gmitrukowi w zajęciach z Adamkiem.
Dziś Petrich jest trenerem boksu w Legii Warszawa. 57-letni szkoleniowiec, który ciągle nosi charakterystycznego wąsa, cieszy się dużą sympatią swoich podopiecznych.
Opracował PB