Jerzy Grycan: Chińczycy korzystają ze sztucznej inteligencji w tenisie stołowym

Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jerzy Grycan (pierwszy z lewej)
Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jerzy Grycan (pierwszy z lewej)

Aby zgłębiać tajniki najlepszych tenisistów stołowych na świecie, Jerzy Grycan nauczył się chińskiego języka. Były trener reprezentacji Polski opowiada o wciąż utrzymującej się przewadze Chin nad resztą świata, m.in. dzięki sztucznej inteligencji.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: Nie ma mocnych na Chinki i Chińczyków. Nikt na poważnie im nie zagroził.

Jerzy Grycan: Jedynie Japończycy nawiązali z nimi wyrównaną walkę, Tomokazu Harimoto zwyciężył nawet w obydwu swoich pojedynkach w półfinale, ale jeden zawodnik nie może wygrać meczu w tenisie stołowym, gdyż potrzebne są 3 punkty. Inna sprawa, że urodził się w chińskiej rodzinie, jego rodzice są trenerami, a on jako dziecko zmienił obywatelstwo na japońskie. Co do turnieju kobiet, Japonki grały z Chinkami w finale, wszystkie gry przegrały, choć pewną szansę miała bardzo szybka Mima Ito. W najważniejszych momentach okazywało się jednak, że nawet jej repertuar zagrań jest zbyt ubogi w porównaniu z Chinkami.

W ostatnich kilkunastu latach zdarzało się, że reprezentanci Polski w rożnych turniejach potrafili pokonać świetnych Chińczyków, jak np. Daniel Górak z Ma Longiem, dziś 2-krotnym mistrzem olimpijskim i 3-krotnym mistrzem świata. Ale tylko sporadycznie, zresztą jak cała europejska czołówka.

Wielu zawodników nie wierzy, że jest w stanie ograć Chińczyka, a to w pierwszej kolejności kwestia odpowiedniego nastawienia. Jeśli chodzi o technikę sprawa jest poważniejsza, bo potrzebujemy gracza wszechstronnie wyszkolonego, takiego, który potrafi dobrze grać przy siatce, mającego dobry serwis i return, potrafiącego "czytać" podanie rywala, tj. rotację. My, w Polsce, mamy obecnie bardzo zdolne pokolenie, a jest szansa, że do tej młodzieży dojdą kolejni utalentowani. W dawnych latach Andrzej Grubba i Leszek Kucharski też się czasem denerwowali, gdy mieli problem z odbiorem serwu Chińczyków. Ale to wszystko kwestia treningu. Grubba zaczął wygrywać z Chińczykami, a z kolei Lucjan Błaszczyk w drodze do ćwierćfinału MŚ w 1995 roku ograł trzech chińskich mistrzów.

Trzeba jeździć do Chin, aby się od nich uczyć? Ale czy oni pozwolą na treningi Europejczykom ze swoimi gwiazdami?

Swego czasu do Chin jeździli np. Szwedzi, ale załatwianie odbywało się na najwyższym szczeblu władz politycznych i głównych firm. Tylko dzięki takiemu lobby mogli oni rozgrywać oficjalne mecze kontrolne z najlepszymi Chińczykami. Inni pojadą, lecz będą trenowali z kadrą młodzieżową albo prowincjonalną. Chodzi jednak o to, aby zrozumieć w jaki sposób wygrywają Chińczycy.

Już w 1985 roku, kiedy polska drużyna zdobyła brąz DMŚ, trwała "wojna wideo" między Chinami a Szwecją. Słynny Jan-Ove Waldner opowiadał, że do tego stopnia rozpracowywali rywali, że obudzony w środku nocy potrafił opowiedzieć, w jaki sposób gra każdy z Chińczyków. Ale przeciwnicy mieli jeszcze lepsze informacje. Bo chcąc ich pokonać, trzeba - poza fizycznością, techniką i taktyką - dołożyć element zaskoczenia i coś jeszcze, może jakiś nowy serwis itp. To wszystko jest trudne, bowiem Chińczycy są bardzo dobrze przygotowani metodycznie.

ZOBACZ WIDEO: Znamy grupę el. EURO 2024, cele na MŚ w Katarze - gorące dni reprezentacji | Z Pierwszej Piłki #21

W jaki sposób pan poznaje chiński tenis stołowy?

Między innymi od wielu, wielu lat analizuję i "rozbieram" na kawałki gry nie tylko Chińczyków. Dla potrzeb programu szkolenia trenerów przeanalizowałem ponad 430 meczów finałowych mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, rozgrywanych od pół wieku. Czasem rozpracowanie jednego pojedynku trwało 10 godzin. Uzyskane informacje przekazuję polskim trenerom podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń.

Ostatnio wraz z profesorem Ziemowitem Bańkoszem badamy tendencje zachodzące w grze zarówno mężczyzn, jak i kobiet, porównujemy okresy tzw. małej piłki (lata 1970-2000), dużej piłki (lata 2001-2015) i plastikowej piłki (2016 - do chwili obecnej). Pomaga nam od strony statystyki pani dr inż. Małgorzata Kołodziej z wrocławskiej AWF. Planujemy przygotowanie co najmniej kilku artykułów naukowych, które dotyczyć będą różnych aspektów gry w tenisa stołowego. Przygotowujemy wnioski na podstawie ponad 32 tysięcy akcji!

W DMŚ w Chengdu obie chińskie reprezentacje miały w składzie tylko atakujących. A co z pingpongistami grającymi stylem defensywnym?

W grze piłeczkami plastikowymi, w porównaniu do wcześniejszych celuloidowych, jest więcej komponentu ataku szybkiego. Wiele osób gra bardzo agresywnie. Ale obrońcy też są, m.in. Japonka Sato i Niemka Han Ying. W innych reprezentacjach też widziałem defensorów, niektórzy nie przyjechali na DMŚ, lecz są w dobrej formie, niedawno Niemiec Filus wygrał mocny turniej w Kazachstanie. A co do Chińczyków, przed dwoma laty mistrzem kraju został... defensor Hou Yingchao, kiedyś zawodnik klubu z Jarosławia.

Jerzy Grycan (fot. archiwum prywatne)
Jerzy Grycan (fot. archiwum prywatne)

Można oszacować, ile osób w Chinach gra w tenisa stołowego?

Zacznijmy od kadry narodowej, która jest podzielona na trzy grupy: A, B i młodzieżową. Razem to 120 zawodniczek i zawodników. Oprócz tego jest 30 reprezentacji prowincji, a w każdej po 20 kobiet i mężczyzn, choć ta liczba się zmieniała. Są także drużyny branżowe wojska, straży itd. Oprócz tego działają Szkoły Wolnego Czasu, skupiające dzieciaków od przedszkola do szóstej klasy. Znajdują się w każdej większej miejscowości, tworzone są coś na wzór naszych Szkół Mistrzostwa Sportowego. Właśnie tam wyławiane są perełki, które trafiają do ośrodków regionalnych i kadry centralnej. Kluby zakładają m.in. bogaci biznesmeni, których jest coraz więcej. Z jednej strony są to drużyny dla zawodowców, ale też dzieci trenujących wyczynowo. Reasumując można powiedzieć, że 30 milionów Chińczyków gra wyczynowo w ping-ponga.

Kiedyś mówiło się, że w Chinach trenuje się po 7-8 godzin dziennie i to ich przewaga nad Europą. Ale na Starym Kontynencie - przynajmniej w założeniu - można też trenować tak dużo.

Chińczycy trenują i więcej, i systematyczniej. Li Xiaodong, który prowadził wykłady w Grodzisku Mazowieckim, Warszawie i Gdańsku, a także poświęcił nam sporo czasu w rozmowach kameralnych, napisał na tablicy liczbę z mnóstwem zer. Nikt nie potrafił się połapać, o jaką sumę chodzi. A to były ich nakłady na badania naukowe. Mnóstwo pieniędzy wydają na analizy pod kątem swoich zawodników, ale i rywali. Chińczycy korzystają ze sztucznej inteligencji, podobnie czynią też Japończycy. Już na Kongresie Nauki ITTF w 2017 roku japoński trener-inżynier pokazywał jakie mają systemy analizowania gry za sprawą tzw. metody akustycznej. To za sprawą czujników rozmieszczonych na stole, ściśle połączonych z "mózgiem". Komputer po każdej akcji przekazywał najważniejsze dane dotyczące toru piłki, miejsca odbicia itp.

Potrafi pan wskazać najmocniejsze strony chińskich i japońskich pingpongistów w najdrobniejszych szczegółach?

Tak, określę wszystkie wygrane piłki, tj. jakimi akcjami zdecydowanie najczęściej wygrywają pojedynki. A tych kombinacji jest ponad 400. Jest taka zasada 20-80 mówiąca o tym, że 20 procent działań daje 80 procent wyników. I jeśli wyłuska się 20 proc. najbardziej punktujących akcji, może programować treningi z dziećmi. Na tym opiera się m.in. program "FUNdamenty 1". My to robimy obecnie w ramach Narodowego Programu Rozwoju Tenisa Stołowego w Polsce za sprawą współpracy z PZTS.

W ilu miejscach w Polsce korzystają z pracy, doświadczeń, wiedzy Jerzego Grycana?

Od kilkunastu lat zajmuję się głównie szkoleniem trenerów. W wielodniowych szkoleniach uczestniczyło ponad 1000 trenerów. W samych ostatnich pięciu latach przeszkolonych zostało ok. 500 trenerów, więc gdyby przyjąć, że chociaż 10 procent z nich, czyli 50 w sposób rzetelny wdraża system, to już mamy zmianę jakości treningów w naszym kraju.

Zresztą weryfikujemy pracę trenerów, poddawani są egzaminom w ramach tak zwanego Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji (ZSK). Cieszy mnie, że nasi kadeci, juniorzy i młodzieżowcy zdobyli w tym roku 14 medali Mistrzostw Europy, ale z drugiej strony spokojnie, potrzebna jest pokora. Na wielkie efekty potrzeba czasu. Na sukces składają się działania wielu osób, zawodników, trenerów, rodziców, działaczy, administracji, pracowników medycznych itp. Osobiście zapraszam na szkolenia dla trenerów, które realizujemy (od 5 lat) przy współpracy z Polskim Związkiem Tenisa Stołowego.

Bez znajomości języka chińskiego nie dotarłby pan do wielu informacji?

Z pewnością tak byłoby. Na co dzień czytam chińską literaturę fachową, jestem na bieżąco. A języka zacząłem się uczyć po studiach, bardzo mi pomógł profesor Meng Qinghua z Politechniki Gdańskiej. Uczyłem się intensywnie do tego stopnia, że po pół roku potrafiłem rozmawiać i pisać. Wcześnie, bowiem już w latach 80. zostałem trenerem polskiej kadry młodzieżowej i od razu mogłem wykorzystywać swoją wiedzę w pracy z nimi. Szkoda jednak, że dawniej nie było kogoś poważnie traktującego to, co przywiozłem ze szkoleń w Chinach. Teraz trafiłem na innych ludzi, Prezes, Zarząd, Dyrektor Sportowy, Administracja to świetna grupa ludzi. Szef Związku Dariusz Szumacher uznał, że szkolenie trenerów jest też ważną sprawą w całym systemie szkolenia. Mam nadzieję, że jeszcze coś razem zrobimy.

Czytaj także:
Dariusz Szumacher: Czerpiemy wzorce od najlepszych na świecie
Debiutanci na plus. Polacy dziewiątą drużyną świata

Komentarze (0)