Redakcja PZTS: "Big Hou", jak nazywany był w Jarosławiu, to postać nietuzinkowa. Swego czasu był 10. na liście światowej.
Kamil Dziukiewicz (prezes-menadżer Oxynetu Jarosław): Trafił do nas przypadkowo. Pracujący od lat w Austrii trener Jarosław Kołodziejczyk zadzwonił z informacją, że ma świetnego Chińczyka, który potrzebuje się odbudować. Hou Yingchao miał 37 lat, złapał trochę kilogramów, ale postanowiłem zaryzykować.
I u nas grał znakomicie, w sezonie 2017/18 nie przegrał ani jednego pojedynku i przyczynił się do historycznego złota w mistrzostwach Polski dla Jarosławia. W kolejnych rozgrywkach rzadziej się pojawiał, narzekał, że coraz gorzej znosi długie podróże samolotami, a po nich ma problemy z kręgosłupem. Tytułu nie obroniliśmy, bowiem nie przyjechał na play-off. Byłem zawiedziony. Generalnie on był szczery, powiedział w końcu, że nie przedłuży kontraktu i nie chodzi mu o pieniądze, bo na pewno osiągnęlibyśmy porozumienie, ale tak dokuczały mu wielogodzinne loty.
W Polsce przegrał tylko raz - z Panagiotisem Gionisem.
To świetny grecki obrońca z Dartomu Bogorii Grodzisk Mazowiecki. Nie ukrywam, że to jeden z tych pingpongistów, których swego czasu chętnie widziałbym w swojej drużynie. Niesamowity profesjonalista i dalej wielka klasa, mimo że skończył już 43 lata. A co do Hou Yingchao, to pokazał, że jest wspaniałym zawodnikiem, ponieważ kilka miesięcy po zakończeniu naszej współpracy został mistrzem Chin w singlu. Żałuję, że kiedy miałem Hou, Tomislava Pucara i Paula Drinkhalla nie zgłosiłem drużyny do Ligi Mistrzów. Mieliśmy pakę na finał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan
Hou Yingchao był najdroższym tenisistą stołowym w historii klubu Oxynet, wcześniej grającego jako Kolping Frac i Sokołów S.A.?
To się zgadza, ale z drugiej strony kosztował mniej niż inne kluby w Superlidze płaciły zawodnikom gorszej klasy. Warto było mieć w składzie "Big Hou", gwarantował wielkie emocje i zwycięstwa.
Gdyby miał pan wybrać najlepszych zawodników, z jakimi przyszło pracować od 2012 roku, tj. od awansu do Superligi.
Hou Yingchao otwierałby tę listę, a poza nim Chorwat Tomislav Pucar, Wang Zeng Yi, Robert Floras i Białorusin Jewgienij Szczetinin. Poza tym wolałbym określenie nie najlepsi, a najbardziej wartościowi. I wtedy dołączyłbym jeszcze Pawła Chmiela, który granie łączył z pracą jako strażak zawodowy. Jak na kapitana przystało dawał świetny przykład, do tego był fajnym motywatorem, czasem bajerancikiem. Umiejętności są kluczowe, ale ważna jest waleczność, a ja doceniam takich, którzy nie odpuszczą żadnej piłeczki.
Blisko pana klubu byli m.in. Niemiec Patrick Baum, Grek Kalinikos Kreanga czy chiński Katarczyk Li Ping. Dlaczego nie zagrali?
Zawsze staram się zabezpieczyć interesy klubu, dlatego poszczególne zapisy w umowach z pingpongistami są konkretne! Nie interesują mnie zawodnicy, którzy chcą przyjechać w przeddzień meczu, zagrać, zgarnąć kasę i wyjechać. Wymagam, aby każdy pojawił się w Jarosławiu 3-4 dni przed spotkaniem, aby miał czas odpowiednio przygotować się do rywalizacji.
Poza tym jeśli gramy tydzień po tygodniu, trzeba zostać i trenować. Chyba cudów nie wymagam. Jeśli to komuś nie pasuje, kończymy rozmowy. Zdarzały się też inne historie, np. Joao Monteiro wszystko zaakceptował i podpisał kontrakt, po czym oświadczył, że rezygnuje i przenosi się do Dartomu Bogorii. Ale to nie koniec, ponieważ Portugalczyk tam też się wycofał i wybrał klub poza Polską.
Rządzi pan twardą ręką. Często bywało tak, że zwalniał pan całą drużynę.
Na co dzień prowadzę Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Jarosławiu, więc potrafię zarządzać kapitałem ludzkim. Staram się wyciskać z danego składu jak najwięcej, a jeśli ktoś pokazuje, że może grać jeszcze lepiej to zostaje na kolejny sezon. Inni zaś muszą odejść. Dla mnie to także motywacja, by znaleźć ponownie bardzo dobrych pingpongistów i jednocześnie jeszcze lepszych od dotychczasowych.
Kto najbardziej rozczarował w ostatnich latach?
Zawiodłem się w końcówce sezonu 2020/21 na Ukraińcu chińskiego pochodzenia Kou Leiu. W półfinale pokonaliśmy Dekorglass Działdowo 3:1 i wydawało się, że jesteśmy blisko finału. Co więcej, jestem przekonany, że o złoto pokonalibyśmy Dartom Bogorię. Tymczasem w rewanżu przegraliśmy 1:3, a w ostatniej grze Kou Lei wysoko uległ Jirziemu Vrablikovi. Wiadomo było wtedy, że stosunek setów jest remisowy, dlatego liczone będą piłeczki. Uważam, że postąpił nie do końca fair. Oczywiście doceniam również to, co wcześniej zrobił dla klubu, kiedy był liderem z prawdziwego zdarzenia.
Czasem daje pan drugą szansę, jak w przypadku Patryka Zatówki.
W jego przypadku wyłamałem się ze swojego sztywnego systemu zatrudniania tenisistów stołowych. Raczej drugiej szansy nie daję, tymczasem chciałem, aby Patryk odbudował się po nieudanej przygodzie z ligą niemiecką, gdzie miał też kłopoty ze zdrowiem.
Byli też tacy, którzy kilka lat spędzili w Jarosławiu.
Jednym z nich był "Wandżi", którego ściągnąłem z Dartomu Bogorii. Miał polski paszport, co sprawiało, że mogłem zatrudniać innych obcokrajowców, w tym Azjatę. Wang Zegn Yi to znakomity piórkowiec, ale z nim w składzie osiągnęliśmy za mało. Ktoś może powiedzieć, że 4 brązowe medale to sukces, a i owszem, lecz z Wandżim powinniśmy grać w finałach.
Szykuje pan transferowy hit na sezon 2023/2024?
Jesteśmy jeszcze przed końcówką Grupy Mistrzowskiej, a chwilę później rozpoczną się ćwierćfinały w Lotto Superlidze. Kwiecień będzie decydujący. Potem będę ogłaszał decyzje personalne. Na razie jestem w trakcie rozmów, ale chciałbym zapewnić kibiców Oxynetu, że staram się zbudować jeszcze mocniejszy zespół. A jeden z transferów, faktycznie, będzie zasługiwał na miano dużego wydarzenia.
Znany jest pan ze społecznej działalności. Nieustannie promuje pan tenis stołowy w regionie, organizując zawody rangi mistrzostw Polski - w różnych kategoriach - w Arłamowie, Jarosławiu czy Ustrzykach Dolnych.
Szczególnie MP seniorów w Hotelu Arłamów w 2021 roku zapisały się w historii naszego sportu. To był trudny czas, pandemia, a my zorganizowaliśmy świetny turniej w "bańce" w niepowtarzalnym miejscu. Bardzo ucieszyłem się także z meczu Polska - Chorwacja w eliminacjach DME w Jarosławiu. Trybuny pełne ludzi, każde miejsce zajęte, hymny krajów, szaliki narodowe. To był kolejny bodziec do działania na rzecz tenisa stołowego.
Od kiedy jest pan w tej dyscyplinie?
Zaczynaliśmy rodzinnie w Starcie Jarosław, tata Andrzej był trenerem, a zawodnikami trzej synowie: Gracjan, Norbert i ja. Po awansie z trzeciej do drugiej ligi sekcja nie miała możliwości rozwoju, dlatego ojciec wpadł na genialny pomysł. Udał się do proboszcza Andrzeja Surowca z propozycją założenia Parafialnego Klubu Sportowego. Ksiądz zakochał się w tenisie stołowym, PKS Kolping działa prężenie, a największą dumą są tytuły mistrza kraju wywalczone w 2018 i 2020 roku.
Kiedy wziął pan na swoje barki ciężar prowadzenia klubu?
W 2012 roku, po niesamowitych barażach z Dekorglassem Działdowo o Superligę, wygranych przez nas... jednym setem. Grali wtedy Darek Kiełb, Krzysiek Marcinowski, Marek Klasek, Witalij Niechwedowicz, a ja zostałem trenerem i menadżerem. Jeśli miałbym podsumować okres 11 lat w elicie, jesteśmy stabilnym klubem, co sezon walczącym o podium. W naszym dorobku są także zwycięstwa w Pucharze Polski, a wyjątkowy był 2018 rok, kiedy sięgnęliśmy po dublet. Niespełnionym marzeniem pozostają europejskie puchary.
Na co dzień prowadzi pan z Michałem Cebulą wielosekcyjną SMS Jarosław. Kto może dołączyć do szkoły tenisa stołowego?
Zapraszamy zawodników z całego kraju. Mamy bardzo dobre warunki do łączenia nauki w szkole podstawowej, jak i liceum z codziennym treningiem. Do naszej placówki uczęszczają reprezentanci Polski na czele z Ania Brzyską i Alanem Kulczyckim. Od nowego sezonu zgłaszamy drużynę SMS-u do 2 ligi podkarpacko-małopolskiej, a więc poza uczestnictwem w treningach z pierwszą drużyną Oxynetu, rywalizacją w turniejach indywidualnych dojdzie jest szansa na występy ligowe. Chciałbym aby dołączył do nas - przynajmniej w roli konsultanta - wybitny tenisista stołowy Leszek Kucharski.
Czytaj także:
- Polak, który był trenerem mistrza świata
- Stanisław Frączyk bohaterem austriackiego Stockerau