[b]
Redakcja PZTS: W piątek we Władysławowie rozpoczyna się turniej ITTF Fa20 Polish Para Open, zaliczany do kwalifikacji paraolimpijskich.[/b]
Piotr Grudzień: Dla nas, zawodników, to bardzo ważne, że możemy w swoim kraju rywalizować z międzynarodową czołówką w poszczególnych klasach niepełnosprawności. Tym bardziej, że we wrześniu czekają nas mistrzostwa Europy w Anglii, a rok później igrzyska we Francji.
Na czym polega specyfika pańskiej klasy 8, kto może w niej startować?
Występują osoby ze schorzeniami dwóch kończyn, może być obu nóg, albo nogi i ręki. Urodziłem się z krótszymi lewą ręką oraz prawą nogą i od początku, tj. od 2005 roku, gram w "ósemce". Oczywiście, praca nóg w tenisie stołowym jest szalenie istotna, więc ciągle pracuję nad tym, aby moje ruchy pozytywnie wpływały na grę, szukam dobrych rozwiązań. Jestem praworęczny, dlatego tym bardziej jest mi trudno podchodzić do piłki z krótszą prawą nogą, ale nieźle sobie radzę.
Słyszałem opinię, że bardzo dobrze sobie poczyna pan także na parkiecie tanecznym.
Nie mi to oceniać, ale faktycznie jak każdy młody człowiek lubię potańczyć. Staram się normalnie żyć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
Mimo niespełna 32 lat, w dorobku już 4 medale paraolimpijskie oraz po 5 z MŚ i ME.
Jestem dumny, iż tak wiele już osiągnąłem, a myślę, że sporo przede mną. Debiutowałem jako 16-letni chłopiec na igrzyskach w Pekinie. Dostałem dziką kartę jako dobrze rokujący zawodnik, a niespodziewanie wróciłem ze srebrem w singlu. Ba, to sensacyjny medal. Na podium stanąłem także w Londynie i Rio de Janeiro, a przed strefą medalową zatrzymałem się w Tokio.
W podobnym wieku są inni multimedaliści z męskiej kadry Patryk Chojnowski i Rafał Czuper.
Są najlepszymi polskimi paratenisistami stołowymi w klasyfikacji wszech czasów. Klasa światowa. Na każde zawody, bez względu na rangę i miejsce, jadą w roli faworytów. U mnie jest nieco inaczej, bo jeszcze pracuję, by znaleźć się w ścisłej czołówce globu.
Wszystko będzie zależało od zdrowia, ale spodziewam się, że każdy z nas zagra w jeszcze kilku paraolimpiadach i będzie mógł poprawić bilans medalowy. Mnie ten sport sprawia ogromną frajdę. Ale znów podkreślę, że trzeba dbać o swoje ciało.
Ile godzin trenuje pan dziennie, tygodniowo w ośrodku szkoleniowym w Drzonkowie?
W zależności od tego, w jakiej części sezonu jesteśmy, ćwiczę raz dziennie, niekiedy mam dwa treningi. Jeśli zaczynam czuć ból pleców czy biodra, muszę nieco odpuścić. Poza tym trzykrotnie w ciągu tygodnia udaję się na zabiegi rehabilitacyjne. To także część przygotowań do gry.
Jak w ogóle trafił pan do tenisa stołowego?
Tata Grzegorz kupił stół, na którym odbijałem z młodszą siostrą Olgą. Pochodzę z niewielkiej miejscowości Zygmunty w powiecie garwolińskim na Mazowszu. Ojciec woził mnie na treningi wszędzie tam, gdzie się dało, m.in. do Łaskarzewa, Żelechowa, czy Ryk. Na co dzień ćwiczyłem też w szkole w Starym Pilczynie, ale od drugiej klasy gimnazjum przeniosłem się do Siedlec. Z kolei do liceum poszedłem już do Zielonej Góry, z racji przenosi do wspomnianego Drzonkowa.
Jak zapamiętał pan swoje dzieciństwo?
Bardzo miły czas, chętnie wracam do domu rodzinnego. Uwielbiam sport, dlatego ciągle w coś grałem, w nożną, siatkówkę itd. Niepełnosprawność nie była żadną przeszkodą. Cieszę się, że po latach mogłem odwiedzić szkołę jako medalista paraolimpijski i opowiedzieć swoją historię uczniom.
Dlaczego wybór padł na oddaloną o ponad pół tysiąca kilometrów Zieloną Górę?
Najpierw pojechałem w ferie do kolegi Sebastiana Powroźniaka, aby zorientować się, jak wygląda ośrodek drzonkowski. Spodobało mi się i postanowiłem wrócić, ale już na stałe. Mamy świetne warunki treningowe w ZKS-ie i Starcie, wspaniałą grupę szkoleniowców, do tego cisza, spokój, las.
W paratenisie stołowym też trwa ciągły wyścig z Chińczykami?
Nie tylko z nimi, chociaż kilku z nich spotkałem na swojej sportowej drodze. W finale paraolimpiady w 2008 roku przegrałem z zawodnikiem gospodarzy. Z innym Chińczykiem poniosłem porażkę w 2016 w Rio. Ale wtedy o brąz pokonałem Ye Chaoguna 3:2. Wygrałem z nim też w fazie grupowej.
Poza reprezentantami Chin, w klasie 8 liczą się mocno Ukraińcy, Brytyjczycy, Szwedzi, czy Francuzi.
W programie igrzysk nastąpiła ważna zmiana, nie ma drużynówki, a wprowadzono rywalizację w deblu i mikście.
Testowaliśmy nowe konkurencje m.in. podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Grenadzie. Jeśli nasza dyscyplina ma się rozwijać, takie zmiany są nieuniknione. W deblu występuję na zmianę z Patrykiem Chojnowskim i Igorem Misztalem, z którym na co dzień trenuję, a w mikście z Karoliną Pęk. W każdym ustawieniu jesteśmy w stanie odnieść sukces w wielkim turnieju.
Pojawia się kwestia klasyfikacji osób, tzn. w pańskim przypadku chodzi o MD18 i XD17.
Cyfry oznaczają maksymalną liczbę klas dwojga zawodników, np. w grze deblowej mogę startować razem z Patrykiem Chojnowskim, który jest z 10, a w mieszanej z Karoliną Pęk z 9.
Szybko mija czas, za niewiele ponad rok olimpijski turniej w Paryżu. Wyznacza pan sobie cele wynikowe?
Nie. Moim zadaniem jest poprawa gry i ciągle dostrzegam, że mimo skończonych 30 lat, mogę się rozwijać i wchodzić na wyższym poziom. Lepsze umiejętności pociągają za sobą szansę na lepsze rezultaty.
Najlepsze wspomnienia z IO?
Wszędzie byłem zauroczony atmosferą, przyjemności było przebywanie w klimatycznych wioskach olimpijskich. Mam wrażenie, że najlepiej zorganizowane były europejskie igrzyska, w Londynie. To tam z Marcinem Skrzyneckim zdobyliśmy złoto w drużynówce, więc może też dlatego wracam wspomnieniami do zawodów sprzed ponad dekady.
Dziś Skrzynecki jest w sztabie szkoleniowym reprezentacji?
W naszej kadrze jest kilkoro trenerów, ale podczas meczów pomaga mi Marta Smętek. Oczywiście z Marcinem pozostaję w dobrych relacjach.
Rozczarowaniem był brak medalu w Tokio?
Przegrałem 2:3 o ósemkę z Brytyjczykiem Billym Shiltonem, któremu wcześniej uległem kilka razy. Miałem nadzieję, że w igrzyskach się przełamię, lecz znów był lepszy. Cóż, mogłem wylosować kogoś innego, jednak jak widać tak musiało być. W rywalizacji zespołowej o medal ulegliśmy Ukraińcom. Zabrakło nam zgrania z Patrykiem w deblu. Co ciekawe, niedawno pokonaliśmy tych samych Maia i Katsa, aktualnych mistrzów świata, podczas turnieju rankingowego w Grecji.
Kilkoro niepełnosprawnych pingpongistów, jak Natalia Partyka, Chojnowski, Pęk, czy Misztal gra też z pełnosprawnymi.
Ze mną jest podobnie, uczestniczę w rozgrywkach ligowych w barwach Zielonogórskiego Klubu Sportowego. W tym sezonie grałem nieco mniej w 1 i 2 lidze, ale poprzedni miałem całkiem niezły na zapleczu superligi. Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł występować na takim poziomie. Co więcej, można wygrywać z teoretycznie mocniejszymi od siebie.
Przeczytaj także:
Afryka zawdzięcza Mistrzostwa Świata Polakowi