[b]
Redakcja PZTS: Kiedy Dojlidy zdobywały brąz drużynowych MP miał pan 17 lat. [/b]
Piotr Anchim: Doskonale pamiętam tamte czasy, zresztą od małego byłem zafascynowany tenisem stołowym za sprawą taty grającego amatorsko. Moim pierwszym klubem była białostocka Juvenia, a trenerem Jacek Sieńczyło. Potem trafiłem do Słonecznego Stoku, gdzie mieliśmy fajny zespół, m.in. z Piotrkiem Zdzienickim i Danielem Puchalskim, reprezentantem kraju w młodszych kategoriach. Blisko 20 lat temu Mariusz Baruch założył sekcję pingpongową w Dojlidach i tam się przeniosłem. Białystok już nie był czarną plamą na polskiej mapie tenisa stołowego. Przyszedł trener Dima Pieriewierziew, który okazał się magnesem przyciągającym coraz lepszych zawodników. Pamiętam jak zdobywałem szlify pod okiem m.in. Piotra Napiórkowskiego, Kamila Zdzienickiego, Wojciecha Derdy i wielu innych. Zespół piął się po szczeblach aż osiągnął brąz. Potem przytrafił się spadek, Jerzy Grycan nie trafił z wyborem Chińczyka. Różnie się działo przez ostatnich kilkanaście lat. Medalu nie było i tego brakuje.
W tym sezonie powalczycie o podium?
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie. Decyzją PZTS "uwolnieni" zostali zawodnicy europejscy, co oznacza, że mogą jednocześnie grać w Polsce i klubach zagranicznych, o ile zezwalają na to inne federacje narodowe. Stąd tak wiele transferów topowych pingpongistów. Inna sprawa, że w sezonie olimpijskim oni raczej nie będą dostępni i może się okazać, że rzadko albo w ogóle pojawią się w Polsce. Zbyszek Leszczyński zatrudnił kilku świetnych graczy w Polskim Cukrze Gwieździe, ale z Petralną Polonią Bytom nie mogli wystąpić i bydgoszczanie w drugim albo trzecim garniturze przegrali niespodziewanie.
Jaka jest siła SBR Dojlidy?
Chciałbym abyśmy po pierwszej rundzie w czołowej szóstce, czyli znaleźli się w grupie mistrzowskiej. Utrzymanie byłoby zagwarantowane, głowa spokojna i moglibyśmy pomyśleć o czymś więcej. Ćwierćfinały play off byłyby walką od początku, bez presji, ale z pozytywnym nastawieniem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy
Dlaczego w poprzednim sezonie szło jak po grudzie? Utrzymaliście się dlatego, że drugi zespół Palmiarni Zielone Góra nie mógł awansować.
Popełniliśmy wiele błędów, a i ja nie jestem bez winy. Tenis stołowy nie jest piłką nożną, w której w razie problemów wymienia się połowę składu. U nas składy są wąskie, nie można żonglować zawodnikami, nie ma zimowego okienka transferowego, więc ręce są trochę związane. Sportowo było słabiej, jednak pozytywów nie brakowało, bo klub rozwija się pod wieloma względami.
Postawiliście na szkolenie dzieci i młodzieży?
Tak. Klub z roku na rok działa coraz bardziej profesjonalnie. W czterech białostockich lokalizacjach trenuje ok. 150 osób w grupach: mistrzowskiej, zaawansowanej, początkującej i rekreacyjnej. Sztab szkoleniowy tworzą m.in. Marcin Jarkowski, Asuka Machi, Radosław Połubiński, Kamil Zdzienicki. W podstawówkach mamy klasy sportowe, rośnie zainteresowanie tenisem stołowym i marzy mi się niebawem pół tysiąca trenujących w 15 miejscach na terenie miasta.
Przeszedł pan drogą od zawodnika do prezesa-menedżera?
Pełnię funkcję wiceprezesa ds. sportowych, można powiedzieć, że to zajęcie menedżerskie. A kiedyś, faktycznie byłem od wszystkiego, przygotowywałem oferty sponsorskie, rozliczałem faktury, przed meczami przygotowywałem salę do gry, potem robiłem zdjęcia, a przez jakiś czas byłem trenerem. Wspólnie z Jarkowskim osiągaliśmy dobre wyniki, nasi młodzi podopieczni zdobywali medale MP. Swoją drogę w sporcie porównuję do restauracji, gdzie ktoś zaczyna od zmywaka, potem jest kelnerem, barmanem, menedżerem itd.
Najlepsi zawodnicy jacy kiedykolwiek zagrali w białostockiej drużynie?
Nie mam wątpliwości, że byli nimi Ho Kwan Kit z Hongkongu, Wang Zeng Yi, Krzysztof Kaczmarek i Chińczyk Li Yongyin.
Szybka odpowiedź. Co generalnie przyciąga do Dojlid, a co odpycha?
Mamy opinię porządnego, wypłacalnego klubu, którym kieruje facet, z którym można się porozumieć. Nieskromnie, to o mnie. Z nikim z pingpongistów nie miałem zatargów o pieniądze. Złotówkę oglądam dwa razy, zanim ją wydam, nie lubię przepłacać.
Pingpongiści z pierwszych stron gazet kontaktują się z panem?
Aż tak znani w Europie nie jesteśmy, nie gramy w pucharach, dlatego wielkie nazwiska nie pojawiły się w kontekście gry w SBR Dojlidy. Ale to się zmienia, zagra u nas bardzo doświadczony Portugalczyk Joao Monteiro. Jego transfer konsultowałem m.in. z Wandżim i Asuką, obaj byli na "tak". 40 lat to nie tak wiele w naszym sporcie, najważniejsze, że Monteiro jest zdrowy, w dobrej formie, gra ofensywnie. Do tego lewa ręka pod kątem debla.
Wandżi, Machi, Monteiro i Damian Węderlich to skład na medal?
Jeśli nie będą nas trapić kontuzje, nie będzie innych "niespodzianek", to powalczymy o duży wynik. Niczego nie chcę obiecywać. Mieliśmy już ekipę z Wadżim, Ho Kwan Kitem, czy Białorusinami Płatonowem i Chaninem, a nie wyszło. Swego czasu walczyliśmy o medal z AZS AWFiS Balta Gdańsk i okazało się, że Li Yongyin nie może przylecieć na play off. Znowu szansa przepadła.
Jest pan zaangażowany w działalność PZTS i Lotto Superligi. Jak polski tenis stołowy wypada porównując do europejskich federacji?
Organizacyjnie, finansowe i marketingowo jesteśmy wysoko, a to za sprawą prezesa Darka Szumachera, bardzo pracowitego i skutecznego menedżera. Pozyskuje środki dla dyscypliny, prężnie działa biuro Związku, organizowanych jest sporo imprez międzynarodowych. W oczach władz ETTU Polski Związek Tenisa Stołowego jest mocną instytucją. Świetne wyglądamy też sportowo jeśli chodzi o kadetów i młodzież. Gorzej zaś w seniorach, gdzie brakuje super rezultatów. Czekamy od dłuższego czasu na pingpongowego Adama Małysza, który pociągnie tenis stołowy jak kiedyś niezbyt popularne i cenione skoki narciarskie.
W Białymstoku oczkiem w głowie są SBR Dojlidy w męskiej Lotto Superlidze, ale grają też dwa zespoły kobiece w 1. lidze.
Był czas, że w obu najwyższych ligach – pań i panów – mieliśmy swoich przedstawicieli. Trzeba było jedna na coś się zdecydować i priorytetem jest superliga. Jest mi miło tym bardziej, gdyż kontynuuję pracę białostoczanina Mariusza Barucha, pierwszego prezesa Lotto Superligi i współzałożyciela ligi zawodowej.
W superlidze jest kilku menedżerów, którzy grają na niezłym poziomie i nawet zaliczyli epizody w najwyższej klasie. Kto z was jest najlepszym tenisistą stołowym?
Myślę, że gdyby doszło do turnieju, wygrałby Zbyszek Leszczyński z Bydgoszczy, prezes Lotto Superligi. Raz, że gra bardzo dobrze, a po drugie ma charakter zwycięzcy. Do czego się nie zabiera, nie znosi porażek. To tygrys walczący ze wszystkich sił o sukces.