W nagrodę mecz z mistrzynią świata

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Agata Pastor-Gołda (w niebieskiej koszulce)
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Agata Pastor-Gołda (w niebieskiej koszulce)

Tradycja jest taka, że mistrzowie Polski występują w najbliższych wielkich turniejach międzynarodowych. W 2010 roku Agata Pastor-Golda w drużynowych MŚ w Moskwie zagrała ze słynną Chinką Guo Yue.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: Wyjazd na drużynowy czempionat do Rosji był nagrodą za sukces odniesiony w IMP w Sosnowcu?

Agata Pastor-Golda: W tymże 2010 roku dotarłam do dwóch finałów – w singlu oraz deblu z moją wieloletnią przyjaciółką Anną Jantą-Lipińską. O ile indywidualnie przegrałam o złoto z pochodzącą z Chin Xu Jie, o tyle wspólnie z Anią pokonałyśmy właśnie „Ksenię” i Natalię Partykę. Był to nasz drugi finał w grze podwójnej, 3 lata wcześniej uległyśmy w Rzeszowie także Xu Jie, jednak w parze z Moniką Pietkiewicz. Zanim stanęłyśmy na najwyższym stopniu podium MP, wywalczyłyśmy 4 medale w tej konkurencji, pozostałe w kolorze brązowym, a pierwszy równo 20 lat temu w Krakowie. Byłyśmy jeszcze juniorkami z „papierami” na grę.

Drużynowe Mistrzostwa Świata w Moskwie zakończyły się sensacyjnym zwycięstwem Singapurek nad Chinkami 3:1, a Polki zajęły 10. miejsce.

Trener Michał Dziubański zabrał pięć pingpongistek: Li Qian, Xu Jie i Natalię Partykę, które tworzyły podstawowy skład, oraz rezerwowe – można powiedzieć siedlczanki - Katarzynę Grzybowską-Franc i mnie. W grupie dziewczyny pokonały Chorwatki, Austriaczki, Włoszki oraz Angielki, zaś do meczu z broniącymi tytułu Chinkami szkoleniowiec wystawił mnie, Kasię i Natalię. Miałam okazję zmierzyć się z Guo Yue, mającą na koncie już m.in. mistrzostwo globu w singlu, deblu, mikście i drużynowo, a w tej ostatniej konkurencji także mistrzostwo olimpijskie. Z taką gwiazdą poniosłam porażkę 0:3, nie było szans. Z kolei w fazie pucharowej, po niepowodzeniu koleżanek w walce o ćwierćfinał z Holandią 2:3, zagrałam o pozycje 9-12, pokonując Chorwatkę Andreę Bakulę 3:0. Podsumowując, kadrę miałyśmy silną, niewiele zabrakło do awansu do najlepszej ósemki na świecie, a ja miałam satysfakcję z debiutu.

Pani droga na krajowy szczyt i do reprezentacji wiodła z niewielkiej podsiedleckiej miejscowości Chodów.

Pierwszym trenerem był mój nieżyjący tata Kazimierz. Mieliśmy w domu na stałe rozłożony stół do tenisa stołowego, więc odbijaliśmy w każdej wolnej chwili. W szkole w pobliskiej Strzale zainteresował się mną nauczyciel Stanisław Krzyziński, a potem trafiłam pod skrzydła trenerów Pogoni Siedlce Jana Sochackiego i Sylwestra Dąbrowskiego. Akurat w niedzielę odbędzie się pierwszy memoriał zmarłego rok temu pan Sochackiego. Przyjadę na turniej z 5-letnią córką Igą i grupą moich zdolnych podopiecznych ze Szkoły Podstawowej im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Grali-Dąbrowiźnie. Córka powoli zaczyna rywalizować w zawodach, mam jeszcze mniejszą, 2-letnią, której kupiliśmy na razie mini-rakietkę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza

Na Mazowszu od lat dużą popularnością cieszy się turniej dla dzieci i młodzieży redaktora Janusza Strzałkowskiego.

Bardzo miło wspominam, tym bardziej, że wygrałam aż 8 razy z rzędu. Nie wiem, czy ktokolwiek pobił mój rekord. Cieszę się, że po zakończeniu kariery zawodniczej pozostałam przy tenisie stołowym. Prowadzimy ze Zbyszkiem Prokuratem treningi w Naprzodzie Skórzec, a na co dzień jestem nauczycielem wychowania fizycznego w Grali, gdzie oczywiście nie brakuje tenisa stołowego. W poprzednim roku Anna Kulik i Julia Myszkowska dotarły do 5. miejsca w XXV Finale Mazowieckich Igrzysk Młodzieży Szkolnej w Nadarzynie. To ogromna satysfakcja i duma. Ich sukces jest zasługą też niesamowitej atmosfery w szkole, tutaj każdy pomaga sobie wzajemnie. Rozważam przywożenie Igi tutaj do podstawówki, to fantastyczne miejsce do nauki i rozwijania sportowych pasji.

Ale zanim wróciła pani w rodzinne strony, wiele lat spędziła w ośrodku treningowym w Krakowie, a następnie w Częstochowie.

Mając 14-15 lat, trochę talentu i umiejętności, popartych codzienną pracą, trzeba na coś się zdecydować: albo zostaje się w domu, trenuje w tym samym klubie i raczej nie robi już wielkich postępów, albo wyjeżdża się do centrum szkoleniowego połączonego z nauką w szkole średniej. Wybraliśmy z rodzicami szkołę w Krakowie, gdzie spotkałam wielu świetnych trenerów. Cały czas reprezentowałam jednak Pogoń, zdobywając dla klubu i Siedlec mnóstwo medali mistrzostw kraju. Od młodzika do młodzieżowca sięgałam po złote medale w grze pojedynczej. Później przyszedł czas wyboru studiów. Przeniosłam się do Częstochowy do Akademii im. Jana Długosza. Połączenie profesjonalnych treningów ze szkołą wyższą było ciężkim zadaniem, ale znam jeszcze kilka dziewczyn, które sprostały wyzwaniu, m.in. Ania Janta-Lipińska, Tosia Szymańska, Renia Gumula, Magda Sikorska.

Czym była dla pani pingpongowa stabilizacja?

Na co dzień trenowałam w mocnej grupie w Częstochowie, m.in. z utytułowaną reprezentantką i byłą 2-krotną mistrzynią Polski Pauliną Narkiewicz, a grałam w barwach miejscowego AZS UJD. Klub zmieniłam tylko 2 razy, decydując się na dojeżdżanie autem taty na mecze do Polkowic na Dolnym Śląsku oraz do Sochaczewa na Mazowszu. Bazą pozostała Częstochowa, co było dobrym rozwiązaniem. Co ciekawe, w obydwu zespołach występowałam razem z Kasią Grzybowską. Z tym że Kasia zamieszkała w Gdańsku, więc spotykałyśmy się tylko podczas gier ligowych. Swego czasu moja sportowa stabilizacja mogła zostać „zakłócona”, gdyż pojawiły się wstępne propozycje z drużyn z lig niemieckiej i hiszpańskiej. Ostatecznie nic z tego nie wyszło i nie żałuję. Dobrze mi było w polskich zespołach.

Wróci pani jeszcze do tenisa stołowego w roli zawodniczki?

Przez kilka lat prezes-menedżer SKTS Sochaczew Bronisław Gawrylczuk zgłaszał mnie do rozgrywek Ekstraklasy, mimo że już przestałam trenować, a zajęłam się życiem osobistym, wychowywaniem dzieci i pracą zawodową. Pięć lat temu zdarzyło się, że z konieczności i z tzw. marszu wystąpiłam w kilku meczach, pokonując młodą zawodniczkę AZS Białystok. Potem pojawiały się jakieś propozycje, ale niespecjalnie byłam zainteresowana. Ale kto wie co będzie za jakiś czas, może jeszcze skuszę się na starty w rozgrywkach klubowych.

Komentarze (0)