WP SportoweFakty: Znamy już drabinkę turniejów indywidualnego i drużynowego w tenisie stołowym. W tym pierwszym zacznie pan od 2. rundy i zmierzy się ze Słoweńcem Bojanem Tokiciem lub Irańczykiem Noshadem Alamiyanem. Drużyna zmierzy się natomiast z bardzo silną Japonią. Jak pan ocenia to losowanie?
Wang Zeng Yi (najwyżej notowany polski tenisista stołowy): Jeśli chodzi o turniej indywidualny, to moim zdaniem są większe szanse na to, że zagram z zawodnikiem z Iranu, który ma bardzo dobry serwis i jest nieprzewidywalny. Mi bardziej pasuje jednak Tokić. Grałem z nim cztery czy pięć razy i przegrałem tylko raz. Losowanie drużyny nie było najlepsze. Ostatnio przegraliśmy z Japonią na mistrzostwach świata wyraźnie, 0:3. Wcześniej raz udało się nam ich pokonać, ale wtedy w ich składzie nie było lidera drużyny Juna Mizutaniego, który teraz na pewno z nami zagra. Żeby ich pokonać będziemy musieli zagrać swój "życiowy" tenis stołowy.
Patrząc na drabinkę, czy myśli pan, że w Rio ma większe szanse na dobry wynik niż cztery lata temu w Londynie, gdy przegrał pan w drugiej rundzie z reprezentującym Hiszpanię, wówczas już 50-letnim He Zhiwenem?
- Nie chcę się odgrażać i mówić, co jestem w stanie osiągnąć. Trzeba grać piłka po piłce, runda po rundzie. W każdym meczu tak naprawdę decyduje jedna dwie piłki, detale, dyspozycja dnia. Zobaczymy, dokąd będę w stanie zajść.
ZOBACZ WIDEO Żeglarze są perfekcyjnie przygotowani do operacji "Rio" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Jakie pierwsze wrażenia z pobytu w Rio de Janeiro?
- Podróż była ciężka. Przez pierwsze dni czułem się nie najlepiej. Nie spałem dobrze, budziłem się o piątej rano. Trochę zaszkodziło mi też tutejsze jedzenie, miałem problemy żołądkowe i zgagę. Dopiero we wtorek doszedłem do siebie. Teraz jest już dobrze.
Pokoje w porządku? Niektórzy na nie narzekają.
- Toaleta się zapycha (śmiech). Ale to podobno tutaj norma. Jest dość czysto, choć bez rewelacji, nie pięknie, ale do życia. Staram się nie narzekać, bywałem w gorszych miejscach. Szkoda tylko, że nie ma telewizora i nie będziemy mogli śledzić igrzysk w swoich pokojach.
W środę miał pan problemy z wejściem na trening. Co się stało?
- Po prostu zapomniałem akredytacji. Zatrzymali mnie w bramie. Musiałem zaczekać, wysłałem SMS-a do kolegi z misji olimpijskiej, który tę akredytację mi przyniósł. Straciłem przez to około godziny, ale trener postarał się, żebym to nadrobił i od razu wziął mnie na intensywny trening. Czuję, że jestem w dobrej formie i czekam na swój pierwszy mecz.
Myśli pan, że w turnieju tenisa stołowego ktoś będzie w stanie postawić się Chińczykom?
- Chyba jedynie zawodnicy z Niemiec, Japonii i Korei Południowej.
Z czego wynika to, że zawodnicy z Chin tak bardzo dominują?
- 30 czy nawet 50 najlepszych graczy jest zgrupowanych w jednym ośrodku, w którym mają mnóstwo trenerów, świetną opiekę medyczną, ludzi od badań technicznych, psychologów. Dowiedziałem się też, że na przykład w czasie treningów z głośników odtwarzane są odgłosy z trybun, co ma pomóc graczom w oswojeniu się z atmosferą zawodów. Poza tym nigdzie na świecie poza Chinami, Japonią i Koreą cała kadra nie trenuje razem przez tyle miesięcy. W Europie jest inny system, trenuje się w klubie i to klub utrzymuje zawodników. Tam robi to państwo.
Dla pana to drugie igrzyska, jest pan doświadczonym zawodnikiem, który może pełnić rolę mentora dla młodszych, takich jak Jakub Dyjas i Patryk Zatówka. Jak pan ocenia możliwości tych chłopaków?
- To duże talenty. Dyjas rozwija się prawidłowo. W niemieckim klubie, dla którego gra, są dobrzy zawodnicy i dobrzy trenerzy. Zatówka ma problem z treningiem w Polsce, nie ma tak dobrego zespołu i rozwija się trochę wolniej. Myślę jednak, że jeśli Patryk będzie miał wokół siebie dobrego trenera i dobrych zawodników, będzie w stanie zajść daleko.
Ceremonia otwarcia XXXI Igrzysk Olimpijskich już w piątek. Wybiera się pan na stadion olimpijski?
- Chciałbym. W Londynie nie byłem, teraz chciałbym w niej uczestniczyć. Nie wiem tylko, czy trener mi pozwoli. Dzień po ceremonii nie gram jednak meczu, więc chyba pójdę.
W Rio de Janeiro rozmawiał Grzegorz Wojnarowski
A fakty są takie, że ten sport p Czytaj całość