Po bogatej piłkarskiej karierze w rodzinie 52-letniego Mirosława Waligóry to tenis stał się sportem numer 1. To tę dyscyplinę uprawia z żoną, a w grę wciągnęły się również ich dzieci. W belgijskiej czołówce młodych zawodniczek jest właśnie córka srebrnego medalisty z Barcelony, 17-letnia Amelia. W rankingu ITF zajmuje 65. miejsce, a niespełna dwa tygodnie temu zadebiutowała w juniorskim turnieju wielkoszlemowym na kortach Wimbledonu.
Waligóra w Polsce występował w krakowskiej Wandzie i Hutniku, a potem przeniósł się do Belgii. Został legendą Lommel. Tam też zamieszkał z rodziną po zakończeniu kariery.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Jakie wrażenie zrobił na Amelii Wimbledon?
Mirosław Waligóra, były reprezentant Polski, srebrny medalista IO z Barcelony:
Fantastyczne, to jak Hollywood wszystkich tenisowych turniejów. Juniorki i juniorzy byli zakwaterowani w tym samym hotelu z topowymi gwiazdami. Córka spotkała się tam z Nickiem Kyrgiosem, była tym zachwycona. Minęła się też z Denisem Szapowałowem. To niezapomniane chwile dla młodych zawodników.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Jak dużo zajmuje opieka nad córką tenisistką?
Nie nakręcam się tym, bo to dopiero poziom juniorski. Żeby cokolwiek osiągnąć w sporcie, trzeba pokonać długą i wyboistą drogę. Dokonała dużego osiągnięcia, dostając się na Wimbledon. W piątek pojedzie do Szwajcarii na mistrzostwa Europy. Z każdego państwa dostają się tam dwie najlepsze zakwalifikowane zawodniczki.
Często jeździcie państwo na jej turnieje?
Od kilku lat życia Amelia jest pod opieką belgijskiej federacji tenisa. Mieszka w internacie w Antwerpii i to związek dba o cała logistykę: dobór turniejów i opiekę podczas nich oraz o treningi. Jako rodzice nie mamy w to wglądu.
Jak Amelia dostała się do internatu?
Belgijska federacja organizuje większą selekcję wśród 12-latków, którzy są na odpowiednim poziomie i rokują na przyszłość. Dzieci przechodzą testy i są przydzielane do szkoły mistrzostwa sportowego w Antwerpii przy związku tenisa. Wszystkie, które mieszkają dalej i nie mają możliwości dojazdu do szkoły i na treningi, dostają ofertę zamieszkania w internacie. Tam dzieci trenują i chodzą do szkoły.
Około godziny 7:45 córka zaczynała trening, od 10 do 12 w szkole, potem przerwa na obiad i z powrotem lekcje do 15:30. Po nich kolejne treningi.
Trudno rodzicom było przeżyć przeprowadzkę córki do internatu?
Pierwsze tygodnie były trudne dla nas i Amelii. Z czasem się przyzwyczailiśmy. Zresztą ona poszła rok wcześniej, bo zakwalifikowała się z rocznikiem 2004 jako 11-letnia zawodniczka. Jednak nie wszystkie dzieci to dobrze przeszły, niektóre wróciły do domu. A córka sobie chwali ten system, nie było żadnych problemów. Zakończyła już ten etap, bo skończyła szkołę.
Czy myśli o pójściu na studia?
Tak. Wybieramy się niedługo na uniwersytet w Antwerpii, najprawdopodobniej będzie studiować zaocznie. Tenisiści mają dużo wolnego czasu między treningami i turniejami, warto spożytkować to na naukę. Trudno żyć samym tenisem, a dla dziecka zdrowe będzie też zająć się czymś innym. Tym bardziej, że Amelia dobrze się uczy. Tymczasem ok. 75 procent wszystkich juniorek z czołówki nie chodzi do szkoły. Ewentualnie studiują przez internet, ale nie siedzą w ławce z innymi rówieśnikami.
Cieszy się pan, że córka będzie łączyć sport z nauką?
Tak, dlatego też nie nakręcam się, bo w sporcie trudno przewidzieć, jak potoczy się kariera. Droga do miejsc z pierwszej 100-200 na świecie prowadzi przez krętą drogę, trzeba jeździć po mniejszych turniejach, dlatego studia są ważne. Trzeba mieć coś oprócz sportu.
Skąd pomysł na uprawianie tenisa?
Kiedy ja skończyłem karierę, to graliśmy w tenisa z żoną. Czteroletnia córka była z nami na kortach i wtedy trenerzy dostrzegli, że ma predyspozycje do sportu. Tak zaczęły się jej treningi.
Jak dużo muszą poświęcić rodzice w Belgii, by umożliwić dziecku rozwój w tenisie?
Do tego 11-12. roku życia dziecka wszystko jest na głowie rodziców. Czyli cała logistyka, turnieje, walka o krajową czołówkę i trenerzy. To ogromne koszty i mnóstwo czasu. Z żoną mamy taką pracę, że mogliśmy ją pogodzić z jeżdżeniem na turnieje i treningi. Pamiętam, że rocznie pokonywaliśmy 45 tysięcy kilometrów. Dopiero potem można starać się o opiekę belgijskiej federacji.
W belgijskich miastach łatwo jest uprawiać tenisa?
W większości miast jest mnóstwo kortów i są łatwo dostępne. W Lommel mieszka 36 tysięcy osób, mamy 16 kortów do dyspozycji i można grać o dowolnych porach. Do tego nie są to ogromne koszty, bo roczna składka członkowska wynosi 100 euro. Żeby grać na kortach krytych, trzeba do tego dopłacić 10 euro. Bez żadnego problemu można sobie pozwolić na rekreacyjne granie. W każdej wiosce jest klub tenisowy.
W Lommel nadal pamiętają pana z boiska?
Zdecydowanie. Często dostaję propozycje pracy jako trener w grupach młodzieżowych.
Dlaczego został pan po karierze w Belgii?
Wyszło to samo z siebie. Dzieci poszły do szkoły, kiedy jeszcze grałem w piłkę. Trudno było wrócić i przestawić dzieci do polskiej szkoły. Ale teraz zmieniła się też logistyka, bo między Belgią a Polską nie ma ogromnego dystansu. Połączenia lotnicze są bardzo dogodne, do tego podtrzymujemy kontakt z bliskimi przez telefon i aplikacje. W Polsce bywamy około dwa razy do roku.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Była liderka rankingu zwolniła słynnego trenera
Dominic Thiem zakończył 14-miesięczną posuchę. Trwa zła seria Holgera Rune