"Robi wrażenie", "z prawdziwego zdarzenia", "jedyne takie", "jak w Stanach" - to raptem kilka kropel w morzu pochwał pod adresem centrum tenisowego w Kozerkach (wsi pod Grodziskiem Mazowieckim). W ciągu ostatnich trzech tygodni rozegrano w nim dwa zawodowe turnieje. Bezprecedensowe w polskim tenisie, bo rozgrywane na kortach twardych pod gołym niebem. Ale w Kozerkach można grać też na mączce, a niedługo otwarte zostaną korty trawiaste i halowe.
- W końcu nadeszły czasy, że mamy taki obiekt i klub z prawdziwego zdarzenia, dlatego cieszę się, że mogę reprezentować jego barwy - powiedział Jerzy Janowicz na konferencji prasowej poprzedzającej jeden z turniejów. Najbardziej wymowny był jednak fragment, gdy wrócił do słynnych słów o "trenowaniu po szopach". Twierdzi, że to już przeszłość.
W Kozerkach na co dzień trenuje też Martyna Kubka. 21-latka również dostrzega zmiany na lepsze w warunkach do rozwoju. - Budowa centrum w Kozerkach stawia sprawę jasno. Coś się dzieje, wszystko idzie do przodu. Młodzi mają łatwiej, cały czas słyszę o nowych programach, które są dla nich uruchamiane, ale bez ciężkiej pracy ich samych to i tak nic nie da - mówi nam srebrna medalistka ostatnich mistrzostw Polski.
11,5 miliona wsparcia
Na powstanie takiego miejsca czekano w Polsce od dziesięcioleci. Zazdrościliśmy dobrze rozwiniętym tenisowo krajom, ale też na przykład Słowacji, która potęgą na pewno nie jest, a centrum tenisowe w Bratysławie posiada. U nas zawsze czegoś brakowało, często pieniędzy, ale winą można obarczać też ludzi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening
- Opinie są bardzo pozytywne. Na obiekcie byli prezydenci czeskiej i niemieckiej federacji, byli zawodnicy, którzy z niejednego pieca chleb jedli - wszyscy są zachwyceni - dumnie opowiada prezes PZT Mirosław Skrzypczyński. To właśnie on wykazał się zaradnością, której wcześniej niektórym zabrakło. Skuteczność w rozmowach biznesowych doprowadziła już chociażby do nawiązania współprac z Orlenem i Lotosem. A nadzwyczaj dobre relacje z Ministerstwem Sportu zaowocowały tym, że budowa Narodowego Centrum Tenisa została wsparta ponad 11 milionami złotych.
- Wszyscy, którzy byli już w Kozerkach, to widzieli, że obiekt spełnia europejskie, a nawet światowe standardy - mówi Skrzypczyński. Związek szczególnie zaangażowany był w turniej kobiecy - memoriał Lecha i Marii Kaczyńskich. W tym roku były to zawody ITF, w przyszłym już WTA. - Chcemy rozwijać turnieje, które odbywają się w Kozerkach. W tej chwili kończymy negocjacje na temat przyszłorocznej imprezy WTA i męskiego challengera z większą pulą nagród, mam nadzieję 150 tysięcy dolarów - zdradza nam Skrzypczyński.
Szkoła, korty, dodatkowe zajęcia
Kibice mogą zacierać ręce po tych słowach, bo to zapowiedź przyjazdu tenisistów z końca pierwszej i początku drugiej setki. To gwarancja tenisa na wysokim poziomie. Z drugiej strony to właśnie kibice są najbardziej pokrzywdzeni. Podróż na mecz do Kozerek to cała wyprawa. Z Warszawy do przejechania jest 40 kilometrów w jedną stronę, z Łodzi 100. Dla niektórych to za dużo.
W lepszej sytuacji są tenisiści, na których czeka hotel. Na razie jeden, ale będzie kolejny. Ponadto zawodnicy mogą korzystać z siłowni, restauracji, odnowy biologicznej, basenu - wszystko to znajduje się w ofercie tenisowego centrum. Dziennikarze relacjonujący turnieje z miejsca wydarzeń mogli natomiast korzystać ze... szkoły podstawowej. To właśnie w tym budynku ulokowano biuro prasowe.
Od września będzie to sala lekcyjna dla młodych adeptów tenisa. - W maju rozpoczął się nabór do klas 1-7 (w każdej po kilkunastu uczniów), w których dzieci będą miały możliwość połączenia nauki ze sportem. Wszystko w jednym miejscu - pisaliśmy już w 2018 roku, gdy centrum tenisowe w Kozerkach zaczynało działalność. Po czterech latach trudno rozpoznać to miejsce.
Czy więcej znaczy lepiej?
Kozerki miały stać się centrum polskiego tenisa i po części już nim się stały. Przede wszystkim gromadzą w jednym miejscu czołowych polskich tenisistów, co stwarza dobre warunki do treningu i podnoszenia poziomu gry. Okazuje się jednak, że w PZT chcą więcej dopóki koniunktura pozwala na duże, kosztowne inwestycje.
- Są Kozerki, ale my chcemy 2-3 takie ośrodki. Z doświadczenia wiem, że nie zawsze rozłąka jest dobra. Na przykład gdy ktoś ze Śląska musi jechać do Warszawy i tam trenować. Być może kolejne ośrodki powstaną właśnie na Śląsku, być może na wybrzeżu, a może w Szczecinie - te lokalizacje wydają się optymalne - mówi nam Skrzypczyński.
Zasadne wydaje się pytanie, czy lepsze nie będzie wrogiem dobrego. Zadajemy je jednak w momencie, gdy do zliczenia polskich tenisistów regularnie występujących w zawodowych rozgrywkach wystarczą palce rąk i nóg. Sukcesy Igi Świątek i Huberta Hurkacza mogą spowodować, że za kilkanaście lat może być ich znacznie więcej. A wtedy nawet rosnące jak na drożdżach centrum w Kozerkach rzeczywiście może okazać się za małe.
Szymon Adamski, WP SportoweFakty