Droga od kontuzji do tytułu - powrót Marii Szarapowej

Maria Szarapowa przez dziewięć miesięcy od sierpnia 2008 była zmuszona zrezygnować z gry w tenisa z powodu kontuzji prawego barku. Już wcześniej Rosjanka zgłaszała podobny problem, rezygnując z gry w Miami i Eastbourne rok temu. Początkowo nie zapowiadało się tak poważnie, ale wraz z informacjami o wycofywaniu się z kolejnych imprez stało się jasne, że z Szarapową nie jest dobrze. Czekała ją poważna operacja i związana z nią długa rehabilitacja.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatni swój mecz w 2008 roku zagrała w Montrealu z Martą Domachowską. Rosjanka (wówczas numer trzy światowego rankingu, również rozstawiona z "trójką") wygrała trzysetowy pojedynek z Polką, ale już mecz trzeciej rundy z Japonką Ai Sugiyamą poddała walkowerem. Ominęły ją Igrzyska Olimpijskie, US Open, turnieje w Zurychu i Linzu. W Nowym Jorku pojawiła się tylko na imprezach towarzyszących.

Sezon 2009 rozpoczęła od spadku w rankingu poza pierwszą dziesiątkę: nie wystąpiła w Australian Open, gdzie miała bronić tytułu. Rosjanka była stale w Top 10 przez 238 tygodni, od kiedy znalazła się tam po raz pierwszy po wygranym Wimbledonie w 2004 roku. Wycofanie się z turnieju w Paryżu, Dubaju, Indian Wells (wystąpiła tam w deblu z Jeleną Wiesniną, ale był to falstart - Rosjanki odpadły w pierwszej rundzie) czy Berlinie powodowało starty wielu punktów i spadek na 126. miejsce w rankingu. Z tej pozycji Szarapowa rozpoczęła swój wielki powrót do czołówki najlepszych tenisistek na świecie.

Maria Szarapowa po raz pierwszy w singlu po dziewięciu miesiącach poza światowymi kortami zdecydowała się wystąpić w Warszawie. Organizatorzy przyznali jej dziką kartę, którą wykorzystała "pół na pół". Była lepsza od Tathiany Garbin, ale późniejsza finalistka Aliona Bondarenko nie dała jej szans. - Ale z moim ramieniem wszystko w porządku, nie przeszkadzało mi w czasie gry - powiedziała po debiucie. Z polskiej stolicy Rosjanka poleciała prosto do Paryża. Roland Garros był już niemal popisowy z perspektywy trzech kwartałów przerwy wcześniej i nielubianej nawierzchni, na której gra Marii słabiej się sprawdza. W ćwierćfinale uległa Dominice Cibulkovej (rozstawiona z "dwudziestką", Maria rozpoczynała ze 102. miejsca w rankingu), ale odesłała do domu turniejową "jedenastkę" Nadię Pietrową i "dwudziestkę-piątkę" Na Li.

Na trawie - nawierzchni, na której wywalczyła swój pierwszy Wielki Szlem w 2004 roku, w Birmingham dotarła do półfinału. Pokonała ją Chinka Na Li, której ani razu nie uległa w ich wcześniejszych pięciu spotkaniach. To był znak, że Marii oprócz zwykłego ogrania, brakuje jeszcze pewności siebie. Występ na Wimbledonie tylko to potwierdził - przegrana w trzeciej rundzie z Argentynką Giselą Dulko (wówczas na 45. miejscu w rankingu). - Nie przypomnę sobie gry sprzed kontuzji w ciągu jednej nocy. Potrzebuję jeszcze czasu - powiedziała po turnieju.

W czasie US Open Series - serii turniejów poprzedzających Wielki Szlem w Nowym Jorku Maria zdecydowanie była "na wznoszącej". W Stanford osiągnęła ćwierćfinał - przegrała z Venus Williams, w Los Angeles była w półfinale - lepsza była późniejsza zwyciężczyni Flavia Pennetta. Szarapowej ciągle brakowało tego, co pozwalało jej wygrywać w spotkaniach z amerykańskimi siostrami, Włoszka Pennetta miała wówczas swój niesamowity czas w karierze, kiedy awansowała do pierwszej dziesiątki i zaskakiwała wszystkie zawodniczki. Ale już Wiktoria Azarenka czy Pietrowa dostały wówczas od Marii lekcję gry w tenisa.

Swój pierwszy finał od ponad roku Szarapowa zaliczyła w Toronto. Po pokonaniu tam kolejno znowu Pietrowej, a także Wiery Zwonariowej i Agnieszki Radwańskiej, barierą nie do przejścia okazała się Jelena Dementiewa. Mecz z rodaczką ciężko zaliczyć Marii do udanych, bo był pełen błędów, ale pokazał, że Maria nie zatrzymała się w miejscu, nie uczy się grać po kontuzji od początku. Świetne techniczne zagrania, o których nie było mowy pięć lat temu na początku jej kariery, ale pojawiły się później, ciągle funkcjonowały, brakowało tylko dokładności, ogrania.

US Open Rosjanka rozpoczęła dobrze, ale już w trzeciej rundzie została zatrzymana przez fenomenalną reprezentantkę gospodarzy Melanie Oudin. Wydawało się, że po serii dobrych wyników na amerykańskich kortach w Nowym Jorku może wszystkich zaskoczyć. Przyznała, że zmęczone ramię nie pozwoliło jej wygrać: - Spodziewałam się, że w końcu to się stanie, to była kwestia czasu. Zawiodła fanów, ale przede wszystkim siebie: - To bardzo frustrujące, bo pracowałam ciężko na każdym punkt. Zawsze chcę grać jeszcze lepiej. Czuję, że grałam dobrze w to lato, ale sądzę, że mogłam mieć tutaj lepszy występ. Nie wszystko poszło po mojej myśli.

Po US Open Szarapowa wystąpiła w Tokio. Turniej okazał się pięknym zwieńczeniem trudnego sezonu, w którym tenisistka małymi kroczkami przypominała sobie, jak się wygrywa. W Japonii sięgnęła po mistrzostwo, pokonując kolejno Franceskę Schiavone, Samanthę Stosur, Alisę Klejbanową, Ivetę Benesową i Radwańską. Trzy z tych pięciu meczów rozstrzygnęła w trzech setach, ale zmęczenie nie utrudniło jej sięgnięcia po tytuł - w finale Jelena Jankovic kreczowała jeszcze przed upływem seta. - Życzę Jelenie szybkiego powrotu do zdrowia, wiem, jak to jest borykać się z kontuzjami - powiedziała Rosjanka po meczu. - Czuję, że mój tenis jest już wystarczająco dobry i nie mogę przestawać walczyć.

Tak naprawdę sezon Maria zakończyła imprezę później w Chinach. Jednak zmęczenie z poprzedniego tygodnia nie pozwoliło jej już osiągnąć oszałamiającego wyniku: w trzeciej rundzie przegrała z Shuai Peng.

Była numer jeden światowego rankingu udowodniła, że dzięki sumiennej pracy można w czasie niespełna roku po ciężkiej kontuzji awansować o ponad 110 miejsc w klasyfikacji i wywalczyć kolejne turniejowe mistrzostwo. Teraz czas na kolejny Wielki Szlem, Masza. Ale to już w 2010.

Komentarze (0)