To on stoi za turniejem w Indian Wells. Większy majątek ma tylko pięć osób na świecie

Larry Ellison w tenisie zakochał się jako 60-latek, ale na miłość nigdy nie jest za późno. Dzięki zgromadzonemu przez lata kapitałowi stworzył w Indian Welles tenisowy raj.

Szymon Adamski
Szymon Adamski
Larry Ellison Getty Images / Justin Sullivan / Na zdjęciu: Larry Ellison
Truizmem byłoby nazywanie Larry'ego Ellisona postacią nietuzinkową. Gdyby zachowywał się jak inni i robił to, co robią inni, nigdy nie stałby się przecież jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Te same zasady obowiązują w tenisie. Gdyby powielał decyzje podejmowane przez organizatorów innych imprez, czy to ATP, czy WTA, jego turniej w Indian Wells nie zyskałby miana "piątej lewy Wielkiego Szlema", a Rafaelowi Nadalowi nie przeszłoby przez gardło, że "to najlepsze dwa tygodnie w sezonie".

Współzałożyciel znoszącej "złote jajka" firmy Oracle przejął turniej w 2009 roku, po tym jak Raymond Moore, od połowy lat 80. człowiek instytucja w Indian Wells, doniósł mu, że pojawiły się lukratywne oferty na jego wykupienie z Chin i Kataru. Zależało im na tym, aby utrzymać go w Kalifornii. - Uznałem, że to niedrogie biorąc pod uwagę wartość - powiedział Ellison po wyłożeniu 100 milionów dolarów i zatrzymaniu turnieju w Stanach. W ostatniej edycji przed przejęciem turnieju przez miliardera wyrównano wynagrodzenie dla mężczyzn i kobiet.

To ciekawe z uwagi na to, że po 14 latach niektórzy właściciele wciąż nie dojrzeli do takiej decyzji, ale też z powodu wspomnianego Raymonda Moore'a. Ellison uczynił go dyrektorem turnieju, jednak w 2016 roku ich drogi musiały się rozejść. - Gdybym był tenisistką, każdej nocy schodziłbym na kolana i dziękował Bogu, że Roger Federer i Rafa Nadal się urodzili, bo oni ponieśli ten sport - wypalił Moore przed finałem kobiet. Natychmiastowa dymisja była jedynym słusznym rozwiązaniem.

W tenisowym raju

Kolejną skazą na wizerunku Ellisona było jego szumne zaangażowanie w nieudaną reformę Pucharu Davisa. W biznesie, rzecz jasna, nie ma nic za darmo, dlatego w zamian za włożone środki zażyczył sobie, by Indian Wells zostało gospodarzem turnieju finałowego w 2021 roku. Dużo wcześniej zdążył wycofać się po cichu z szeregu reformatorów, lecz niesmak pozostał. W miejscu, gdzie zabito 118-letnią tradycję najstarszych drużynowych rozgrywek na świecie, są też jego odciski palców.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski o gali KSW na Stadionie Narodowym: Liczymy na rekord frekwencji

To kamyczki do jego ogródka, a w zasadzie ogrodu. Miejsce, w którym co roku miliarder gości najlepszych tenisistów świata, nosi bowiem nazwę Indian Wells Tennis Garden. Wyrósł w nim drugi co do wielkości kort tenisowy na świecie, mogący pomieścić ponad 16 tysięcy widzów. Ellison poddał go renowacji, kilka innych kortów zasadził, a do tego zadbał o nowoczesną technologię. W 2012 roku turniej w Indian Wells stał się pierwszym na świecie, w którym wszystkie korty zostały zaopatrzone w system Hawk-eye. Potrzeba było jeszcze kilku szlifów i od 2014 jego impreza nieprzerwanie zwycięża w plebiscytach ATP i WTA w kategorii "turniej roku".

Prędko się to pewnie nie zmieni. W tym roku Leylah Fernandez miała już okazję trenować na korcie centralnym, a zdjęcie z treningu opatrzyła podpisem "rzeczywiście, tenisowy raj". Ellison swój Eden ma kilkadziesiąt kilometrów dalej. W 2011 roku kupił teren z polem golfowym, trzema kortami tenisowymi i rezydencją liczącą 27 pokoi. Posiadłość jest tak ogromna, że miliarder może równocześnie gościć najwybitniejszych tenisistów wraz ze swoimi rodzinami. Musi jednak uważać, aby goście nie wpadali na siebie podczas kolacji lub zajęć fitness. - Ci faceci lubią się nawzajem i szanują, ale są rywalami. Musi być pewna doza separacji - tłumaczy Ellison w reportażu Bloomberga. W swojej posiadłości gościł największych: Djokovicia, Nadala, Federera.

Tenisowa strefa komfortu

Kogo jak kogo, ale Ellisona na takie luksusy po prostu stać. W lutym Bloomberg sklasyfikował go na szóstym miejscu w rankingu najbogatszych ludzi świata. Jego majątek został wyceniony na 103 miliardy dolarów. Portfel Ellisona to studnia bez dna, w związku z czym okazałych zakupów jest więcej. W zeszłym roku 78-latek dokonał najdroższego zakupu nieruchomości w historii Florydy.

Nie brakuje więc opinii, że tenis ma szczęście, posiadając w swoich szeregach takiego inwestora. Zabrakło go koszykówce, którą Ellison we wcześniejszych latach darzył większą sympatią. Miliarder twierdzi nawet, że mógł kupić Golden State Warriors, lecz ostatecznie spełzło na niczym. Sam niespecjalnie żałuje. - We wtorek chciałbym być właścicielem drużyn NFL i NBA równocześnie, a w czwartek jestem zadowolony, że ich nie mam, bo w moim życiu i tak dużo się dzieje - opowiadał Bloombergowi. Rzeczywiście, na nudę narzekać nie może. W 2010 roku jego Oracle Team zdobył żeglarski Puchar Ameryki, a potem on sam rozpętał burzę kontrowersyjną zmianą zasad, narażającą na niebezpieczeństwo zdrowie i życie żeglarzy.

"W zaledwie trzy lata człowiek, który deklarował tchnięcie nowego ducha w rywalizację o najstarsze sportowe trofeum świata, doprowadził je na skraj śmierci" - pisał o żeglarskich podbojach Ellisona Kamil Sikora w portalu NaTemat.

Z biegiem czasu Ellison doszedł więc chyba do wniosku, że nigdzie nie będzie mu tak dobrze, jak w tenisie. Inwestował więc w kolejne projekty, od tenisa zawodowego, przez uniwersytecki, aż po amatorski. Perłą w tenisowej koronie pozostaje turniej w Indian Wells. Jak co roku miliarder rozsiądzie się na trybunach kortu centralnego i przez dwa tygodnie wysłucha wszystkich komplementów świata.

Szymon Adamski, dziennikarz WP Sportowe Fakty

Zobacz też:
Hurkacz stanie do obrony tytułu w Miami

Czy Iga Świątek wygra tegoroczną edycję turnieju w Indian Wells?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×