Naiwne nawoływania o niełączenie sportu z polityką w tym przypadku trzeba odłożyć na bok. Bez lekcji historii nie sposób zrozumieć, czemu turniej w Bośni i Hercegowinie nazywa się Srpska Open. Najkrócej jak się da: układ zamykający toczoną w latach 90. wojnę domową podzielił Bośnię i Hercegowinę na dwie niemal równe części. Banja Luka, gdzie właśnie startuje pierwszy w historii kraju turniej ATP, to stolica Republiki Serbskiej.
Scena z życia wzięta: kibic przyjeżdżający na turniej z południa Bośni, zapłaci na miejscu w ojczystej walucie, ale jeśli otrzyma resztę, banknoty będą opatrzone wizerunkiem serbskich bohaterów. A jak w ogóle ma dojechać? Na pewno nie pociągiem, bo te kursują tylko po swoich częściach kraju.
Zatem ze wszech miar turniej pozostaje serbski, tyle że tegoroczna edycja jest rozgrywana na terytorium innego kraju. To czyni go wyjątkowym i bezprecedensowym w najnowszej historii ATP.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa Santosa na pierwszym zgrupowaniu. "Normalnie byś pomyślał - wariat"
Przeprowadzka na rok
Do tej pory, w latach 2009-2012 i 2021-2022, zawody rozgrywane były w Belgradzie i posiadały rangę ATP 250. Plany rodziny Djokoviców sięgają jednak wyżej. Dlatego Centrum Tenisowe "Novak" poddano rozbudowie, a na zastępstwo wybrano Banja Lukę. Plan jest jasny: powrót za rok do Belgradu i organizacja imprezy ATP 500.
W Republice Serbskiej tak się ucieszyli na ten pomysł, że rząd wraz z władzami miasta wyłożył 16 milionów dolarów. Dość spory wydatek jak na jednorazową przyjemność, ale w końcu niecodziennie jest okazja gościć jednego z najlepszych sportowców XXI wieku. Kibice wyczekują Novaka Djokovicia i nazywają turniej "jednym z największych wydarzeń w historii Bośni". Do tej pory w Banja Luce rozrywany był jedynie challenger, który przy rozpoczynającej się w poniedziałek imprezie wygląda jak zmechacony sweter przy nowym garniturze.
- ATP zaakceptowało Banja Lukę jako sugerowaną lokalizację na rok 2023, ponieważ miasto z powodzeniem gości tenisistów od 20 lat przy okazji challengera - cytuje Djordje Djokovicia, dyrektora turnieju, oficjalna strona zawodów.
Mikrofon ważniejszy od rakiety?
Sam "Nole" wraca na turniej do Bośni i Hercegowiny po przeszło 19 latach i wizyty na challengerze w Sarajewie. Z kolei w Mostarze po dziś dzień jego zdjęcie zdobi ścianę kortu centralnego, na pamiątkę występu w Drużynowych Mistrzostwach Europy z 2001 roku.
I tak jak ostatnio zachwycaliśmy się obecnością Igi Świątek na liście stu najbardziej wpływowych osób na świecie "Timesa", tak ikoną Bałkanów jest właśnie Novak. Dla Serbów i Bośniaków o wiele ważniejsze od tego jak zagra w turnieju, może być to, co będzie miał do przekazania przy jego okazji.
Banja Luka przez najbliższe dni stanowi arenę zmagań sportowych, ale to również sprawdzian dla całego regionu. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze: dzikie karty do turnieju głównego i eliminacji otrzymali Serbowie, Bośniacy i Chorwaci, czyli przedstawiciele trzech krajów, które 30 lat temu uwikłały się w wojnę domową.
Szymon Adamski, dziennikarz WP Sportowe Fakty
Zobacz też:
Przełomowy sukces Rublowa. "Nareszcie"
Rune: Nie mogłem od siebie dać nic więcej