Jewgienij Kafielnikow nie ogląda rosyjskiej telewizji. "Politycy kłamią"

Getty Images / Omar Rawlings / Na zdjęciu: Jewgienij Kafielnikow
Getty Images / Omar Rawlings / Na zdjęciu: Jewgienij Kafielnikow

- Praktycznie przestałem oglądać rosyjską telewizję, bo ciężko się słucha tego, co oni tam mówią, to trudne dla psychiki - komentuje Jewgienij Kafielnikow. Były wybitny tenisista z Rosji ocenił też gesty Igi Świątek pomagające Ukraińcom.

To najbardziej utytułowany rosyjski tenisista. Jewgienij Kafielnikow wygrywał i French Open (1996), i Australian Open (1999), zdobył także złoto igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku.

W 1999 roku, przez sześć tygodni, urodzony w Soczi Rosjanin był liderem światowego rankingu. W trakcie kariery wygrał 26 turniejów.

Po zakończeniu rywalizacji postawił między innymi na golf, choć tenis, z różnych powodów, wciąż jest mu bardzo bliski.

Przed rozpoczynającym się w poniedziałek US Open rozmawialiśmy z Kafielnikowem, który z jednej strony uważa Igę Świątek za jedną z faworytek, ale równocześnie wskazuje dwie co najmniej równorzędne Polce rywalki.

W rozmowie z legendą rosyjskiego tenisa nie mogło też zabraknąć tematów związanych z wojną na Ukrainie. Kafielnikow zapewnia, że jego stanowisko w tej sprawie jest jasne.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: W Polsce ostatnio bardzo wzrosło zainteresowanie tenisem, ale nie ma się co dziwić, bo nasza Iga Świątek jest numerem jeden na świecie. Jak pan ocenia jej dotychczasowe osiągnięcia i perspektywy?

Jewgienij Kafielnikow: 
Iga jest fantastyczną tenisistką, ale chciałbym zaznaczyć, tak mi się przynajmniej wydaje, że nie tylko ona "odpowiada" za to, że Polacy mocno interesują się teraz tenisem. Jest przecież jeszcze Hubert Hurkacz, który też bardzo dobrze sobie radzi.

Wracając do Świątek, bo to jej dotyczyło pańskie pytanie, myślę, że nie chodzi tu tylko o Polskę. Dobrze, że Iga Świątek "trafiła się" kobiecemu tenisowi, bo wniosła do gry dużo dobrego, dużo nowego. 

Wielu obserwatorów uważa, że Świątek gra trochę po męsku.

Tak, o to mi chodzi. Jej styl, jej fizyczne predyspozycje sprawiają, że jej tenis nie jest typowo kobiecy. Świątek jest po prostu świetnie predystynowana fizycznie do tego sportu. Te atrybuty sprawiają, że jest w stanie walczyć i wygrywać z absolutnie każdą rywalką na świecie. Choć muszę przyznać, że to już nie taka Iga jak jeszcze całkiem niedawno.

Co ma pan na myśli?

To, że choć Świątek wciąż wygrywa wiele meczów, to jednak jej dominacja nie jest już tak wyraźna jak wcześniej. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Czy tym, że trenerzy innych zawodniczek lepiej potrafią już rozczytywać jej słabsze strony? Chodzi mi o to, iż moim zdaniem dystans między Igą a goniącą czołówką ostatnio się skrócił. Przed poprzednim US Open mówiło się o Świątek i to w zasadzie tyle. Teraz zwyciężczyni już tak oczywista nie jest.

No właśnie. Czy Iga Świątek jest w pana odczuciu faworytką US Open?

Powiem tak: nie tak wyraźnie, jak wcześniej. W tym momencie tenis kobiecy jest zdominowany przez trzy tenisistki: Świątek, Arynę Sabalenkę i Jelenę Rybakinę. Tej trójce daję dokładnie takie same szanse na wygranie US Open. Oczywiście, mając pełną świadomość, że o sukcesie decyduje wiele składowych. Nie tylko umiejętności, ale na przykład lepsze losowanie.

A czego się pan spodziewa po rywalizacji mężczyzn? Alcaraz czy Djoković?

No właśnie, tu zanosi się na wspaniałą walkę. Młody kontra doświadczony. Patrząc na męski tenis, w tym momencie wydaje mi się, że to się powinno rozegrać między tymi dwoma. To jest fascynujące zderzenie tenisowych światów. Z jednej strony kolekcjoner wielkich tytułów, gracz który walczy o to, aby zostać uznanym najlepszym tenisistą wszech czasów, kontra chłopak, który jest bardzo młody, a już wdrapał się na szczyt. Sam jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. Natomiast o ile w żeńskim tenisie widzę trzy równe kandydatki, to tutaj jednak dwóch.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sabalenka wystartowała. "Szczególne miejsce w moim sercu"

Alcaraz w pana odczuciu jest wyjątkowy, jest fenomenem? Czy pochodzi pan do tego na zasadzie "spokojnie, poczekajmy jeszcze"?

Jest fenomenem, bez wątpienia. Patrząc na jego wiek i to, co już osiągnął, musimy użyć słowa "fenomen". To, jak on gra, jak bogaty repertuar posiada, to jest coś wspaniałego. Oglądanie go jest ucztą dla kibiców tenisa. Nieważne czy fan jest z Hiszpanii, czy z innego kraju.

Rozmawiamy o obecnych numerach jeden, ale swego czasu pan też dotarł na szczyt. Jakie to było uczucie? Bo zanim tam się dojdzie, to przecież trzeba wylać mnóstwo litrów potu.

Dokładnie tak. Kiedy jesteś młody, nieważne, co robisz, zakładasz sobie jakieś cele w życiu. Ja jako młody tenisista też tak robiłem. I idziesz krok po kroku. Najpierw myślisz, żeby wejść do pierwszej setki rankingu. Potem, żeby wygrać pierwszy większy turniej. Potem celujesz w top 10, w pierwszy zarobiony milion dolarów. Ja też realizowałem cele, krok po po kroku. Na szczęście, całkiem nieźle to wyszło.

No właśnie. Wygrana we French Open, w singlu i w deblu tego samego roku, czego do dziś nikomu nie udało się powtórzyć. Zwycięstwo w Australian Open czy wygranie Pucharu Davisa… Do tego awans na pozycję numer 1 światowego rankingu. Co było dla pana najbardziej wyjątkowe?

Ale tego nie da się porównywać, wyważyć. Każde z tych wydarzeń miało wyjątkowy smak. Nigdy nie powiedziałbym, że to stawiam wyżej niż tamto. To były cudowne chwile, których nigdy nie zapomnę. Tego nie da się klasyfikować na zasadzie: pierwsze, drugie, trzecie. Tu chodzi o to, że gdy patrzysz za siebie, gdy po latach analizujesz to, co zrobiłeś, widzisz, ile osiągnąłeś, więc wiesz, że twoja kariera była sukcesem. To cieszy najbardziej.

Iga Świątek gra z flagą Ukrainy, a po meczach często mówi wprost, co myśli o tej wojnie. Jak pan na to patrzy?

W obecnej sytuacji nie wydaje mi się, abym mógł oceniać zachowanie innych w tej sprawie. Według mnie to indywidualna decyzja każdego człowieka. Skoro Iga tak postępuje, to jest to jej prawo, jej decyzja. Nie do mnie należy ocena tej postawy czy jej krytykowanie.

No tak, ale w Ukrainie toczy się barbarzyńska wojna, którą zaczęła Rosja. Trudno przechodzić wokół tego obojętnie.

Ale myśli pan, że jestem zadowolony z tego, co się dzieje? Z tego, że ginie tak dużo niewinnych ludzi? No jak mógłbym być z tego zadowolony? Nie, nie jestem! Ale niestety, nie mam na to żadnego wpływu. Ta sytuacja nie jest w moich rękach, nie zależy ode mnie.

Zapytam wprost: czy uważa pan wojnę, którą Rosja rozpętała w Ukrainie za barbarzyńską i nieuzasadnioną?

Jeszcze raz: jestem człowiekiem kochającym pokój. Nie podoba mi się, że ludzie do siebie strzelają, że się zabijają. Potępiam każdą wojnę! Tę między Rosją a Ukrainą, ale również na przykład inwazję Ameryki na Irak. Każdą!

Praktycznie przestałem oglądać rosyjską telewizję, bo ciężko się słucha tego, co oni tam mówią, to trudne dla psychiki. Ale powiem szerzej: żyjemy w świecie, w którym politycy najczęściej kłamią. Kłamie rosyjski prezydent, ale amerykański też. Nawet wasz polski prezydent również. Może są jakieś wyjątki, ale według mnie w polityce to najczęściej kłamstwa. 

No tak jednak wiele osób w innych krajach ma pretensje do Rosjan, że nie wychodzą na ulice, że nie protestują.

Łatwo im się mówi. Przy różnych okazjach wielu obywateli Rosji, w tym również byli sportowcy, wyrażali swoje zdanie. Co więcej możemy zrobić w tej sytuacji? Czego więcej od nas oczekujecie?

My nieraz mówiliśmy głośno, co o tym myślimy. Ale chodzi o to, aby nasz głos został usłyszany i zrozumiany. Jedno jest pewne: bardzo bym chciał, aby to się skończyło, aby niewinni ludzie nie musieli ginąć. To, co się dzieje, nie pomaga nikomu, niczemu dobremu nie służy.

Zaraz po wybuchu wojny napisał pan na Twitterze, że na Zachodzie nie chcą już Rosjan "nawet do mycia kibli".

Czasem piszemy czy mówimy coś w emocjach. A wtedy te emocje były ogromne. To tyle. Jeszcze raz powiem: jako człowiek kochający pokój, chciałbym, aby to wszystko jak najszybciej się skończyło. 

Wiele jest głosów, że rosyjscy i białoruscy tenisiści nie powinni być dopuszczani do udziału w międzynarodowych turniejach. Rozumiem, że pan się z tym nie zgadza?

Oczywiście, że nie! Dlaczego Danił Miedwiediew czy Rublew, czy nawet Sabalenka albo Azarenka mieliby być odpowiedzialni i karani za to, co się dzieje? Co oni mają z tym wspólnego? Czy cokolwiek w tej kwestii od nich zależy? Nic. Zero. Nieraz się wypowiadali na ten temat. Co więcej mogą zrobić?

A jeśli chodzi o pana, co pan teraz robi? Mieszka pan w Moskwie, prawda? Choć czytałem, że rozważał pan emigrację.

Tak, mieszkam w Moskwie. Jestem odpowiedzialny za rozwój rosyjskiej młodzieży, w kwestii tenisa. Gdyby tacy ludzie jak ja wyjeżdżali, to rosyjski tenis zupełnie by się zapadł. A ja chcę oddać swoje doświadczenie, z pożytkiem dla kolejnych pokoleń graczy. Choć w tych czasach nie jest to łatwe. Bo przez wiele międzynarodowych zakazów czy ograniczeń nasze dzieci nie biorą udziału w wielu międzynarodowych wydarzeniach.

A dobrze pamiętam, że jest pan również kibicem piłkarskim?

W zasadzie byłem… Bo teraz nie ma czego oglądać. Nasze kluby zostały wykluczone z międzynarodowych rozgrywek, a rodzima liga nie jest szczególnie porywająca.

Pytam dlatego, że w świecie sportu Polska była jedną z pierwszych, która jasno się opowiedziała po stronie Ukrainy. Nasza kadra odmówiła gry przeciwko waszej.

Tak, pamiętam.

I jak pan ocenia ówczesną decyzję Polaków?

W tych okolicznościach uważam, że każdy ma prawo decydować za siebie, osobiście. Nie mnie to oceniać.

A jak pan tak myśli o przyszłości? O tej wojnie, o Rosji, Ukrainie? Jak to według pana będzie?

Niestety, nie mam pojęcia. Gdybym potrafił przewidywać przyszłość, to pewnie byłbym bardzo bogaty. Ale nie umiem. Natomiast jeszcze raz: giną niewinni ludzie, więc oczywistym dla mnie jest to, że chcę, aby to się jak najszybciej skończyło.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz ostatni ranking ATP przed US Open
Znana godzina pierwszego meczu Hurkacza