Nie kryje entuzjazmu po metamorfozie Świątek. "Na sto procent wyjdzie z grupy"

PAP / Mar / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP / Mar / Na zdjęciu: Iga Świątek

Iga Świątek cierpiała w pierwszym secie meczu z Marketą Vondrousovą. - Czeszka unikała niewymuszonych błędów i czekała na pomyłki Igi, które do stanu 2:5 powtarzały się bardzo często - mówi tenisowy komentator i ekspert Canal+ Sport, Bartosz Ignacik.

Na początku pierwszego meczu Igi Świątek w WTA Finals odezwały się demony z niedawnej przeszłości. Polka często się myliła. W siedmiu rozegranych gemach została przełamana aż trzykrotnie. Kibice zgromadzeni przed telewizorami mogli być pełni obaw.

Na strachu się skończyło. Raszynianka nagle zmieniła swoją grę o 180 stopni i od stanu 2:5 pozwoliła rywalce na wygranie tylko jednego gema w reszcie spotkania. - Takiego przebiegu meczu można było się spodziewać. Iga przed nim spędziła na korcie raptem godzinę i 15 minut. To jest przykre, bo tenisistki nie miały czasu, by wcześniej się z nim zapoznać, a wiemy, że ten pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście warunki były takie same również dla Markety Vondrousovej - mówi Bartosz Ignacik, komentator Canal+ Sport, w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Czeszka weszła lepiej w pojedynek. Grała stabilnie i nie ryzykowała. Unikała niewymuszonych błędów i czekała na pomyłki Igi, które do stanu 2:5 powtarzały się bardzo często. Wówczas było ich około piętnastu. Ostatecznie skończyło się na dwudziestu, co pokazuje, na jaki poziom weszła nasza reprezentantka. Zresztą Vondrousova została zapytana na konferencji prasowej o to, która zawodniczka jej zdaniem jest faworytką całego turnieju, biorąc pod uwagę panujące warunki i wskazała właśnie na Igę - dodaje.

To nie był przypadek

Historia lubi się powtarzać. To kolejny pojedynek obu tenisistek rozstrzygnięty na korzyść wiceliderki światowego rankingu, zakończony przez nią bez straty seta. - Skoro Iga spotkała się z Vondrousovą cztery razy, a trzeci mecz tych tenisistek potoczył się w ten sam sposób, należy abstrahować od warunków. W pewnym momencie Polka pokazała wyższość na korcie, czego kibice nie byli świadkami po raz pierwszy. Wszystkie dziewczyny miały trzytygodniową przerwę. Każda przystępuje do pierwszego spotkania z dużą dozą niepewności. Jednym udaje się to lepiej, na przykład Idze Świątek, czy Arynie Sabalence, innym zaś zdecydowanie gorzej, między innymi Markecie Vondrousovej i Jelenie Rybakinie - zauważa Ignacik.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zdruzgotany po porażce w El Clasico. "Real wygrał niezasłużenie"

WTA Finals jest rozgrywane w atmosferze skandalu. Zawodniczki narzekają na stan kortu, eksperci na wiatr, który utrudnia życie głównym bohaterkom. Po zakończeniu swojego spotkania, cierpkich słów skierowanych w stronę organizatorów nie szczędziła liderka światowego rankingu, Aryna Sabalenka, która powiedziała wprost, że grając w Cancun, obawia się o swoje zdrowie.

- Dawid Celt wypowiedział się w bardzo mądry sposób w studiu przedmeczowym. W Meksyku na wysokości zadania powinny stawać zawodniczki, które zapomną o trudnych w Cancun momentach, a było ich naprawdę wiele. Trzeba oddać Idze hołd. W przeciwieństwie do innych tenisistek nasza reprezentantka nie narzekała na to, co się dzieje. Tu akurat rzuca się w oczy wypowiedź Aryny Sabalenki, która mocno skrytykowała organizatorów. A taka krytyka brzmi zupełnie inaczej, po zwycięskim spotkaniu, w którym pozwalasz przeciwniczce wygrać raptem jednego gema - kontynuuje ekspert.

Nie kryją rozgoryczenia

Świątek jeszcze nigdy nie wygrała turnieju WTA Finals. W przeszłości dokonała tego tylko jedna Polka, Agnieszka Radwańska. Czy raszynianka jest w stanie powtórzyć jej sukces z 2015 roku?

- Czekałem na pierwszy mecz Igi, pamiętając słowa trenera Tomka Wiktorowskiego, który przed turniejem powiedział mi, że nie jest tak słabo jak w Tokio, ani tak dobrze jak w Pekinie. Turniej w Cancun to zupełnie nowe rozdanie. Trzy tygodnie przerwy w tenisie to bardzo wiele. Istotną rolę odgrywają warunki. Do tego dochodzi zmęczenie sezonem. Ale pamiętajmy też, że w tym turnieju nawet przegrywając dwa mecze w grupie, da się zdobyć trofeum. Każdy mecz to nowa historia, oparta na innym scenariuszu. Dlatego należy zostawić pierwszy pojedynek za sobą i skupić się na kolejnych - mówi komentator Canal+ Sport.

Powalczy o zwycięstwo?

Ignacik nie ma cienia wątpliwości, że metamorfoza, którą Świątek przeszła w ósmym gemie i utrzymała do samego końca meczu, jest niezwykle istotna. - Uważam, że to bardzo pozytywny zwiastun, przed miejmy nadzieję następnymi czterema spotkaniami. Myślę, że na sto procent Polka nie odpadnie w grupie, także zobaczymy przynajmniej trzy pojedynki z jej udziałem. Pozostaje liczyć, że zaprezentuje się w nich tak skutecznie, jak w drugiej części meczu z Czeszką - zauważa.

W kolejnym pojedynku, w środę, Świątek zmierzy się z Coco Gauff. A to dlatego, że organizatorzy w drugiej kolejce zdecydowali się zestawić ze sobą dwie zwyciężczynie pierwszych potyczek.

- Ons Jabeur i Coco Gauff to dwie zupełnie różnie grające tenisistki. Teoretycznie łatwiejszą przeciwniczką powinna być Tunezyjka, zawodowy sport natomiast pisze różne scenariusze. Iga ma bardzo korzystny bilans z Amerykanką, choć faktycznie Gauff uwielbia grę na otwartym stadionie i spisuje się ostatnio świetnie. Moim zdaniem to jednak Iga ma trochę większe szanse na zwycięstwo w ich pojedynku, choć pesymiści pewnie przypomną starcie obu pań w Cincinnati. Od tego czasu upłynęło już dużo czasu. Z pewnością mecz pomiędzy Świątek a Gauff będzie bardzo ciekawy i najpewniej rozstrzygnie, która tenisistka sięgnie po pierwsze miejsce w grupie - podsumował Bartosz Ignacik.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Wielkie słowa o Idze Świątek po losowaniu grup. "Stawiam, że wygra turniej"
Rewelacyjne posunięcie sztabu szkoleniowego Świątek. "To może nawet dać jej zwycięstwo"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty