[tag=6707]
Magdalena Grzybowska[/tag] pod koniec lat 90. była jedną z wielkich nadziei polskiego tenisa. Regularnie występowała w turniejach wielkoszlemowych, zajmowała nawet 30. miejsce w rankingu WTA. Teraz pracuje kompletnie poza sportem. Niedługo w światowym tenisie może zaistnieć jej syn, który na swoim koncie ma pierwsze juniorskie sukcesy.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Miała pani zaledwie 24 lata, gdy nagle zakończyła karierę?
Magdalena Grzybowska: To wcale nie było takie nagłe. Kontuzje kolana ciągnęły się przez dwa, trzy lata. Miałam operację, rehabilitację, nawet próbowałam medycyny alternatywnej. Nawet raz byłam w ośrodku rehabilitacyjnym z zawodnikami rugby.
ZOBACZ WIDEO: Romantycznie. Zobacz, gdzie Justyna Żyła wybrała się z ukochanym
Nie grałam w turniejach kilka miesięcy, zamrożony ranking działał tylko na chwilę, ale zaczęłam się odbudowywać, wróciłam do pierwszej setki. Próbowałam dojść do zdrowia, wracałam, ale później znów pojawiał się ból i robiłam przerwy.
To była jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu?
Nie, bo byłam po prostu bardzo zmęczona i sfrustrowana rehabilitacjami. Walczyłam o to, by grać bez bólu i myśleć na korcie tylko o tenisie, a nie o tym, jak uniknąć odnowienia urazu. Męczyły mnie podróże. Byłam ciekawa czegoś innego i chciałam otworzyć nowy rozdział w życiu. Po czasie wiem, że to była dobra, mądra decyzja.
Pojawiały się myśli, by wrócić na kort?
Nie. Wielu osobom wydaje się, że koniec kariery to koniec świata. U mnie tak nie było. Oczywiście, był żal, wiem, że mogłam więcej zrobić. Jeśli byłabym bardziej wytrwała i zdeterminowana to osiągnęłabym większe sukcesy. Miałam dużo przerw w karierze z powodu urazów, chciałam psychicznie odpocząć.
Trudno się było odnaleźć w pozasportowym życiu?
Zaczęłam studiować, wyjechałam do Paryża. Cały czas grałam ligowo dla francuskiej drużyny Lagardere, choć na trochę niższym poziomie. Później skończyłam studia, to był dla mnie znakomity okres, spróbowałam sporo nowych rzeczy.
Doszło do tego komentowanie meczów w Eurosporcie, gdzie pracowała pani kilka lat.
Bardziej niż komentować lubiłam pisać. Spróbowałam swoich sił w komentowaniu, ale szybko doszłam do wniosku, że to nie moja bajka. Jestem osobą małomówną, raczej introwertyczną. Po czasie okazało się, że to nie było moje wymarzone zajęcie, ale jestem wdzięczna, że mogłam się w tym sprawdzić.
Na tym przygoda z tenisem się jednak nie skończyła. Pracowała pani z siostrami Radwańskimi.
Po zakończeniu studiów miałam też krótką przygodę w redakcji sportowej TVP. Przeniosłam się do Warszawy, zaczęło się mniej tenisowe życie. Polski Związek Tenisowy zaproponował mi współpracę marketingową z siostrami Radwańskimi. Jeździłam też po wielkich turniejach. Robiłam też akcję popularyzujące tenis wśród dzieci, charytatywne.
Jak się współpracowało z Radwańskimi?
One wtedy jeszcze były juniorkami, dopiero zaczynały. Moja praca polegała na szukaniu sponsorów, pomagałam im w podróżach, trochę opiekowałam się nimi sportowo na pierwszych etapach kariery. Współpracowało nam się bardzo dobrze.
Wyszukiwała też pani talenty dla Lagardere, jeden z największych światowych agencji.
Właśnie pośrednio z tej współpracy z siostrami Radwańskimi pojawiła się okazja, bym wyszukiwała talenty dla znanej amerykańskiej agencji, która niedługo potem została wykupiona przez Lagardere. Sporo podróżowałam po całej Europie, by oglądać młode talenty. Każdy miał wolną rękę, gdzie pojedzie i kogo będzie rekrutować.
Gdy urodziłam pierwszego syna, to udawało mi się to wszystko łączyć. Gdy miał trzy miesiące, to zapakowałam go do samolotu i razem z nianią lecieliśmy do Belgii i do Francji. W momencie, gdy urodziło mi się drugie dziecko, nie mogłam być pół miesiąca na wyjazdach. Musiałam coś zmienić i postanowiłam sobie poszukać stacjonarnej pracy w Krakowie.
To czym się pani teraz zajmuje?
Pracuje w nieruchomościach już od kilkunastu lat, w firmie Hamilton May. Obsługujemy głównie obcokrajowców, ale od jakiegoś czasu już też Polaków.
Nie brakuje czasem w życiu sportowej adrenaliny?
Mam syna, który gra w tenisa. Przechodzi tę samą ścieżkę, którą ja kiedyś obrałam. Zaczyna grać turnieje w Europie, jest w kadrze Polski w swoim roczniku. Cały dom kręci się wokół jego tenisa. Nie mam poczucia, że kiedykolwiek mi brakowało sportu w życiu.
To pani zaraziła go pasją?
Nie, to bardziej mój mąż, Paweł, który też był tenisistą. Paweł jest ogromnym pasjonatem sportu. To on woził go na treningi, pomagał mu, namawiał. Ja na początku trochę protestowałam, nie chciałam, trochę było mi to nie po drodze. Po jakimś czasie się przyzwyczaiłam i widzę, jak Janek bardzo lubi ten sport. Teraz trenuje w Hiszpanii. Chciałby zostać profesjonalnym tenisistą.
Syn stara się coś podpytać o rady, jeśli chodzi o podejście psychologiczne?
Czternastoletni chłopcy raczej z mamami nie chcą mieć wiele wspólnego. To tata jest jego guru. Coś podpowiem, ale moja rola nie jest duża, staram się nimi opiekować. Bardzo dużo widzę, mimo że wydawało mi się, że nie mam predyspozycji trenerskich. Janek czasem moje rady przyjmuje ze spokojem i godnością, a czasem się buntuje i mówi "Mamo, weź przestań", jak typowy nastolatek.
Czytaj więcej:
Po inwazji sam zaatakował. Spektakularny występ Carlosa Alcaraza