[tag=12240]
Turniej Indian Wells[/tag] to jeden z najważniejszych punktów w światowym kalendarzu. Często nazywany jest nawet piątym wielkim szlemem. To wielki wyczyn, że Iga Świątek wygrała go po raz drugi w ciągu ostatnich trzech lat.
Finałową rywalką liderki rankingu WTA była Maria Sakkari. Greczynka to bez wątpienia jedna z kilku większych gwiazd ostatnich lat. Co więcej, w ciągu ostatnich czterech sezonów była jedyną, która zdołała pokonać Polkę na jej ulubionych kortach na Roland Garros. Można było spodziewać się wyrównanego, zaciętego spotkania.
Tymczasem początek w ogóle tak nie wyglądał. Sakkari była bezradna przy zagraniach 22-latki. Świątek robiła, co chciała i błyskawicznie objęła prowadzenie 3:0. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wziął trener Greczynki David Witt. "Bardziej do bakchendu, nie dawaj jej stać w jednym miejscu" - krzyczał do swojej podopiecznej.
ZOBACZ WIDEO: "Inspiracja". Tak polska gwiazda trenuje miesiąc po porodzie
Poskutkowało. Greczynka w końcu zaczęła serwować na swoim poziomie, co ustawiało jej grę. Wygrywała coraz ważniejsze akcje. Przy 3:1 i 15:15 Sakkari broniła się jak lwica, cudem przebiła piłkę na drugą stronę, a Świątek wyrzuciła ją w aut. Ten moment mógł wybić Polkę z rytmu i tak się stało. Zaczęła mylić się coraz częściej, a Greczynka ją przełamała. Po chwili było 3:3.
Trener Polki Tomasz Wiktorowski nie zamierzał oddawać pola. "Pierwszą piłkę po returnie do boku, a nie podawaj jej na drugą stronę" - mówił głośno. Posłał Idze Świątek jeszcze kilka uwag, które znakomicie na nią podziałały. To właśnie pierwsza z rzeczy, która sprawia, że to raszynianka jest najlepsza. Idealnie dobrany sztab, który doskonale wie, jakie i kiedy wskazówki dawać, by liderka rankingu WTA wykrzesała z siebie jeszcze kolejne podkłady tenisowej jakości.
Przy stanie 5:4 w pierwszym secie serwowała Sakkari. Kompletnie jednak nie wytrzymała presji. Grała zdecydowanie słabiej niż w poprzednich kilkunastu minutach. Na przeciwnym biegunie była Polka, która z chirurgiczną precyzją posyłała na drugą stronę kolejne zagrania.
Zrobiło się 40:0 dla raszynianki, ale Greczynka się nie poddawała. Wygrała dwie kolejne piłki i po stronie Polki mogło zrobić się nerwowo. Świątek pokazała kolejną rzecz, która pozwoli jej odnosić sukcesy - nerwy ze stali. Swoją trzecią piłkę setową zagrała na luzie, co ostatecznie dało jej pierwszego seta.
O drugim nie ma co wiele pisać. Sakkari chyba już wiedziała, że wypuściła swoją szansę z rąk. Kompletnie podłamana oddawała swojej rywalce gem za gemem. W całej partii zdobyła tylko pięć punktów i nie było już co zbierać.
Ostatnie dwa miesiące należą do Igi Świątek. Po sensacyjnej porażce już w trzeciej rundzie Australian Open Polka udowadnia, że to był tylko wypadek przy pracy. Wygrała turniej w Dosze, dotarła do półfinału zmagań w Dubaju, a teraz zgarnęła trofeum w Indian Wells.
I tu kłania się trzecia rzecz, która pozwala Świątek dominować przez ostatnie lata - regularność. 22-latka bardzo rzadko zalicza takie wpadki, jak ta z Lindą Noskovą. Dla porównania, po wygranym Australian Open Aryna Sabalenka spuściła z tonu. Odpadła już w drugiej rundzie turnieju w Dubaju, a także w czwartej rundzie w Indian Wells. W obu przypadkach z dużo niżej notowanymi zawodniczkami.
Jeśli Iga Świątek dalej wokół siebie będzie miała znakomity sztab, będzie popisywała się ogromną odpornością psychiczną, a do tego zachowa tak dużą regularność, to może dominować w rankingu jeszcze przez długie lata.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Nie tylko Iga Świątek. Byłe liderki rankingu także wracają do kadry