Najpierw odpadła Jelena Rybakina, a następnie Aryna Sabalenka. To był bardzo niespodziewany dzień na korcie Philippe'a Chatriera. O ile Kazaszka poległa na własne życzenie, popełniając ogrom niewymuszonych błędów i rozgrywając najsłabsze spotkanie w tym turnieju, tak w przypadku Białorusinki sprawa miała się inaczej.
Szybko stało się jasne, że Sabalenka nie jest w pełni dysponowana w starciu z Mirrą Andriejewą. Wyraźnie cierpiała, krzyczała po uderzeniach mocniej i głośniej niż zwykle, a po niektórych akcjach zginała się w pół, podpierając się rakietą.
Trudno było oglądać takie obrazki. Sabalenka, czasami zanadto agresywna, miała niewyraźną minę. Wszystko stało się jasne, kiedy po siedmiu gemach na korcie pojawił się fizjoterapeuta. Dostała tabletki i wróciła do rywalizacji. Wyszarpała seta w tie-breaku, ale historia powtórzyła się w drugiej partii. Tenisistka znów poprosiła o pomoc, a w międzyczasie dostała od swojego sztabu szkoleniowego puszkę coca-coli. To sugerowało problemy żołądkowe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalnie to zrobił! Gol "stadiony świata"
Każdy, kto zmagał się z taką dolegliwością, zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to przyjemne i utrudnia codzienne funkcjonowanie. Zawodowi sportowcy (choć nie tylko oni) mają tę trudność, że nie mogą poprosić o zmianę rozgrywania meczu w takiej sytuacji. Sabalence pozostało jedno wyjście: zagryźć zęby i walczyć.
I walczyła, ale nie tylko z Andriejewą. Momentami na jej twarzy malowała się złość i jednocześnie bezsilność, a to odbijało się przede wszystkim na jej serwisie, który był wyraźnie słabszy niż zwykle, przez co straciła podanie aż sześciokrotnie. Przykro się patrzy, kiedy ktoś cierpi.
Gdyby Sabalenka była w pełni zdrowa, to jestem niemal pewna, że zakończyłaby to spotkanie w dwóch setach, awansując do półfinału Rolanda Garrosa. Nie chcę niczego ujmować 17-latce z Krasnojarska, która za kilka miesięcy znajdzie się w czołówce WTA. To przyszłość tenisa, która z każdym miesiącem staje się lepsza i nie ulega wątpliwości, że będzie jeszcze grać w wielu półfinałach wielkoszlemowych.
Dziś Mirra Andriejewa pokazała, że nie boi się wygrywać. Wykorzystała szansę, którą dostała. Pewnie nie każda zawodniczka byłaby w stanie to zrobić, bo strach przed zwycięstwem bywa czasami przytłaczający. Już teraz przechodzi do historii.
A Sabalenki - czysto, po ludzku szkoda.
Czytaj też:
Sprawiła niespodziankę na Roland Garros. Jest nagranie jak mówi po polsku
Takiego określenia jeszcze nie było. Tak Francuzi nazwali Świątek