Po wczesnym wyeliminowaniu z gry Nadal nie rozpacza. - Mówiłem przed turniejem, że nie przyjeżdżam tu, by zostać numerem jeden na świecie, bo nie czuję, że byłbym na tyle mocny. Tak rozumując, jest mi łatwiej pogodzić się z trudną sytuacją - tłumaczy.
- Popełniałem błędy. Ale też walczyłem. W obu meczach. Ciągle robiłem co w mojej mocy, ale nie było to wystarczająco wiele, by wygrać. Muszę być bardziej agresywny przy forhendzie. Codziennie widzę jakiś postęp. Każdego dnia będę próbował zrobić kolejny - mówił w środę.
Według Hiszpana nie jest wielkim problemem nabranie pewności siebie. - Bez dobrej gry mam małe szanse na pokonanie najlepszych zawodników na świecie. Sezon się kończy, ja gram na trudnych dla mnie nawierzchniach, więc się zbytnio nie martwię. Z nowym rokiem znów przyjdzie mi występować na bardziej odpowiadających mi kortach - powiedział król czerwonej mączki.
Od nieoczekiwanej porażki z Rogerem Federerem w majowym finale w Madrycie wygrał tylko jeden (z Jo-Wilfriedem Tsongą) z dziewięciu pojedynków z rywalami z Top10. - No i co się stało? Nic. Pracuję, by zmienić tę sytuację. Myślę, że nie muszę nikomu udowadniać, że potrafię wygrać seta z zawodnikiem z czołowej ósemki - odpowiada.
Jak daleko jest dziś od najlepszych? - 10 metrów - śmieje się. Jak znów nawiązać z nimi walkę? - Trenować. To jedyna droga. To jest to co robię całe życie: pracuję - wyjaśnia. Za tydzień w Barcelonie będzie liderem Hiszpanów w finałowym starciu Pucharu Davisa przeciw reprezentacji Czech.
- Wszyscy będą tam mieli swoje szanse - mówi o ostatnim wyzwaniu sezonu. - Oni też są dobrzy na korcie ziemnym. Mają także więcej od nas czasu na trening. Ale zagramy u siebie, z publicznością i na naszej ulubionej nawierzchni. W sobotę zaczynam trening na ziemnym korcie, by być gotowym na piątek - zapowiada.