Takiego meczu potrzebowała Iga Świątek. Siła spokoju [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / ADAM VAUGHAN  / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP/EPA / ADAM VAUGHAN / Na zdjęciu: Iga Świątek
zdjęcie autora artykułu

Był mecz otwarcia, ale nie będzie meczu o wszystko i meczu o honor. Iga Świątek zameldowała się w II rundzie Wimbledonu bez większych problemów. I chyba to najlepsze podsumowanie tego występu.

To nie jest częsty przypadek, kiedy mistrzynie wielkoszlemowe mierzą się ze sobą już w I rundzie tak dużego turnieju. Losy Sofii Kenin potoczyły się jednak tak, że aktualnie zajmuje 38. miejsce w rankingu WTA, w związku z czym nie została rozstawiona w Wimbledonie. Zwyciężczyni Australian Open 2020 nie była też faworytką w starciu z aktualną liderką rankingu.

Iga Świątek przyzwyczaiła nas do tego, że bardzo zachowawczo wypowiada się o grze na kortach trawiastych. Co jest ogólnie dość zaskakujące, wszak na tej nawierzchni w 2018 roku sięgnęła po triumf w juniorskim Wimbledonie. Swoją drogą w finale pokonała wówczas Leonie Kung, która póki co nie była w stanie przebić się nawet do Top 100 światowego rankingu (aktualnie jest 289. rakietą świata).

Polka w starciu z Kenin grała mądrze. Nie było fajerwerków, głośnych okrzyków ani większych emocji. Amerykanka miała niezłe momenty, ale nawet kiedy przez połowę drugiego seta była na prowadzeniu, trudno było wyczuć zagrożenie dla Świątek. Solidna gra wystarczyła.

Nie mam oczekiwań wobec występu polskiej tenisistki na trawie, być może dlatego, że studzi nastroje, zapewniając, że najważniejszy dla niej jest progres na tych kortach. Po jednym meczu trudno go ocenić, ale skoro sama Iga była zadowolona, to pewnie tak właśnie było.

Jednak to, co rzuciło się w oczy w rywalizacji w I rundzie przeciwko Sofii Kenin, to duże opanowanie. Świątek wydawała się być bardzo skupiona, nie dawała się ponieść emocjom, rzadko krzyczała po udanych zagraniach, czasami tylko posyłała spojrzenia w kierunku swojego boksu. Uśmiech na jej twarzy pojawił się dopiero podczas pomeczowego wywiadu.

To oczywiście nic złego, ale pamiętając ostatnie mecze Polki, czyli niezwykle ważne starcia w Rolandzie Garrosie, jest jasne, że mamy po prostu kolejny etap sezonu, w którym nie czuje się tak pewnie. Co nie zmienia faktu, że na Wimbledonie może namieszać. Wszystko w jej rękach.

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty

Czytaj też:  Zmierzyli prędkość serwisu Świątek. Imponująca Chwile grozy sędziego podczas meczu Hurkacza

Źródło artykułu: WP SportoweFakty