Boris Becker to nie tylko historia sukcesów i porażek, to także opowieść o sile charakteru, niesamowitej ambicji i walce z przeciwnościami losu.
Od małego na korcie
Boris Franz Becker przyszedł na świat 22 listopada 1967 roku. Droga Niemca na szczyt zaczęła się w Leimen w Badenii-Wirtembergii, gdzie jego ojciec, architekt Karl-Heinz, stworzył centrum tenisowe. To właśnie tam chłopak po raz pierwszy chwycił za rakietę. Od najmłodszych lat wyróżniał się na tle rówieśników. Determinacja, talent i niepokorna osobowość sprawiły, że szybko stał się nadzieją tenisa u naszych zachodnich sąsiadów.
- Zacząłem grać w tenisa w wieku trzech lub czterech lat - opowiada w rozmowie z magazynem "Esquire". - Mam starszą siostrę, Sabinę, która była moją pierwszą trenerką. W szkole byłem dobry w sporcie, ale też w matematyce i geografii. No i w łacinie. Nie mogłem pojąć chemii ani biologii.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Pierwszym trenerem Beckera był Boris Breskvar, który dostrzegł w nim ogromny potencjał. Chłopiec pierwsze sukcesy zaczął odnosić, gdy miał 12 lat, a jego nazwisko zaczęło być rozpoznawalne w coraz szerszych kręgach. Wyróżniała go wielka ambicja - nigdy nie bał się rywalizacji, nawet z dużo starszymi przeciwnikami.
Talent Borisa nie umknął Niemieckiemu Związkowi Tenisowemu, który zapewnił mu wsparcie finansowe i trenerskie. W 1984 roku Becker przeszedł na zawodowstwo. Podczas pierwszego turnieju złamał kostkę.
- Moi rodzice nie chcieli, abym został zawodowym tenisistą, a kiedy zadzwoniłem do mamy, usłyszałem tylko: "Mówiłam ci, że powinieneś zostać w szkole" - wspomina w wywiadzie dla "Guardiana". - Potem w ciągu kilkumiesięcznej rehabilitacji wielokrotnie analizowałem swój wybór. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak bardzo tego pragnąłem.
Wimbledoński hat-trick
Już rok później Becker dokonał rzeczy, która na zawsze zmieniła jego życie. Mając zaledwie 17 lat został najmłodszym w historii zwycięzcą Wimbledonu. Co więcej, na kortach All England Club triumfował jako zawodnik nierozstawiony, a do tego stał się pierwszym Niemcem, który sięgnął po ten prestiżowy tytuł. Po czterosetowym boju z dwoma tie-breakami pokonał Kevina Currena 6:3, 6:7(4), 7:6(3), 6:4. W tamtym momencie świat oszalał na jego punkcie - zwariowany dzieciak z nieco nieokrzesanym stylem gry stał się ulubieńcem publiczności, a charakterystyczny serwis, przypominający wystrzał armaty, przyniósł mu przydomek "Boom Boom".
- Kiedy wygrywałem Wimbledon, nie było żadnego "blitzkriegu", a ja nie byłem "pancerny". Ale gazety wolały pisać, co chcą, żeby sprzedać nakład. Relacje Niemców z Anglikami były, jakie były, a potem pojawiłem się ja, typowy Niemiec prezentujący potężny tenis. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy ludzie poznali mnie, a nie wyobrażenie o mnie - opowiadał.
Becker nie poprzestał na jednym triumfie w Londynie. W 1986 roku obronił tytuł, pokonując w finale Ivana Lendla. Jego determinacja, niesamowita siła fizyczna oraz wola walki sprawiły, że szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie.
W 1989 roku, kiedy po raz trzeci sięgnął po tytuł na kortach All England Club, w decydującym meczu odprawił z kwitkiem Stefana Edberga. Ich rywalizację z pewnością można zaliczyć do najbardziej emocjonujących w historii tenisa. Niemiec i Szwed spotykali się na korcie wielokrotnie, a ich mecze zawsze dostarczały kibicom niezapomnianych wrażeń. Stawali naprzeciw siebie w aż trzech finałach Wimbledonu z rzędu.
- Przegrałem ze Stefanem Edbergiem w finale w 1990 roku w pięciu setach - wspomina Niemiec przepytywany przez BBC. - Do połowy drugiego seta byłem jak lunatyk i myślę, że było to efektem zbyt późno zażytej tabletki nasennej. Nie obchodziło mnie, czy to był finał Wimbledonu, czy nie - byłem powolny i nieświadomy tego, co się wokół mnie dzieje.
Sześciokrotny mistrz wielkoszlemowy
Boris Becker triumfował w sześciu turniejach Wielkiego Szlema. Poza trzema zwycięstwami w Wimbledonie ma na koncie dwa triumfy w Australian Open (1991, 1996) i jedną wiktorię w US Open (1989). Nie bez powodu uważany jest za jednego z najwybitniejszych tenisistów wszech czasów. "Boom Boom" doskonale odnajdywał się w grze na szybkich nawierzchniach, gdzie jego styl "serw i wolej" przynosił spektakularne efekty. Znakiem rozpoznawczym rudowłosego Niemca stały się widowiskowe woleje połączone z akrobatycznymi rzutami na kort, które wprowadzały publiczność w ekstazę.
Dzięki niemu kadra Niemiec sięgała też po Puchar Davisa w 1988 i 1989 roku. W 1992 roku w Barcelonie zdobył również złoty medal olimpijski w deblu. Do skompletowania Karierowego Wielkiego Szlema zabrakło mu tylko wygranego Rolanda Garrosa. W Paryżu trzykrotnie dotarł do półfinału.
"Boom Boom" na sportową emeryturę przeszedł w 1999 roku. - Nie myślę o mojej karierze tenisowej na co dzień ani nie oglądam starych meczów - mówi. - Byłem bardzo zadowolony i szczęśliwy dopóki trwała, ale pozostałem równie zadowolony i usatysfakcjonowany, gdy się skończyła. To się stało, kiedy miałem 32 lata. Nadal byłem całkiem dobry, ale optyka się zmienia, kiedy grasz z facetami, którzy są o dekadę młodsi. Są szybsi, sprawniejsi i świeżsi.
Zły chłopiec
Życie Borisa Beckera poza kortem jest co najmniej tak burzliwe, jak jego występy na Wimbledonie. Romanse, głośne rozstania, a także medialne spięcia to chleb powszedni. Przyciąga uwagę paparazzi jak magnes.
W 2002 roku za unikanie płacenia podatków został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mimo że było to dla niego wielkie upokorzenie, nie tracił rezonu. Stwierdził, że skoro od lat nie wygrywa turniejów tenisowych, to przyszedł czas, żeby się ustatkować. Niestety, dbanie o finanse nigdy nie było jego mocną stroną - w 2017 roku ogłosił bankructwo, a kolejne problemy z prawem zaprowadziły go aż do więzienia w Wielkiej Brytanii. Na szczęście "Boom Boom" nie był typem, który się poddaje. Po ośmiu miejscach wrócił do Niemiec - jak zawsze z podniesioną głową.
- 22 godziny na dobę za wielkimi drzwiami w bardzo małym pokoju, a twoje życie mija - opowiada na antenie ITV. - Kilka pierwszych nocy... Jeśli jesteś jednym z tych o słabych nerwach, nie dasz rady. W takich chwilach znajdujesz swoich prawdziwych przyjaciół, ponieważ większość twoich tak zwanych przyjaciół cię opuszcza. Tak naprawdę wspierała mnie tylko mała garstka ludzi. Masz dużo czasu na rachunek sumienia.
W życiu prywatnym Boris Becker doświadczył wielu wzlotów i upadków - nie tylko tych związanych z finansami. Jego życie uczuciowe to również istny rollercoaster. Związek z Barbarą Feltus zakończył się rozwodem, ale para doczekała się dwójki dzieci: Noaha i Eliasa.
Historia z rosyjską kelnerką, która również znalazła się na pierwszych stronach gazet, przyniosła narodziny jego trzeciego potomka - Anny. Po rozstaniach z kolejnymi partnerkami Becker związał się z holenderską modelką Sharlely "Lilly" Kerssenberg, z którą doczekał się kolejnego dziecka - syna Amadeusa. Para przeżyła razem dziewięć lat, zanim ostatecznie się rozstała. Jednak Boris nie unikał wyzwań, jakie niesie za sobą bycie ojcem. Mimo licznych obowiązków i problemów osobistych starał się być obecny w życiu swoich pociech.
Trener i biznesmen
Boris Becker przez trzy lata pracował z Novakiem Djokovicem, pomagając Serbowi osiągnąć najwyższy poziom - sześć tytułów Wielkiego Szlema w trakcie współpracy mówi samo za siebie.
Zawodowo próbował też rozwijać się poza kortem. Był między innymi współwłaścicielem firmy produkującej rakiety tenisowe oraz współtwórcą serwisu internetowego poświęconego sportowi. Niestety, te inicjatywy nie zawsze przynosiły oczekiwane rezultaty, a problemy finansowe zaczęły przybierać na sile. "Boom Boom" był również zaangażowany w grę w pokera - brał udział w turniejach, zarówno tych europejskich jak i światowych, ale nie odniósł większych triumfów.
Historia Beckera pokazuje, że choć połamał się na życiowych zakrętach, zawsze znajdował sposób, by wrócić do gry.
Ziemowit Ochapski, legendysportu.pl