W czwartek, 28 listopada, świat obiegła wiadomość o wykryciu niedozwolonej substancji w organizmie Igi Świątek. W ciągu kilku tygodni Polka udowodniła, że śladowa ilość trimetazydyny trafiła do jej krwiobiegu za sprawą zanieczyszczonych tabletek z melatoniną, które ułatwiają zaśnięcie.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Integralności Tenisa zaakceptowało dowody przedstawione przez sztab Świątek i przywróciło zawodniczkę do gry. Ostatecznie zakończyło się na miesięcznym zawieszeniu tenisistki (wszystko dokładnie opisujemy TUTAJ).
Sprawa głośnym echem odbiła się również w Rosji, gdzie proceder dopingowy był rozwinięty na masową skalę, a uczestniczyła w nim nawet Rosyjska Agencja Antydopingowa. W efekcie na kraj nałożono poważne sankcje, a zawodnicy nie mogli uczestniczyć pod swoja flagą m.in. na igrzyskach olimpijskich.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Bramkarz był bezradny. Kapitalny gol w Hiszpanii
Nie dziwi więc, że Rosjanie każdą wpadkę zagranicznych sportowców mocno nagłaśniają. Nie inaczej jest ze Świątek, o której wypowiedział się znany miejscowy trener Wiktor Janczuk. - To bardzo niefortunne, że nastąpił wzrost liczby naruszeń przepisów antydopingowych z udziałem czołowych zawodników. Z pewnością rzuca to cień na nasz sport. Kategorycznie potępiam łamanie przepisów antydopingowych - przyznał cytowany przez agencję TASS.
Co więcej, Janczuk zdecydował się bezpodstawnie oskarżyć polską tenisistkę. - Nie wykluczam, że Świątek wzięła to umyślnie. Zawsze sprawia wrażenie niezmordowanej i niestrudzonej, ale dzisiejsze doniesienia budzą wątpliwości co do tego, w jaki sposób to robi. Z pewnością musi być teraz uważniej obserwowana - dodał.
Dodajmy, że Rosjanie są bardzo wyczuleni na temat trimetazydyny. To właśnie przez ten środek na cztery lata została zdyskwalifikowana nastoletnia Kamila Walijewa. Łyżwiarce odebrano złoty medal igrzysk olimpijskich, a ona stała się prawdziwym symbolem narodowym kraju. W jej obronie stawał nawet prezydent Wladimir Putin.
Przypomnijmy, że Walijewa nie potrafiła jednak udowodnić, że trimetazydyna dostała się do jej organizmu nieumyślnie. Sugerowała, że jej dziadek brał takie środki, a do skażenia doszło w wyniku spożycia przez nią jego produktu. Na niekorzyść łyżwiarki działał też fakt, że w jej organizmie wykryto również dozwolone środki: hypoxen i L-karnitynę, które w połączeniu z trimetazydyną wpływają na zwiększoną wydolność.
Walijewa tłumaczyła się, że leki te w Rosji bierze się na choroby serca albo w celu poprawy wyników sportowych. Badania wskazują jednak, że żaden z tych środków bez połączenia z trimetazydyną nie ma takich właściwości.