Safin Zarobił więc już ponad 9 tysięcy euro i zyskał 40 punktów do rankingu. Jego ambicje są jednak znacznie wyższe. Rosjanin, który kiedyś, w listopadzie 2000 roku, prowadził w światowej liście rankingowej ATP, który wygrał US Open i Australian Open, zaś obecnie zajmuje wskutek licznych kontuzji zaledwie 84. pozycję, chciałby poprawić swoją klasyfikację.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że brakuje mi jeszcze ogrania, szczególnie na kortach z ceglanej mączki, ale to przyjdzie z czasem - powiedział portalowi SportoweFakty.pl. Zapytany, czy chciałby wygrać nagrodę rzeczową, kabriolet BMW, potwierdził, jednak dodał, że oddałby go raczej swej siostrze, także tenisistce Dinarze Safinie, jako że sam ma już w "niezłej kolekcji" samochody marki: Porsche, Cayenne, Mercedes i Kia.
Michael Berrer w przeddzień meczu wygrażał się, że nikogo się nie boi i że jego celem jest co najmniej ćwierćfinał; inaczej nie miałby w ogóle sensu jego start w Monachium. - Natomiast Marat Safin nie jest tak ograny jak ja na kortach ziemnych i można go pokonać - stwierdził Berrer.
Rzeczywiście stoczył bardzo wyrównaną walkę, szczególnie w dwóch pierwszych setach, które zakończyły się tie-breakami. Pierwszego wygrał bardziej doświadczony Rosjanin 7:4 i seta 7:6. W drugim wygrał odważniejszy Niemiec 7:5, i seta 7:6. Po dwóch godzinach gry i stanie 1:1 w trzecim secie grę musiano przerwać z powodu deszczu. Natomiast po powrocie na kort panem gry był już tylko Marat Safin, który wygrał pewnie tego seta 6:3 i tym samym cały mecz.
Marokańczyk Younes El Aynaoui został drugim ćwierćfinalistą dnia. Tutaj przerwa spowodowana deszczem dobrze zrobiła jego przeciwnikowi, Belgowi Steve'owi Darcisowi, który wygrał szybko drugiego seta 6:3 (pierwszy zakończył się wynikiem 6:4 dla El Aynaoui). Wydawało się, że w trzecim secie zacznie się zacięta walka. Nic podobnego, Marokańczyk przełamawszy zaraz na początku Belga, wyszedł na prowadzenie 3:0. Dopiero przy stanie 5:3 Steve podjął zdecydowaną walkę o mecz, wypracował kolejno trzy punkty tie-breakowe, ale żadnego z nich nie potrafił wykorzystać i wygrać gema, natomiast przy stanie 5:4 i podaniu Belga - mecz byłby nadal otwarty.
Natomiast El Aynaoui zamienił drugą piłkę meczową na punkt kończący gema i mecz, przy czym uczynił to zagrywając od stanu równowagi dwie piłki bardzo mocno i odważnie, jedną, trafiając w boczną linie backhandową, drugą - w linię boczną po stronie forhendu. Cały mecz był zresztą pełen finezyjnych zagrań ze strony Marokańczyka, co Belg kwitował z niedowierzającym uśmiechem.
Tymczasem na korcie centralnym wisiała w powietrzu sensacja. Pierwszego seta pojedynku między turniejową dwójką, Chilijczyk Fernando Gonzalezem a Belgiem Kristofem Vliegenem wygrał ten ostatni 6:1, grając siłą i szybkością uderzeń Chilijczyka i zagrywając co jakiś czas nieoczekiwanie dropszoty, które trenował przed południem. Gdy w drugim secie zaraz w pierwszym gemie znowu przełamał Gonzaleza, Chilijczyk nie wytrzymał napięcia i rozwalił doszczętnie o kort swą rakietę. Później zdołał jeszcze przełamać Belga i wyrównać stan seta na 2:2, ale znów nastąpiło przełamanie serwisu na jego niekorzyść. Wydawało się, że był to decydujący gem dla całego meczu. Po sześciu równowagach i punktach przewagi odpowiednio dla obu zawodników gema wygrał w końcu Belg. 3:2 dla Vliegena. I następnego także, 4:2 dla Belga. Wydawało się, że mecz ma on już w kieszeni. Przełamując się jednak nadal wzajemnie mecz toczył się w sposób wyrównany i niesłychanie zacięty - aż do wyniku 5:5, po czym Gonzalez pokazał swą klasę i odporność psychiczną; wygrał dwa następne gemy i drugiego seta 7:5.
Chilijczyk grał odtąd coraz mocniej i pewniej. Coraz lepiej odczytywał grę Belga.
Toteż trzeci set był już właściwie jednostronnym pokazem umiejętności Gonzaleza. Set zaczął się od razu od przełamania i faworyt wyszedł na prowadzenie 3:0. Przewagę tę pewnie już doprowadził do końca, wykorzystując pierwszą z trzech piłek meczowych, i wygrał seta 6:3, a tym samym cały mecz.
Ostatnim wyłonionym wczoraj ćwierćfinalistą został Argentyńczyk Juan Martin del Potro, pokonawszy nieoczekiwanie w trzech setach Rosjanina Igora Andriejewa, rozstawionego z numerem czwartym. Nieoczekiwanie, bo faworytem oczywistym był Igor, który wygrał pierwszego seta 6:1. Na tym jednak skończyła się jego dominacja w meczu. Następnego bowiem i trzeciego seta wygrał del Potro.
W sumie wszystkie dzisiejsze pojedynki były pasjonujące i długo pozostawiały widzów w napięciu, nie dając do końca nieomal odpowiedzi, kto wyjdzie ze starć z tarczą, a kto opuści plac boju na tarczy. A że przy tym gra obfitowała w znakomite technicznie zagrania, uczta dla miłośników tenisa była smakowita.
Jutro kolejna porcja tenisa na światowym poziomie. Na pierwszy ogień pójdą: Marat Safin i Fernando Gonzalez (2), potem Younes El Aynaoui (Q) i Juan Martin del Potro, a następnie, ale równolegle na dwóch kortach, grać będą: Paul-Henri Mathieu (1) i Marin Cilic oraz Hyung-Taik Lee i Simone Bolelli.
Wyniki czwartkowych gier II rundy:
Fernando Gonzalez (Chile, 2) - Kristof Vliegen (Belgia) 1:6, 7:5, 6:3
Juan Martin del Potro (Argentyna) - Igor Andriejew (Rosja, 4) 1:6, 6:0, 6:4
Marat Safin (Rosja, WC) - Michael Berrer (Niemcy) 7:6(4), 6:7(5), 6:3
Younes El Aynaoui (Maroko, Q) - Steve Darcis (Belgia) 6:4, 3:6, 6:3
dziennikarz akredytowany na turniej w Monachium