Australian Open: Najłatwiejszy półfinał Federera

Roger Federer zagra w niedzielę przeciw Andy'emu Murrayowi o swój czwarty tytuł w Australian Open. Lider rankingu odprawił w półfinale 6:2, 6:3, 6:2 Jo-Wilfrieda Tsongę, dziesiątą rakietę świata.

To będzie 22. wielkoszlemowy finał Federera, który od Wimbledonu 2004 tylko trzykrotnie nie znalazł się w decydującym meczu: ostatni raz przed dwoma laty właśnie w Melbourne, przegrywając w półfinale z Novakiem Đokoviciem. Szwajcar będzie starał się wyśrubować własny rekord triumfów (15) w najważniejszych turniejach.

Na przejście półfinału potrzebował zaledwie niecałe półtorej godziny: w żadnym poprzednim występie w tej edycji Aussie Open nie stracił mniej gemów, żadna wcześniejsza runda nie była dla niego mniej wymagająca. Przeciw Viktorowi Hanescu w 1/32 finału też oddał siedem gemów, ale spędził na korcie 11 minut więcej.

15 tysięcy widzów na Rod Laver Arena w ostatnim półfinału turnieju nie doczekało się wielkiego widowiska, które zapowiadały dwa poprzednie, epickie pięciosetowe boje Tsongi. Finalista z 2008 roku zdawał się być apatyczny, zbyt spięty, nie zademonstrował wiele ze swojego bogatego repertuaru. A przecież jego taktyką było wejść w mecz ofensynwnie. Federer był silniejszy przede wszystkich psychicznie. - Grał po prostu niewiarygodnie - przyznał Francuz.

Spotkanie było praktycznie rozstrzygnięte po podwójnym błędzie serwisowym i zyskaniu przez Szwajcara podwójnego przełamania na 4:2 w trzeciej partii. Pierwszego meczbola Tsonga obronił jeszcze smeszem z bekhendu i to był z jego strony ładny akcent na pożegnanie, które samo jednak przybrało słabą formę. Bo kto by pomyślał, że Federer po raz pierwszy akurat w półfinale nie będzie bronił żadnego break pointa.

Po wielkim boju w 1/8 finału dziennik L'Équipe zatytułował pierwszą stronę "Tsonga jest kandydatem". Byłby, ale w dyspozycji z poprzednich rund. Dwa razy więcej niewymuszonych błędów (27 do 13 rywala) i mniej wygrywających uderzeń (21 do 33 Szwajcara) to statystyka, która nawet koloryzuje półfinałowy występ zawodnika z Mans. Bez pierwszego serwisu (tylko 56% skuteczności) i przy biernej postawie (a tak kocha i potrafi atakować!) nie był w stanie wywrzeć na Federerze presji.

Arcymistrz Wielkiego Szlema nie skończył tylko ośmiu z 30 piłek przy siatce. - Kiedy ostatnio zagrałem słaby mecz? Dawno temu - powiedział. Szansę, od razu wykorzystaną, na pierwsze przełamanie w trzecim secie (na 2:1) wywalczył sobie uderzeniem znad głowy stojąc tyłem do rywala. Roger zawsze chce wypracować sobie komfortową sytuację: w otwierającej partii wygrał odbiór w czwartym gemie, a w drugim secie przy stanie 3:2.

Ten mecz wygrał w pierwszej kolejności w głowie. Potrafił zaskoczyć Tsongę skrótem bezpośrednio z returnu, a sam nie zwykł nadziewać się na takie zagrania rywala. Szwajcar zdobył w sumie 31 punktów więcej od rywala, z którym przegrał w ubiegłym roku w Montréalu. - Nie spodziewałem się rezultatu nawet zbliżonego to tego - powiedział. Po meczu żartował sobie z publicznością w rozmowie z Jimem Courierem.

ZOBACZ: Wyniki półfinałów czwartkowych

Australian Open, Melbourne (Australia)

Wielki Szlem, kort twardy, pula nagród 21,4 mln dol.

piątek, 29 stycznia

MĘŻCZYŹNI

półfinał gry pojedynczej:

Roger Federer (Szwajcaria, 1) - Jo-Wilfried Tsonga (Francja, 10) 6:2, 6:3, 6:2

Komentarze (0)