Po zachęcającym początku wracająca do reprezentacji po trzech latach i zachęcana głośnym dopingiem w hali Łuczniczka Domachowska (WTA 135) nie była w stanie wykorzystać szans, jakie wypracowała sobie w dalszej części gry z pierwszą rakietą Belgijek, nową 15. zawodniczką świata.
Agresywnymi uderzeniami pod linię końcową i serwisem Domachowska stwarzała sobie przewagę, ale działało to poprawnie głównie w pierwszej części meczu. Bo Wickmayer, półfinalistka US Open, była najzwyklej regularniejszą od warszawianki tenisistką. Błędy (najczęściej za długie uderzenia lub za niskie, zatrzymywane na siatce) pogrążyły całkiem nieźle radzącą sobie w drugim dopiero w tym sezonie pojedynku Polkę.
Decydujący set był zacięty, inaczej niż mógłby wskazywać rezultat. Domachowska nie potrafiła postawić kropki nad "i" przy sytuacjach, które mogły pozwolić jej na powrotne przełamanie. A zawinionego gema na 1:2 druga singlistka biało-czerwonych straciła bardzo łatwo, do zera. Pierwsza wielka okazja na come back była przy 2:3 - zmarnowała jednak trzy w piękny sposób wypracowane break pointy.
Znakomita akcja przy siatce, którą Domachowska w trzeciej partii zredukowała piłkę gemową dla rywalki, była rzadkością w jej wykonaniu, a to być może w ten sposób mogła jeszcze bardziej zepchnąć rywalkę do defensywy. Bo 20-letnia Wickmayer, zapędzana do narożników, potrafiła wydostać się nawet z beznadziejnych tarapatów. - Ten trzeci set był naprawdę równy - przyznała.
- Często traciłam pierwsze punkty w gemach serwisowych - powiedziała. - Ona miała wiele szans przy moim podaniu. Ja po prostu nie weszłam dobrze w ten mecz. Dobrze, że zgarnęłam szybko drugiego seta - tłumaczyła Wickmayer, którą dopingowała grupka kilkunastu ubranych w narodowe barwy fanów.
Pierwsza w tej otwierającej mecz z Belgią grze równowaga miała miejsce w siódmym gemie, przy serwisie Belgijki. Gdy podawała po raz kolejny, Marta była już skuteczniejsza: przy 40-40 posłała wygrywający return, by zyskać przełamanie błędem netowym rywalki. - Nie weszłam dobrze w mecz, ale to dlatego, że stałam za daleko od linii bazowej - tłumaczyła Wickmayer.
Belgijka przyznała, że kluczową decyzją było dla niej wejście w kort. - Zaczęłam lepiej się po nim poruszać - powiedziała. - Zagrałam skuteczniej przy decydujących punktach - wyjaśniła. Mało brakło, a Domachowskiej wymknąłby się z rąk także otwierający set: dwie piłki setowe przy serwisie (od 0-40) straciła własnymi błędami.
- Marta! Marta! - niosło się z trybun wypełnionej w ok. 75% hali. A bohaterka w drugim secie straciła podanie już przy pierwszej okazji (na 0:2). Trzech break pointów broniła także przy 0:3, kiedy jedyny raz w tej partii zdołała utrzymać serwis. - Trybuny pomagały, choć może gdyby był komplet... - powiedziała zawodniczka Warszawianki.
Domachowska, która ostatni raz wystąpiła w biało-czerwonym stroju w 2007 roku, przyznała, że wciąż nie może przemóc się w częstszych próbach kończenia akcji przy siatce. - Było wiele sytuacji, kiedy mogłam iść do przodu, ale tego nie zrobiłam - powiedziała. - Atmosfera była jednak sympatyczna. Mam nadzieję, że tenis stanie się w Polsce popularniejszy - dodała. W niedzielę mecz z Flipkens.