Puchar Davisa: Szymanik podziwia Przysiężnego

Dramatyczny pojedynek przegrany przez Michała Przysiężnego i pewne zwycięstwo Łukasz Kubota to bilans pierwszego dnia meczu Polaków z Finami. Walka o awans do II rundy Grupy I Strefy Euroafrykańskiej Pucharu Davisa toczy się dalej.

W piątek polscy singliści udowodnili, że są obecnie w najlepszych okresach w karierze. Przysiężny zmarnował piłkę meczową w tie breaku czwartego seta, ale przypomniał, że podobne wypadki zdarzają się nawet Federerowi. - Trzeba Michała szanować za to co zrobił. Ja go za to podziwiam - powiedział Radosław Szymanik, kapitan polskiej kadry.

Pełniąc po raz ósmy swoją funkcję, także on przeżywał na ławce przy korcie prawdziwy sportowy dramat. Przysiężny w piątym secie bowiem zmęczony był już okropnie. - Językiem ciała pokazywał, że ma dosyć. To był niewerbalny znak - mówi Szymanik. - Ale musiał pokazać, że jest silny - dodaje.

2-0 przed sobotnią grą deblową (o godz. 13, relacja na żywo w portalu SportoweFakty.pl) byłoby wynikiem komfortowym. - Oczywiście, że chciałem dwóch punktów, ale wielkiego żalu nie czuję - tłumaczy Szymanik. - Przysiężny walczył, dał nadzieję. Teraz debel: cztery osoby, cztery organizmy, każdy inaczej reagujący na pojawiającą się presję. Myślę, że u Finów wystąpią (Jarkko) Nieminen i (Henri) Kontinen - przyznaje kapitan Polaków.

ZOBACZ: Kubot wyrównuje stan meczu z Finlandią

Według Szymanika gra podwójna, która da jednej lub drugiej ekipie prowadzenie 2-1, będzie pokazem serwisu i odbioru. - Mecz na tej nawierzchni będzie na tym polegał - mówi. O jeszcze szybszej nawierzchni niż ta wylana w Hali 100-lecia Sopotu marzył Przysiężny. - Miałbym wtedy większe szanse z Nieminenem - powiedział głogowianin. - Grałem ostatnio w halowych imprezach, gdzie chodziło głównie o serwis. Nawet trzysetówki kończyły się w miarę szybko - wspomina.

Davis Cup zmienia ludzi

25-letni Przysiężny od Sylwestra był w domu w sumie przez... cztery dni. - A w czasie turniejów nawet za dużo nie trenowałem, bo ciągle grałem mecze - powiedział zwycięzca challengera w Kazaniu, pierwszy Polak, który wygrał w tym roku zawodowy turniej.

W poprzednim sezonie jego pochód rozpoczął się od Pucharu Davisa. - Zagrałem z Murrayem, zobaczyłem, że to wcale nie jest inny świat. Ważne było także wygranie kilku meczów na styk. Powiedziałem sobie wtedy przed Davisem: będę wygrywał wszystko i przyszedł czas, gdy tak rzeczywiście było - wspomina serię 19 kolejnych zwycięstw, przerwaną w meczu z... Kontinenem.

Tymczasem pierwsza rakieta gości, Nieminen, pokazał, że serwis nie jest jego najlepszą stroną. - Drugie podanie ma lekkie, a w ogóle nie lubi jak się tylko serwuje. Jego domeny to bieganie, gra z głębi kortu - analizuje Przysiężny, który bardzo żałował straconej przewagi przełamania w czwartym secie. W niedzielę w ostatniej grze, być może rozstrzygającej, spotka się Kontinenem, byłym współlokatorem.

Ten 19-letni zawodnik uczył się tenisa w Bradenton na Florydzie. Znakomicie mówi po angielsku, ale od półtora roku trenuje już ze szwedzkim szkoleniowcem w Finlandii. Jest z tego samego rocznika co Jerzy Janowicz, trzeci polski singlista. - Znam dobrze zawodników urodzonych w 1990 roku: Berankisa czy Rufina - mówi o dwóch kolegach notowanych w rankingu przed nim.

W zgodzie ze zdrowym rozsądkiem w sobotę na kort w deblu wyjdzie nie desygnowany duet, a właśnie Kontinen z Nieminenem, którzy z niezłym skutkiem próbowali wspólnych sił w końcówce poprzedniego sezonu. - Jeszcze nie myślę o niedzieli i kolejnym singlu, bo najpierw jest sobota - za tymi słowami młodzian nie pozostawił wątpliwości co do występu także drugiego dnia. - To będzie ciężki weekend dla obu ekip. W naszej wszyscy się wspieramy, podoba nam się nawierzchnia, chcemy trzech punktów - mówi.

Dwa otwierające sety z Kubotem nie były fajne w wykonaniu fińskiego nastolatka. Lubinianin natomiast, 959 dni po poprzednim meczu w biało-czerwonych barwach, starał się wpływać na zachowania fanów. - Publiczność jest naszym zawodnikiem - mówi. Szkoda, że wywołujące spore zainteresowanie w całej Polsce zmagania mogą zobaczyć tylko ludzie zgromadzeni w hali przy sopockiej ulicy Goyki.

Plan awaryjny

Kubot wprawdzie udowodnił, że od Kontinena jest lepszy o całą klasę, ale - gdyby coś poszło nie tak - był plan awaryjny. - Bo Łukasz dołączył do nas dopiero we wtorek. Śpi w dzień, ma za sobą długie podróże - powiedział kapitan Szymanik. - W ewentualnym scenariuszu jego mecz mógłby się przedłużyć nawet do piątego seta. Ale nawet gdyby zrobiło się 0-2 [w setach] wiedzieliśmy, że po drugiej stronie stoi młody chłopak, z którym Łukasz by sobie poradził - powiedział Szymanik w rozmowie telewizyjnej.

Jak zwykle: Kubot miał plan. - On zawsze wie co robić - mówi Szymanik. - Zupełnie inaczej Michał, który miał grać kątowo. W trzecim tie breaku wygrał trzy "mijanki", podczas gdy w poprzednich 36 gemach żadnej! Różne rzeczy zmienialiśmy, byleby tylko napsuć krwi Nieminenowi - tłumaczył opiekun Polaków, który spokojniejszy mógł być już podczas drugiej singlowej gry.

O zdenerwowaniu mówił Kubot. - Łukasz jednak zawsze bardzo przeżywa wszystkie swoje występy - kontynuował Szymanik. - Ciągle szuka, nawet potrzebuje kontaktu wzrokowego podczas meczu - dodał. W niedzielę Kubot spotka się z Nieminenem, z którym przegrał jedyne poprzednie starcie. Bilans Przysiężnego z Kontinenem to 1-1.

28-letni Nieminen pokonał Kubota w 2008 roku na własnej ziemi, w Helsinkach. W poprzednim roku Polak rozpoczął, zakończoną dopiero w Acapulco przeciw Fernandowi Verdasco, serię ośmiu kolejnych wygranych z leworęcznymi rywalami. - Rzeczywiście, poprawiłem sobie ostatnio statystykę, ale zawsze powtarzałem, że miałem problemy z leworęcznymi - przyznał.

Zaraz po sobotnim deblu rozpocznie trening z Grzegorzem Panfilem, najlepszym leworęcznym singlistą w Polsce. - Będę returnował jego serwisy - mówi Kubot. - Mam nadzieję, że wyjdę na kort, gdy będziemy na prowadzeniu. Jarkko będzie zmęczony, a ja będę grał swoje, czyli unikał gry z głębi kortu - zapowiedział.

Numer jeden polskiego tenisa męskiego zauważa różnice między obecną a sytuację sprzed trzech lat, gdy grał dla biało-czerwonych po raz ostatni. - Mamy więcej doświadczenia, mamy szansę gry z rywalami wyżej notowanymi. Poza tym organizacja jest fantastyczna. Widać, że dzisiaj wszystko robi się w polskim związku z pasją. Prezes Jacek Kseń interesuje się tenisem, jest w kontakcie z zawodnikami. To jest dla nas znaczące: gramy przecież dla publiczności. Mam nadzieję, że tenis będzie się dalej rozwijał, że ludzie zarażą się do niego pasją.

Komentarze (0)