Odzyskanym po roku tytułem w Roland Garros Nadal dał kolejny argument za tym, że jest najlepszym w historii specjalistą od gry na kortach ziemnych. W 22 tegorocznych meczach na tej nawierzchni nie znalazł pogromcy, tracąc tylko dwa sety. Björn Borg (sześć tytułów) może czuć się zagrożony na czele listy wszech czasów Roland Garros. W Paryżu, gdzie nikt nie odebrał Rafie seta, odegrał się się za zakończony z ciężką kontuzją występ w poprzednim sezonie, kiedy w IV rundzie uległ właśnie Söderlingowi. Szwed w ubiegłorocznym finale przegrał z Rogerem Federerem, teraz pokonując go w ćwierćfinale.
Nieprawdopodobna regularność Nadala na czerwonej mączce przyniosła mu kolejny sukces. W meczu finałowym nie potrafiący wznieść się na swój dobry poziom i - co okazało się jego zgubą - zaangażowany w długie wymiany Söderling nie wykorzystał szans, jakie sprezentował mu Hiszpan. Każdy z ośmiu zmarnowanych break pointów mógł zmienić obraz meczu, który nasuwa jedną konkluzję: na Nadala nie ma mocnych na "jego" korcie. Wzruszył się po meczbolu, podziękował za obecność na stadionie królowej Sofii, odebrał Puchar Muszkieterów i przemówił do wspierającej go francuskiej publiczność w ich języku.
Przełamywany na 3:2 w otwierającym i drugim secie, a już na początek w partii trzeciej Söderling nie przypominał dominującego zawodnika, który w ciężkich warunkach odprawił Federera, a potem mimo tarapatów włączył wyższy bieg w spotkaniu przeciw Berdychowi. Szwed, podopieczny Magnusa Normana (jemu także nie udało się wygrać finału Roland Garros), posłał tyle samo asów co Nadal (po 7), choć przewodzi liście notujących w turnieju najwięcej takich uderzeń, a Majorkańczyk w sześciu wcześniejszych meczach uderzył tylko 12 asów.
Söderling na własne życzenie nie zyskiwał prowadzenia z breakiem w pierwszym i drugim secie. Przy 2:1 w otwierającej partii break point, który zmieniłby układ na korcie, wylądował na aucie, choć Robin po zepchnięciu Nadala do narożnika miał otwartą przestrzeń. Za chwilę Szwed sam serwując dał okazję rywalowi: fanastyczne minięcie Rafy przy decydującej piłce wylądowało na linii i było przełamanie dla faworyta. W dwóch kolejnych gemach serwisowych Söderling wykaraskał się ze stanu 0-40, pokazując, że zaserwować w kluczowym momencie jednak na Chatrier potrafi.
Strata podania w identycznym momencie (przy 2:2) w drugim secie także została poprzedzona przez okazje dla Robina. W drugim gemie zepsuł cztery break pointy (został cofnięty z ofensywy do defensywy, mając Nadala na "widelcu"!) i więcej ich już nie miał. - Grałem generalnie gorzej niż w ubiegłym roku. Tak naprawdę nie wszedłem w ten mecz. Nie serwowałem dobrze, nie uderzałem czysto - powiedział. Rafa poprowadził partię po mistrzowsku: przy 4:2 po wpakowaniu przez rywala piłki w siatkę zyskał kolejne przełamanie. Seta dał mu kolejny aut Szweda, którego zwieszona głowa nie wskazywała na wysokie morale.
Taki przygaszony ( - Ale to nie była wina kondycji), wyglądający na pogodzonego już z drugą z rzędu finałową porażką w Paryżu Söderling stracił podanie na otwarcie trzeciego seta, ale może było mu już wtedy wszystko jedno. Niespodziewanie jednak seria mniej udanych zagrań Nadala dała w drugim gemie break pointa (ostatniego w meczu dla Szweda), który tym razem nie został przez Robina spartaczony, bo wygrywającym serwisem popisał się Nadal. Söderling skończył mecz z honorem, ładnym krosem broniąc się przed stratą podania w gemie siódmym.
Tylko 56% trafionego pierwszego podania to dla takiego specjalisty jak Söderling powód do zastanowienia. Wygrał bezpośrednio więcej piłek (32 wobec 28 Hiszpana), ale popełnił aż 45 niewymuszonych błędów, czyli trzy razy więcej od Nadala (16). W sumie zwycięzca zdobył o 19 punktów więcej.