Krzysztof Straszak: Związku z Błażejem Koniuszem utrzymywać się w tajemnicy nie da. Jaka jest wasza historia?
Paula Kania: Znamy się od dawna, a to dlatego że trenujemy w tym samym klubie. Ale, że tak powiem, "styknęliśmy" się ponad cztery lata temu. Najpierw to były relacje czysto koleżeńskie. Dwa lata temu między nami się zaczęło i się rozwinęło (śmiech).
Kariera Koniusza na zakręcie, przed panią dopiero pierwszy pełny sezon w dorosłym tenisie.
- Błażej, jako że przestał grać w tenisa z powodów oczywistych, a więc braku pieniędzy, poświęca się teraz dla mnie. Pomaga mi to w rozwijaniu mojej kariery. Jeśli miałabym określić jego funkcję, to powiedziałabym sparingpartner.
Czyli ma pani podstawowego trenera?
- Tak, to pan Grzegorz Gelmuda, z którym współpracuję od trzech miesięcy. Przez jego szkołę przeszli m.in. Błażej, Andrzej Kapaś czy Mateusz Szmigiel. Jeżeli chodzi o Błażeja i sprawy tenisowe, to trenujemy razem takie elementy jak np. gra na linii końcowej.
Trenować z facetem a z dziewczyną: różnica istotna?
- Ale na Śląsku nie ma dziewczyn do wspólnych treningów! Już nie ma. Pozostała jedynie Iga Odrzywołek: młodsza ode mnie o trzy lata, nie gramy ze sobą, bo jest to jeszcze inny poziom. Jak się spojrzy to wszystkie dziewczyny mają za sparingpartnerów facetów. Nic nowego to zatem nie jest, a daje korzyść: przynajmniej ja tak czuję. Nawet najlepsze, Venus czy Serena, "naparzają" tylko z facetami i później nie ma na nie mocnych.
Katowiczanka Sandra Zaniewska przez cały rok trenuje już za granicą?
- Głównie w Turcji, podczas gdy na Śląsku tylko bywa. Jak jest, to najczęściej mnie nie ma. Nie możemy się "styknąć", umówić na wspólny termin, bo jest to nierealne.
Paula Kania, 18 lat, sosnowiczanka (foto Straszak)
Gdzie się podziało grono pani śląskich rówieśniczek?
- Skończyły grać. W moim wieku nie ma już nikogo. Jak ktoś dzisiaj gra, to tylko dla siebie, można powiedzieć że amatorsko.
Co jest, a czego nie ma pani na miejscu w Chorzowskim Towarzystwie Tenisowym?
- Zimą jest ok: mam korty za darmo, od dziesięciu lat jestem związana z tamtejszym klubem. Latem jednak trenuję tak naprawdę wszędzie, bo w Chorzowie jest tylko sztuczna trawa, która w sezonie nie nadaje się do gry, ponieważ nie ma turniejów na takiej nawierzchni. Muszę więc szukać kortów ceglanych: miasto nie może dać mi ich za darmo, więc trenuję na dobrą sprawę gdzie popadnie. Na całym Górnym Śląsku.
Zdobyła pani w tym roku jedno czy dwa mistrzostwa Polski? Bo po złocie w Szczecinku, w Gliwicach sięgnęła pani po swój pierwszy tytuł w cyklu ITF, pokonując po drodze same Polki.
- W Gliwicach pokonałam lepsze Polki. Karolina Kosińska i Ania Korzeniak to już była trzecia setka rankingu. W Szczecinku nie było dziewczyny, która mogłaby mi stawić większy opór, nie był to jakiś bardzo ciężki turniej. No ale mistrzostwo to mistrzostwo.
Cieszę się, że sama to pani powiedziała. Obsada młodzieżowego czempionatu w Poznaniu była lepsza.
- Bez porównania lepsza. Ja nigdy na mistrzostwa U-21 nie jeździłam i tak samo wyszło w tym roku. Poznanianki rozstrzygnęły wszystko między sobą [Paula uśmiecha się w stronę Piter i grającej właśnie Linette, finalistek mistrzostw U-21].
Kania, zawodniczka ChTT (foto Baran)
Ile zatem znaczy dla pani mistrzostwo Polski wywalczone w takich okolicznościach?
- Dla mnie liczy się złoto. Nikt nie będzie wiedział i pamiętał, kto grał, czy najlepsze czy nie. Po prostu złoto to złoto.
Latem poszła pani za ciosem zdobywając tytuł w Gliwicach. Czy dopiero to był prawdziwy przełom?
- To był przełom w takim znaczeniu, że właśnie przed tym turniejem zmieniłam trenera. Niedługo wcześniej rozpoczęliśmy współpracę i na dzień dobry przyszedł taki wynik!
Jeszcze turniej w Przerowie i koniec sezonu, który jak pani oceni?
- Celem było mieć trójkę z przodu rankingu. Na razie jest cztery. W Zawadzie nie obroniłam punktów, ale jest jeszcze jeden turniej, choć bardzo dobry obsadzony.
Nie przeraża pani to, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze mniej szans na grę w Polsce?
- Ktoś kto ma sponsora czy generalnie pieniądze, jedzie tam gdzie mu odpowiada. Dla takiej osoby jak ja, to "mały" problem. Grać w Polsce to zawsze tańsza sprawa. Za granicą euro robi swoje.