Na pierwszy dzień finałowego turnieju ATP World Tour przygotowywana jest mała uroczystość, podczas której Rafael Nadal i Roger Federer powiedzą kilka słów i wręczą okolicznościową tacę zaproszonemu do angielskiej stolicy Moyi, ex liderowi rankingu, od środy oficjalnie na sportowej emeryturze po 15 latach kariery.
Tymczasem sam Moyá jest żegnany przez media tenisowe. Piątkowa "L'Équipe" nazywa go "pierwszym konkwistadorem", przypomina jedyny wielkoszlemowy triumf (Roland Garros 1998) i relacje z Nadalem, który miał jeszcze bardziej wywyższyć hiszpański tenis (jest też ciekawostka natury praktycznej: Moyá jest leworęczny, ale gra prawą ręką, czyli dokładnie odwrotnie jak Rafa).
Popularny Charly, który ostatni raz niepokazowo zagra w hiszpańskim Masters (9-11 grudnia w Sewilli) odpowiadał na pytania czytelników dziennika "El Mundo":
Najlepszy moment w karierze?: - Prawdopodobnie fotel lidera rankingu w 1999.
Czy gdyby był bardziej waleczny, zdobyłby więcej?: - Ktoś, kto był przez pięć lat w Top 10, wygrał Wielki Szlem i był nr. 1 jest ewidentnie zawodnikiem walecznym.
Jak znajduje szczęście każdego dnia?: - We wszystkich małych detalach życia.
Jak wyobraża sobie dalsze życie?: - Myślę, że pozostanę zaangażowany w tenis. Na razie gram pokazówki.
Czy nie lepiej byłoby zakończyć karierę kilka sezonów temu? - Widzę, że chyba tak. Ale tkwiło we mnie uczucie, że nie daję z siebie 100%
Rafa powiedział, że jest jego idolem, ale czy z wzajemnością?: - Oczywiście. Podziwiam Rafę jako tenisistę i człowieka.
Czy to prawda, że do finału Masters 1998 przeciw Corretjy przystąpił na pustym żołądku? - Nie. Przegrałem ten mecz w głowie.