- Niepokonani w grupie, to dobrze brzmi - powiedział Matkowski. Polscy debliści odnieśli komplet zwycięstw, stracili tylko jednego seta i zdystansowali w grupie A braci Bryanów, najbardziej utytułowany debel w historii tenisa.
W sobotę rywalami naszych reprezentantów będą wicemistrzowie grupy B: albo Dick Norman i Wesley Moodie, albo Maks Mirnyj i Mahesh Bhupathi (ich mecz o 19:15). - Jest nam wszystko jedno, z kim zagramy w półfinale. Wydaje mi się, że będą to jednak Bhupathi i Mirnyj. Mimo problemów Bhupathiego z plecami, przez które w czwartek nie trenował, uważam, że zagra normalnie i da radę, bo są lepsi. Choć wolałbym właściwie grać z Moodiem i Normanem, bo z nimi przegraliśmy tylko raz i to po dwóch tie breakach - przyznał Fyrstenberg.
Ten ostatni o decydującym meczu grupowym: - Nie było łatwo utrzymać koncentrację po zwycięstwie w pierwszym secie, ale ani przez moment nie pomyśleliśmy, żeby odpuścić. Przecież tu za zwycięstwo jest bardzo dużo punktów do rankingu, są też pieniądze i prestiż - powiedział.
Mea culpa Matkowskiego: - Trochę zawaliłem gema serwisowego przy 5:4 w drugim secie, na szczęście bez złych konsekwencji. Za pewnie chyba się poczuliśmy, a ja szczególnie. Ale później w tie breaku udało nam się już dociągnąć do szczęśliwego końca. Wykonaliśmy zadanie, ale ten turniej dopiero teraz się zaczyna - stwierdził.
Co po wygraniu potrzebnego seta? - Nie chcieliśmy kalkulować i zastanawiać się z kim byłoby lepiej grać - kontynuował Fyrstenberg. - W sumie z każdą parą wygrywaliśmy i przegrywaliśmy już wcześniej. Nawzajem znamy od dawna swoje słabe i mocne strony - powiedział leworęczny warszawianin.
Fyrstenberg o starciach z najlepszymi: - Kiedyś mieliśmy serię czterech zwycięstw z Bryanami, w tym chyba nasz najlepszy mecz w sezonie, gdy w Miami pokonaliśmy ich 6:2, 6:2. Później znów jednak trzy razy byli lepsi od nas, zanim ich tu zwyciężyliśmy w meczu grupowym. Jesienią dobrze nam też szło przeciwko Nestorowi i Zimonjiciowi, ale i na nich możemy teraz trafić dopiero w finale.
Matkowski o celach: - Super, że udało nam się awansować z trzema zwycięstwami. To duże osiągnięcie, ale tak naprawdę jesteśmy tam, gdzie chcieliśmy być. Dopiero teraz możemy ugrać coś więcej niż zakładaliśmy przed przyjazdem. Planem minimum jest półfinał i nie zastanawialiśmy się czy wygramy dwa, a może trzy mecze. Będąc z dwoma zwycięstwami wciąż nie byliśmy jeszcze pewni awansu.