Z krajowej czołówki zabrakło jedynie sióstr Radwańskich. Faworytki gospodarzy nie zawiodły oczekiwań kibiców i obroniły tytuł sprzed roku. Zanim mogły odebrać medale i wznieść puchar, musiały stoczyć zażartą walkę, w której każdy gem był dosłownie na wagę złota.
Pierwszego dnia w planach był tylko jeden mecz. W wyniku losowania w pojedynku o awans do najlepszej czwórki musiały się zmierzyć ekipy WKT Mera oraz KT Masters Szczecin. W składzie warszawskiej znalazła się dawno niewidziana na polskich kortach Marta Domachowska. Jej udział był na pewno jednym z najjaśniejszych punktów całego turnieju. Wszyscy byli ciekawi jaką formę zaprezentuje. W końcu tuż przed przyjazdem wygrała turniej z pulą 25 tys. dol., zarówno w singlu jak i deblu.
Mecz z Natalią Kołat, halową mistrzynią Polski, rozpoczęła jak burza: bardzo szybko objęła prowadzenie 6:0, 3:0. Domachowska wyglądała naprawdę efektownie: grała bardzo szybko i agresywnie. Praca nóg i przygotowanie fizycznie również bez zarzutu. Patrząc na tak grającą Domachowską, chyba wszyscy obserwujący zauważyli potencjał, dzięki któremu była już w okolicach 30. miejsca na liście WTA. Niewykluczone, że niedługo tam wróci. W drugim secie Natalii udało się zaczepić na grę i mecz stał się wyrównany: Marta rozstrzygnęła drugą partię dopiero w tie breaku.
Obie drużyny, warszawska i szczecińska, miały wzmocnienie w postaci wypożyczonych zawodniczek. W barwach Mery zagrała Karolina Kosińska (WTS Deski Warszawa), natomiast w składzie Mastersa znalazła się Weronika Domagała (RKT Return Radom). Z ustawienia rakiet wyszło, że zagrały przeciwko sobie. Po ciężkim pojedynku wygrała Kosińska. Po tym meczu było 2:0 dla Mery. Trzeci mecz również dla Warszawy, czwarty dla Szczecina. W tej sytuacji jedyną szansą na zwycięstwo dla Mastersa było wygranie obydwu debli bez straty seta, chociaż to również nie gwarantowało zwycięstwa. Ta przewaga uśpiła chyba czujność warszawianek: drugiego debla oddały praktycznie bez gry.
W tym momencie wygrana Szczecina nie wydawała się już taka niemożliwa. W pierwszym deblu stanęły naprzeciwko sobie pary Kołat/Domagała oraz Domachowska/Kosińska. Pierwszy set dosyć niespodziewanie gładko dla Szczecina, w drugim Kołat/Domagała nadal bardzo dobrze grały i wyszły na prowadzenie 5:3. Mera zerwała się w tym momencie do walki i wyrównała na 5:5. Kołat i Domagała nie dały sobie jednak wyrwać zwycięstwa, wygrały dwa następne gemy i całą partię 7:5. To, co przed grami podwójnymi wydawało się mało prawdopodobne, stało się realne: KT Masters pokonał WKT Merę 8 gemami i awansował do półfinałów.
Większość obserwatorów była zaskoczona odpadnięciem Mery tak wcześnie. Przyczyny porażki były trzy: za słaba czwarta rakieta, Kosińska odczuła trudy pojedynku z Domagała na tyle, że odbiło się to na jej postawie w decydującej grze podwójnej oraz chyba zbyt wczesna pewność warszawianek, że meczu nie da się już przegrać.
Półfinały nie były bardzo wyrównane. WKS Grunwald Poznań pokonał UKT Radość 5-1, a AZS Poznań uporał się z KT Masters Szczecin 6-0. Mecz o trzecie również bez większych emocji: Masters pokonał Radość 5-1. Jedyny punkt dla Radości zdobyła Sonia Klamczyńska pokonując Adę Rosik 6:2, 6:4.
Natomiast finał pomiędzy Grunwaldem a AZS-em dostarczył emocji co nie miara: losy zwycięstwa wahały się do ostatniej chwili. Bardzo dobre spotkanie przeciwko Magdzie Linette, jednej z największych nadziei polskiego tenisa, rozegrała Basia Sobaszkiewicz. Pojedynek obfitował w wiele efektownych wymian z tyłu kortu. Więcej było punktów bezpośrednio wygranych niż błędów. Ostatecznie Linette wygrała 6:2, 7:6 i zdobyła pierwszy punkt dla swojej drużyny. Pojedynek pomiędzy Olgą Brózdą a Paulą Kanią (wypożyczona przez Grunwald) przez wielu uważany był za kluczowy dla losów całego meczu. Pierwszego seta wygrała poznanianka 6:3, drugiego Paula 6:1. W tym momencie spadł deszcz i pojedynek trzeba było przerwać. Przerwa nie odmieniała losów pojedynku, bo Paula wygrała decydującą partię 6:2. Jednak set wygrany przez Olę mógł mieć znaczenie w końcowym rozrachunku.
Dwoma kolejnymi singlowymi punktami drużyny się podzieliły. Katarzyna Piter pokonała Sylwię Zagórską, a Zuzanna Maciejewska uporała się z Kingą Anusiewiwcz. Wynik po singlach 3-1 dla Grunwaldu, jednak AZS był lekkim faworytem w grach podwójnych. W pierwszym deblu naprzeciwko siebie stanęły pary Brózda/Sobaszkiewicz oraz Linette/Piter. Lepsze okazała się Ola z Basią, zwyciężyły 6:4, 6:4. Maciejewska odniosła kontuzję w trakcie swojego meczu singlowego i nie dała rady wyjść na kort na grę podwójną. W związku z tym AZS na drugiego debla wystawił parę Zagórska/Mikołajczuk. Naprzeciwko nich stanął duet Anusiewicz/Kania. Pierwszy set niespodziewanie dla Grunwaldu 6:4. Była to ważna partia, ponieważ niwelowała ewentualną przewagę seta, którą miałby AZS przy wyniku 3-3. Drugiego seta zgodnie z planem zdobył AZS. O wszystkim zadecydował super tie break, w którym lepszy okazał się AZS 11-9. Końcowy wyniki 3-3, liczba setów taka sama, więc o zwycięstwie zadecydowała liczba gemów wygranych przez obie ekipy. Po podliczeniu okazało się, że o pięć więcej zdobył WKS Grunwald i to jego reprezentantki mogły się cieszyć z tytułu drużynowych mistrzyń Polski.
Organizatorzy na pewno mają się z czego cieszyć. Ich zawodniczki drugi raz z rzędu zdobyły złoty medal DMP. Udało im się zgromadzić praktycznie cała czołówkę Polski, dzięki czemu zawody stały na wysokim poziomie i kibice nie mieli prawa narzekać. Już dawno nie było tak mocno obsadzonego polskiego turnieju tenisowego. Podniosło to trochę prestiż tej imprezy i z pewnością jest to powód do zadowolenia. Indywidualne mistrzostwa Polski, które niedługo odbędą się w Łodzi, mogą niestety nie przyciągnąć tylu dobrych zawodniczek.
Drużynowe mistrzostwa Polski kobiet 2011, 23-25 czerwca:
1. WKS Grunwald Poznań
2. AZS Poznań
3. KT Masters Szczecin
4. UKT Radość 90 Warszawa
5. WKT Mera Warszawa