Przybył do stolicy Wielkopolski jako gwiazda, najlepszy polski tenisista, którego cały tenisowy świat w tym roku podziwiał za popisy wielkoszlemowe (Melbourne, Paryż i, szczególnie, Wimbledon). Kubot (ATP 60, najwyżej rozstawiony zawodnik imprezy) po wymęczonym zwycięstwie nad słowackim rywalem, 413. rakietą świata, otrzymał owację z trybun kortu centralnego Olimpii i, przez fanów zachęcony, odtańczył także kankana, jak po swoich największych triumfach w najważniejszych turniejach świata. Przerost formy nad treścią?
Na celowniku polskich fanów białego sportu ćwierćfinał Kubot-Janowicz (nr 1 kontra nr 2 krajowego tenisa), ale by mieć szanse na zwycięstwo w II rundzie z Marco Crugnolą (pogromca Michała Przysiężnego) lubinianin nie powinien znowu pozwolić rywalowi na rozwinięcie skrzydeł. Niedokładny przez większe fragmenty pojedynku z Čapkovičem, Kubot w trzecim secie musiał bronić się przed porażką, gdy "czujący już krew", stojący przed okazją na wielki sukces Słowak serwował przy 5:3. Kubota w "pełnej wersji" można było zobaczyć dopiero w tie breaku (piękne a skuteczne akcje serw&wolej i winnery), choć szanse na zakończenie spotkania miał już podając przy 6:5.
Kubot grał z Čapkovičem po raz trzeci (bilans 2-1): w 2007 roku w Astanie (challenger) lepszy był Słowak, w 2009 roku w kwalifikacjach w Pekinie (ATP World Tour) wygrał polski tenisista.
Z Crugnolą Kubot grał raz: przed trzema laty w Scheveningen (challenger) Włoch był lepszy 6:2, 6:2.
Także w sezonie 2008 Kubot wystąpił w poznańskim turnieju po raz ostatni: odpadł w I rundzie. Rok wcześniej dotarł do półfinału, a w latach 2004 i 2005 wygrał po jednym meczu.
Mecze 1/8 finału naszych zawodników, zarówno Kubota, jak i Janowicza (z Jaroslavem Pospíšilem), w czwartek. W środę zagrają w singlu pogromcy biało-czerwonych.