Obaj tenisiści byli faworytami meczów półfinałowych. Jako pierwszy w sobotę na kort wyszedł del Potro, który zmierzył się z Kevinem Andersonem (ATP 32). Zawodnicy ci znani są z potężnego pierwszego podania, które jest niebezpieczne szczególnie na kortach szybkich. I set to serwisowy popis byłego mistrza US Open, który stracił w całej partii zaledwie dwa punkty przy własnym podaniu i wykorzystał jedynego break pointa, wygrywając 6:4.
W II secie podanie Argentyńczyka funkcjonowało już słabiej. Celność spadła poniżej 60 procent i dwukrotnie dał się przełamać, przegrywając seta ostatecznie 3:6. III partia to walka gem za gem aż do stanu 4:4. Del Potro wygrał własne podanie i przy stanie 4:5 Anderson musiał wygrać gema serwisowego, by nie przegrać meczu. Argentyńczyk zwietrzył szansę i w połączeniu z nerwowością rywala, przy ponad dwóch godzinach spotkania miał dwie piłki meczowe. Pierwszą Afrykanin obronił, jednak przy drugiej okazji del Potro zamknął spotkanie. - Ten finał wiele dla mnie znaczy, ostatni raz o tytuł grałem w Estoril. Cały czas dokładałem wszelkich starań, żeby przełamać rywala, co na szczęście udało się w ostatnim gemie - mówił po meczu zwycięzca.
W finale del Potro zmierzy się z Tsongą, który grał z kwalifikantem, Danielem Brandsem (ATP 182). W całym meczu Francuz dwukrotnie przełamał podanie rywala i wygrał 6:2, 7:6(4). Były finalista Australian Open przez całe spotkanie znakomicie serwował, nie dając rywalowi ani jednej szansy na przełamanie.
Niedzielny finał będzie czwartą konfrontacją Tsongi i del Potro. Do tej pory Argentyńczyk wygrał wszystkie trzy mecze (ostatni w IV rundzie Rolanda Garrosa w 2009 roku) i w niedzielę zagra w 13. finale w karierze (9 wygranych). Dla Tsongi będzie to dziewiąty finał (6 triumfów na koncie). W przypadku wygranej Francuza, wyprzedzi on Mardy'ego Fisha w rankingu Race i awansuje na siódme miejsce.