Kei Nishikori, 21 lat, podopieczny Brada Gilberta (foto EPA)
I set nie zapowiadał takiego obrotu spraw. Japończyk bardzo słabo serwował (zaledwie 24 procent trafionego pierwszego podania) i trzykrotnie przegrał własnego gema serwisowego, a całą partię 2:6. W II secie Nishikori postawił wszystko na jedną kartę. Grał odważniej i agresywniej, co zaowocowało szybkim przełamaniem i prowadzeniem 4:2. Przy tym stanie Serb wygrał własnego gema serwisowego i za chwilę odrobił straty, wyrównując na 4:4. Od tego momentu obaj zawodnicy wygrywali gemy przy własnym podaniu i o losach seta decydował tie-break.
Đoković szybko zdobył mini-breaka i prowadzenie 2-0, jednak Japończyk odrobił stratę (przy zmianie stron obaj tenisiści mieli na koncie 3 wygrane punkty) i potem wygrał całą partię 7:6(4). Był to dziewiąty przegrany tie-break lidera rankingu w tym sezonie i jest on aktualnie jedynym zawodnikiem w czołowej dziesiątce rankingu, który w tym roku ma ujemny bilans w tych rozgrywkach (osiem wygranych).
w III secie Serba wyraźnie opuściły siły i koncentracja. Popełniał mnóstwo niewymuszonych błędów i nie nawiązywał walki w gemach, a całą partię przegrał 0:6. Był to pierwszy set przegrany do zera przez Đokovicia od marca 2010 roku, kiedy podczas turnieju w Indian Wells przegrał seta w tym stosunku z Mardym Fishem. Ponadto, ponosząc czwartą porażkę w tym roku, lider rankingu stracił szansę na uzyskanie najlepszego bilansu wygranych meczów w sezonie (rekord należy do Johna McEnroe, który w 1984 roku wygrał 82 mecze przy zaledwie trzech porażkach).
- Z powodu kontuzji trochę zmieniłem technikę serwisu. Uraz dokucza mi od US Open i wciąż boję się, że może to być coś poważnego. Moje podanie pozostawia wiele do życenia - mówił po meczu Đoković.
Dla Nishikoriego sobotni triumf jest największym w karierze i po raz pierwszy awansował do finału imprezy rangi ATP World Tour 500. W finale zmierzy się ze zwycięzcą meczu pomiędzy Rogerem Federerem a Stanislasem Wawrinką.