Dominika Pawlik: Bardzo ciężko jest znaleźć o panu jakiekolwiek informacje. Źródła podają różne dane, według jednych urodził się pan w Szczecinie, a według innych w Łodzi.
Tomasz Bednarek: - Urodziłem się w Pabianicach, wychowywałem w Łodzi. Mieszkałem w Szczecinie, a teraz we Wrocławiu.
I tam pan ma bazę treningową?
- Aktualnie trenuję w klubie Matchpoint, od dwóch lat moim trenerem jest Paweł Stadniczenko: współpraca układa nam się bardzo dobrze. W tym samym klubie gra Michał Przysiężny, z którym często razem trenujemy. Gramy na różnych nawierzchniach i na różnych obiektach. Na szczęście we Wrocławiu jest ich dużo i mamy wybór, w zależności od tego do występu na jakiej nawierzchni się przygotowujemy.
Podczas wyjazdów na turnieje ktoś panu towarzyszy?
- Na zawody głównie jeżdżę sam. Zdarza się, że mój trener pojawi się na dwóch turniejach w roku.
W którym momencie kariery postanowił pan postawić na grę podwójną? Do 2005 roku triumfy odnosił pan wyłącznie w Futuresach.
- To był zupełny przypadek, bo już miałem zamiar zakończyć swoją przygodę z turniejami międzynarodowymi i pozostać wyłącznie przy startach w kraju. Udało mi się wygrać z Michałem Przysiężnym Challengera w Poznaniu w 2006 roku. Później, w tym samym roku, z Marcinem Matkowskim byliśmy w finale w Szczecinie. Nagle w rankingu awansowałem około dwusetnego miejsca i stwierdziłem, że warto spróbować.
W 2009 roku rozpoczął pan współpracę z Mateuszem Kowalczykiem, a swój pierwszy sukces odnieśliście w największym polskim Challengerze w tym samym roku. Czy to było kluczowe wydarzenie?
- Turniej w Szczecinie był przełomowy. Wydaje mi się, że szczególnie dla Mateusza, bo uwierzył wtedy, że można ze wszystkimi wygrywać. Po tym turnieju zaczęliśmy grać dużo lepiej, poprawiliśmy także swój ranking.
Dwa lata temu, w rozmowie z naszym portalem, Kowalczyk powiedział, że to pan go "wypatrzył" i zaproponował współpracę. Jak to wyglądało z pana punktu widzenia?
- Zobaczyłem Mateusza podczas turniejów w Polsce: w Poznaniu, Bytomiu i Szczecinie. Zauważyłem, że dobrze gra, jest młody, ma super serwis oraz wiele innych zalet, więc stwierdziłem, że milej jest grać z rodakiem niż z partnerem zagranicznym.
Co zadecydowało o waszym sukcesie? Wygraliście pięć turniejów ATP Challenger Tour.
- Kluczem do sukcesu było to, że on ma niesamowity serwis, a ja mam dobry return, więc super się uzupełnialiśmy na korcie. Dobrze się rozumieliśmy, teraz jesteśmy przyjaciółmi.
Podbijaliście nie tylko Challengery, ale udało się także wystąpić w turniejach ATP World Tour i Wielkim Szlemie. Co pan najlepiej wspomina z tych występów?
- Najlepsze wspomnienie pochodzi z Belgradu [2009]: doszliśmy do finału, a sam turniej był bardzo dobrze zorganizowany. Strasznie dużo osób przyszło na nasz finał [przegrany z Santiago Gonzálezem i Travisem Rettenmaierem]. Wielki Szlem był dla nas głównie rozczarowaniem, szczególnie jeśli chodzi o Wimbledon. Zagraliśmy słaby mecz z braćmi Ratiwatana i to był jeden z naszych gorszych występów. Wiadomo, że podczas Wielkiego Szlema jest świetna atmosfera i jak się wychodzi na kort, to towarzyszą temu ogromne emocje. Z tego punktu widzenia jest to pozytywne, choć na Wimbledonie najlepiej się nie zaprezentowaliśmy. Na Rolandzie Garrosie graliśmy z Marcinem Matkowskim i Mariuszem Fyrstenbergiem, tam już było trochę lepiej, byliśmy blisko wygrania seta, choć ostatecznie nam się to nie udało.
Po Wimbledonie zagraliście jeszcze dwa turnieje, a później rozstaliście się aż do kwietnia 2011 roku. Zanotowaliście dziesięć kolejnych występów i znów nastąpiła przerwa, by pod koniec sezonu zagrać wspólnie w kolejnych trzech zawodach. Minęło pół roku...
- To nasz pierwszy turniej... od pół roku, chyba tak, nie śledzę tego dokładnie [śmiech]. Stwierdziliśmy, że warto zagrać razem jeden mniejszy turniej. A co będzie dalej? Jeszcze nie wiem, czy będę grał z Olivierem Charroinem, z którym się umówiłem, z którym w tym roku startowałem w wielu turniejach. Na razie gram z nim, ale sprawa jest otwarta.
Dlaczego się rozstaliście z Kowalczykiem? Wyniki były obiecujące przed każdą przerwą we wspólnych występach.
- Chcieliśmy spróbować czegoś innego, może wkradła się jakaś monotonia. Tak jak mówię, dalej jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ten drugi raz w 2011 roku, gdy graliśmy razem, trwał tylko dwa miesiące, bo tak się umawialiśmy, to nie był jakiś dłuższy powrót.
Od ubiegłego roku, od turnieju w Rennes występuje pan z Olivierem Charroinem.
- Olivier szukał partnera i nie mógł go za bardzo znaleźć [śmiech], ja byłem chętny. Zobaczyłem, że warto rozpocząć z nim współpracę, bo jest bardzo dobrym zawodnikiem i super kolegą. Bardzo dobrze się rozumiemy, wszystko idzie w dobrym kierunku. Zagraliśmy kilka dobrych turniejów. W tym momencie on ma dużo lepszy ranking ode mnie, więc niektóre turnieje będzie próbował grać z innymi i wyżej notowanymi ode mnie, ale gdy tylko mamy okazję, to gramy. Najbliższy nasz wspólny start to Prościejów, z pulą 125 tysięcy euro plus hospitality. Zobaczymy, co będzie dalej. Olivier będzie się starał zagrać w Wimbledonie, a ja zostanę na mączce. Być może później będziemy grali jeszcze razem.
Początkowo miał pan wystąpić w Challengerze w Ostrawie, a ostatecznie zagrał pan w turnieju ATP World Tour w Estoril, ale w duecie z Matthew Ebdenem.
- Było ryzyko, że nie dostaniemy się do turnieju wspólnie z Olivierem ze względu na mój słabszy ranking.
Na jakiej zasadzie wybiera pan występy w grze pojedynczej? Nie zawsze znajduje się pan na listach startowych, czy to zależy od wolnych miejsc w eliminacjach?
- Jeżeli mam czas, dobrze się czuję i mam na to ochotę, bo traktuję to bardziej jako rodzaj treningu aniżeli coś więcej. Dobrze jest się poruszać i przygotować do innych warunków, ponieważ co tydzień są jak gdyby inne piłki, inne korty. Niby jest to ta sama mączka, ale jednak co tydzień są inne warunki, trzeba się do nich przystosować, więc wolę być wcześniej, zagrać jeden, dwa mecze singla albo nawet przejść eliminacje, co mi się udało raz w tym roku i raz w ubiegłym. Jeżeli tylko mogę, to jadę na eliminacje singla.
Co dało panu ukończenie Uniwersytetu ATP? (jedno z dwóch zdjęć na profilu tenisisty na oficjalnej stronie ATP, znajdują się tam również m.in. Mateusz Kowalczyk, Michał Przysiężny, Miloš Raonić).
- Poproszę o następne pytanie [śmiech].
Dlaczego? Uniwersytet ATP, brzmi to całkiem poważnie [śmiech].
- Dowiadywaliśmy się jak działa struktura ATP, skąd pozyskiwane są finanse, jak wyglądają procentowo przychody i jak to wszystko wygląda. Plus emerytury... Tam było poruszanych bardzo dużo tematów, ale tak naprawdę nic specjalnego.
Jak wyglądają kwestie finansowe? Jacyś sponsorzy?
- Sponsorów jak na razie nie ma, więc mam nadzieję, że może jakiś się znajdzie. Radzę sobie sam. Polski Związek Tenisowy również się nie dokłada.
Czy stawia pan przed sobą jakieś cele?
- Celem jest przede wszystkim cieszyć się tenisem i starać się poprawiać swoją grę. Konkretnych celów wynikowych nie mam.