Serena Williams, która od samego początku prezentowała się w Cincinnati niemrawo, męcząc się w meczu II rundy z Eleni Daniilidou i dzień później z Urszulą Radwańską. Żadnej poprawy nie było też w piątek, w ćwierćfinałowej konfrontacji z Angelique Kerber, przegranej 4:6, 4:6.
W grze Amerykanki szwankowało w zasadzie wszystko. Słabo funkcjonował serwis (dwa asy przy aż pięciu podwójnych błędach), timing i ustawianie do uderzeń, a także brakowało zaangażowania mecz. Gestykulacja młodszej z sióstr Williams nie pozostawiała złudzeń - z każdą chwilą na korcie coraz bardziej się męczyła.
A męczyła się nie bezpodstawnie. Maraton trwający od Wimbledonu (wygrane Wimbledon, turniej w Carlsbad i igrzyska olimpijskie, Wimbledon i igrzyska także w deblu), połączony z serią 19 kolejnych wygranych musiał odcisnąć swoje piętno na grze wcale już niemłodej tenisistki. Porażka z Kerber nie powinna jednak wpłynąć na szanse Williams w US Open, gdzie będzie główną pretendentką do końcowego triumfu.
W meczu o finał Kerber zmierzy się ze zwyciężczynią pojedynku pomiędzy Petrą Kvitovą i Anastazją Pawluczenkową, który odbędzie się w nocy z piątku na sobotę polskiego czasu. Niemka odniosła już 52. zwycięstwo w sezonie. Kerber jest pierwszą tenisistką niemiecką, która pokonała Serenę od czasu... Steffi Graf (w 1999 roku w Sydney).
Energia rozpiera za to starszą z sióstr, Venus. Amerykanka, po stojącym na bardzo wysokim poziomie spotkaniu, pełnym efektownych piłek kończących, uporała się z Samanthą Stosur, która niedługo przystąpi do obrony tytułu wywalczonego przed rokiem na Flushing Meadows.
Dla Venus Williams, która chciała w Cincinnati zagrać także debla w parze z siostrą (ta jednak odmówiła, tłumacząc, że jest zbyt zmęczona), osiągnęła pierwszy półfinał turnieju WTA od niespełna dwóch lat, kiedy w pojedynku o finał US Open w roku 2010 uległa broniącej tytułu Kim Clijsters.